XI

106 9 0
                                    

Budzę się kiedy słońce wschodząc, nachalnie wpycha się do mojej sypialni przez szparki rolety. Przecierając oczy, przywołując na moją twarz resztki przytomności, idę do kuchni, mijając po drodze nierozpakowaną od trzech dni walizkę.

Półprzytomny robię sobie herbatę, maksymalnie skupiając uwagę na ilości cukru jaki do niej wsypuję.
Dwa, trzy, cztery... – liczę pod nosem.
Unoszę kubek do ust, a gorąco omiata moją twarz, spływając w dół, rozchodząc się przyjemnie po całym ciele. Każdy łyk to jak zastrzyk ciepła. Oraz cukru.

Owinięty w luźny szlafrok siadam do komputera. Nie liczę na moją wenę. Wiem że nie mogę. Wchodzę w internet w poszukiwaniu kolejnych, zupełnie nieprawdziwych i wyssanych z palca plotek, powołanych do życia z powodu mojej wpadki na lotnisku kilka tygodni temu.

Od szukania plotek, moja internetowa aktywność przeszła w zwykle scrollowanie Twittera. Niestety przez noc niewiele się zmieniło, nie licząc fanów One Direction i shiperów Larrego Stynlinsona którzy, mam wrażenie, oddychają i żyją tylko tym.
Kocham ich, ale czasami nie rozumiem.

Odkładam prawie pusty kubek z herbatą, na widok mojej komórki, szamoczącej się na stole w kuchni jak głupia.
Zmuszony wstać, podnoszę urządzenie na którym dominują zielono-niebieskie serduszka.

– Cześć Louis.

Harry gdzie jesteś? Jestem w naszej kawiarni codziennie, a ciebie nie ma. W dodatku byłem dziś na lotnisku, byłem też wczoraj i dwa dni temu, kiedy właściwie powinieneś przylecieć. Coś się stało? Zrezygnowałeś? – czułem po jego głosie, jak z każdym słowem coraz bardziej wpada w panikę.

To nie przez ciebie Boo, proszę przecież wiesz że nigdy bym ci czegoś takiego nie zrobił...

Właśnie zrobiłeś Harry – poczułem jakby zawieszał mi na szyi poczucie winy, niczym przepiękne perły.

Ale to nie przez ciebie. Powiedzmy że... potrzebowałem przerwy. Chwili oddechu. Przecież wiesz że nigdy bym od ciebie nie uciekał.

W słuchawce nastąpiła głucha cisza. Właściwie to nie całkowita cisza, w tle słyszałem jakiś niewyraźny głos.

– Louis, czy... czy miedzy nami wszystko w porządku? Chcesz jeszcze w ogóle żebym kiedykolwiek przyjechał?

Tak! Tak, jasne Harry, przecież... przecież jesteś moim najdroższym przyjacielem. Nie mógłbym tak po prostu pogrzebać naszej relacji, zwłaszcza że po czterech latach dopiero co się zaczęliśmy znowu spotykać.

Zastanawiałem się czy dla niego te słowa mają to samo znaczenie co dla mnie?
„Najdroższy", „spotykać".
Odsunąłem od siebie te myśli, skupiając się z powrotem na naszej rozmowie, która od kilku minut jakby umarła.

Ale... odpocząłeś Harry? Mam na myśli, przez te trzy dni? Tak, no wiesz, żeby przyjechać? – uśmiechnąłem się na myśl, jak musi wyglądać tak się mieszając.
Spojrzałem jeszcze raz w komputer.
Zero nowych plotek i teorii.

– Jasne, myślę że mógłbym przylecieć za kilka dni.

Super... będziemy w kontakcie Harrey. Pa!

Połączenie się urwało.

Jesteśmy po występie, w miasteczku, którego nazwy już nie pamietam. Puste kieliszki stoją na ladzie przede mną. Louis odkłada kolejne szklane naczynie. Zaczyna tańczyć i śpiewać. Kiwam się lekko do jego muzyki i mruczę razem z nim do nieokreślonego bliżej rytmu. Kocham jak śpiewa. Czuję jak cały świat przechyla się w rytm moich kroków.

Widzę grupkę ludzi zatrzymującą się w oddali.
– Eeeeeeei... LARRY! – krzyczy Lou i podskakuje wesoło, poślizgując się przy tym tak, że musiałem objął go pod ramionami by się nie wywrócił.

– Louis to ty? – woła jakaś dziewczyna, widzę że reszta jej koleżanek wyciąga telefony, kierując na nas kamery.
Mam już dość bycia obserwowanym.
LouLou, od którego wyraźnie czuję alkohol, zarzuca mi ramiona na szyję stając na palcach. Wydyma usta i przechyla się w moją stronę by mnie pocałować i, oh tak bardzo jak teraz chce tego pocałunku, tak odwracam go do siebie tyłem, na co brunet wydaje z siebie jakieś nieokreślone jękniecie, a ja opieram się na jego plecach, bo nagle moje nogi grożą upadkiem.

Dziewczyny w oddali zaczynają piszczeć. Chcę im powiedzieć żeby wracały do domów, że przecież przedstawienie się zakończyło.

Opierając się o ścianę z telefonem w ręku, wpatruję się w walizkę stojącą w korytarzu od trzech dni.

Spoglądam na pustą kartkę w komputerze, czekającą cierpliwie, aż nakarmię ją słowami.
Nagle, zupełnie jakby obudził się we mnie nowy impuls, zasiadam na drewnianym krześle wystukując nowe nuty w wysłużonej klawiaturze. Moje palce pędzą same, głowa goni jedynie za coraz to nowymi myślami, które muszę gdzieś utrwalić, by nie zniknęły już po chwili bezpowrotnie.

Meet me in the hallway
I just left the bedroom
Give me some morphine
Is there any more to do?

Kartka zapełnia się czarnym tuszem.
Dopijam zimną herbatę i spoglądam na komórkę, uśpioną w wyczekiwaniu na kolejne zadanie.
– Dzięki BooBear – ulatuje z moich ust.

Just let me know I'll be at the door,
Hoping you'll come around,
Just let me know I'll be on the floor,
Maybe we'll work it out
Gotta get better

Podśpiewuje sobie, wystukując kolejne słowa. Spoglądam na różową walizkę w korytarzu.

– Dzięki Boo.

❝ уєѕтєя∂αу яαи∂єs νσυz- LARRY ❞Where stories live. Discover now