XII

111 7 0
                                    

– To ty... – powiedziałem lekko zaskoczony ponownie spotykając szatyna z niebieskimi oczami, tego z toalety – ... Lewis.
– Harold.
– Harry – poprawiłem go z lekkim uśmiechem, na widok nieudolnej próby ukrycia zaróżowionych rumieńcem policzków chłopaka, w kubeczku wody.
„Nieśmiały, ale uroczy" - pomyślałem.

– Louis – szatyn też mnie poprawił. Uśmiechnąłem się szerzej i oparłem koło niego o zimną ścianę, naprzeciwko wielkiego automatu z jedzeniem.
– Też masz teraz przerwę? – spytałem po chwili ciszy. Głupie cele, uświęcają idiotyczne środki - pomyślałem, kiedy chłopak spojrzał na mnie krzywo, a w mojej głowie pojawiły się miliony czarnych scenariuszy, odnośnie tego co sobie teraz o mnie pomyślał.

– Nie, właściwie to wyszedłem w połowie przesłuchania by się napić – odparł, a ja właściwie nie mogłem wyczytać z jego twarzy ironii, której może nawet mogło tam nie być, kiedy niemalże cała jego twarz ponownie utonęła w plastikowym kubeczku.
– Oh – odparłem jedynie zawstydzony, pocierając swoje ramię.
Myślałem że rozmowa umarła.

– Hej, no co ty. Żartuję, jasne że mam przerwę – chłopak szturchnął mnie lekko w ramię ze śmiechem. Uśmiechnąłem się w odpowiedzi – Choć właściwie to nie do końca kłamałem. Naprawdę za chwilę mam przesłuchanie.

Ożywiłem się nagle, bo jak dotąd miałem okazję słuchać chłopaka jedynie w jakichś urywkach programu i powtórkach.
– Będę mógł... będę mógł przyjść? – spytałem, zastanawiając się gdzie się podziała nagle cała moja pewność siebie. Nie mam pojęcia czemu, ale cały czas czułem się przy Louisie taki nagi i bezbronny jak wtedy w łazience.

– Jeśli tylko chcesz poddać swoje uszy egzekucji, Harold... – wzruszył ramionami i trafił kubeczkiem do kosza, zupełnie nie ruszając się z miejsca. Patrzyłem na to z podziwem i... sam nie wiem czym jeszcze.

– Nie nazywaj mnie tak Lewis – spojrzałem mu prosto w oczy.
– Będę, Harold. Ale nie pozwalaj nazywać się tak nikomu innemu, Harold będzie naszym zawsze – sparodiował film, którego tytułu nie znałem, zmieniając przy tym zupełnie i całkowicie swój głos, znów wzbudzając we mnie zupełne zdumienie.

Zaśmiałem się, a Louis jedynie wpatrywał się w moje poliki jakby odkrył tam nowy pierwiastek. Spojrzałem na niego z niemym pytaniem w oczach.
– Masz dołeczki – chłopak delikatnie i ostrożnie dotknął mojej twarzy, jakbym mógł się rozpaść w każdej chwili. Na początku, stwierdziłem że chłopak bezkompromisowo jest cichym, zamkniętym w sobie i nieśmiałym typem, ale teraz zaczynałem się wahać.
„Może poczuł się przy tobie pewniej" – powiedziałem sobie.

Utwierdziłem się w moim przekonaniu jeszcze bardziej, kiedy odprowadziłem chłopaka praktycznie pod samą scenę, a na widok dwóch komentatorów i makijażystki, która już na niego czekała, szatyn momentalnie zesztywniał. Potarłem jego ramiona, jakbym mógł z powrotem, razem z krążeniem, pobudzić jego radość i humor, w zamian za co chłopak odwrócił się do mnie i obdarzył ciepłym uśmiechem.
Jego mama, jak mniemam, obrzuciła mnie ciekawskim spojrzeniem. Wokół niej gromadziła się, niczym świta, chmara młodszych dziewczyn, mogły być w wieku Louisa, część o wiele młodszych od niego, które lustrowały i badały mnie wzrokiem raz po raz. Spojrzałem na komentatorów klepiących Louisa w plecy, wszystkie dziewczyny, które przykleiły się do niego, niemal odcinając mu dostęp do tlenu, oraz matkę, jak mniemam, przytulającą go czule i składającą mokrego całusa na jego czole.
Obrzuciłem jeszcze raz wszystkie dziewczęta krótkim spojrzeniem i obejrzałem się za Lewisem, wchodzącym na scenę, całym drżącym z nerwów.

– Dzień dobry, jestem Harry Styles – uśmiechnąłem się czarująco.

↝♫♪༞♫♪↜

❝ уєѕтєя∂αу яαи∂єs νσυz- LARRY ❞Unde poveștirile trăiesc. Descoperă acum