Nagle zbiera mi się na wymioty.
Za sprawą impulsu zasłaniam usta dłonią, a wtedy to wszystko — dudniące mocno serce, wypełniający umysł szum, okropne dłonie, poobgryzane paznokcie, poszarpane skórki — uderza we mnie ze zdwojoną siłą.
Odrobina namysłu oraz desperacja wystarczą, abym zgarnął telefon z biurka, usiadł na łóżku i włączył FaceTime. Przez chwilę waham się, czy rzeczywiście chcę z kimkolwiek rozmawiać, ale...
Czuję, że zwariuję, jeśli nie zrobię czegoś z tą niepozorną ciszą.
Z zaciśniętymi zębami wybieram numer Newta, a wtedy wokół żołądka obwiązuje mi się upierdliwy supeł. Nie daję mu jednak za wygraną. Kosztem zżerających od środka nerwów znoszę każdy przejaw mdłości i przerażenia, aż wreszcie zastygam, kiedy na ekranie pojawia się niewyraźny obraz w jednej chwili prezentujący rozmazaną ścianę w pokoju Newta, a w drugiej — samego Newta. Kamera zaraz nabiera ostrości. Nasze spojrzenia się krzyżują — a raczej skrzyżowałyby się, gdybyśmy rozmawiali twarzą w twarz. Zagryzam wargę.
Cholera, o czym ja w ogóle myślę?
Zaciskam dłoń na telefonie.
O czym myślę...?
O wszystkim. Dosłownie o wszystkim, co sprawia, że natychmiast pochmurnieję i wariuję.
Ale o tym, co zrobić, żeby poczuć się lepiej, już nie.
Zaczynam tracić cierpliwość do samego siebie.
— Powiedz mi o czymś. O czymkolwiek — wypalam na starcie z nutą desperacji w głosie, z osobliwą emocją, której normalnie bym się wstydził i która bez wątpienia zmusiłaby mnie do schowania głowy w piach. Teraz jednak nie próbuję się odwracać i zakopywać pod stertą kłamstw, nie próbuję się maskować. Pozwalam, by Newt po raz kolejny zobaczył mnie dokładnie takiego, jakim jestem, i już dłużej nie wiem, czy czuję się z tym dobrze, czy przeciwnie: nadal myślę o jak najszybszej ucieczce z pola widzenia. — Proszę.
Nastaje wzbudzająca we mnie niepokój chwila ciszy, podczas której obraz znowu traci na ostrości. Mimo to dostrzegam, jak Newt podnosi się z łóżka i — chyba — wychodzi z pokoju, nie zamykając za sobą drzwi, co jest dość... dziwne, bo Newt ma totalnego fioła na punkcie zamykania czy domykania wszystkiego, co tylko znajdzie się w zasięgu jego wzroku.
— Planowałem właśnie zrobić sobie coś do jedzenia. — Schodzi po schodach, choć tego nie słyszę. Widzę jedynie przesuwające się stopnie w tle. — A ty? Jadłeś coś?
— Nie mam apetytu — mówię cicho, a Newt unosi brew w reakcji na to niedorzeczne wyznanie. Od razu rodzi się we mnie chęć wytłumaczenia, skąd wzięło się to mizerne samopoczucie sprawiające, że nie mam nawet ochoty na ulubioną kanapkę z KFC. — Wiesz... Miałem dzisiaj koszmarny dzień.
Newt zatrzymuje się i opiera plecami o lodówkę. Patrzy na mnie w taki sposób, jakby bał się o cokolwiek spytać. Możliwe, że ma na uwadze naszą ostatnią rozmowę, podczas której pozwoliłem sobie na mały pokaz paniki, i dlatego stara się nie podejmować tematu bezpośrednio, a subtelnie, krok po kroku, aby mnie nie spłoszyć zbyt gwałtownym przejściem do konkretów. W końcu o tym również mu powiedziałem — o tym, że nie chcę znowu czuć się tak... niepewnie i płochliwie, jakby całe zło świata miało czyhać na mnie tuż za rogiem; że nie chcę, aby lęki raz jeszcze przejęły nade mną całkowitą kontrolę i zmusiły do czegoś nieodwracalnego, do czegoś, z czym tak łatwo sobie nie poradzę. Cieszę się więc, że nie ignoruje mojego poczucia komfortu i nie naciska, mimo że najpewniej zastanawia się, jak sobie radzę.
A może nawet jestem mu wdzięczny?
Wracam do rzeczywistości.
— Chcesz o tym pogadać? — pyta wreszcie z łagodną nutą w głosie.
YOU ARE READING
Dni, które nie wrócą
General FictionFilozofia. Niezobowiązujące spotkania. Pozerstwo. Sam lubi każdą z tych rzeczy bardziej, niż można przypuszczać. Nie lubi jednak brania odpowiedzialności za powoli kiełkujące skutki błędów, które przyszło mu popełnić, kiedy za sprawą zaśl...
24. Tym razem jestem szczęśliwy
Start from the beginning