Jupiter camp tales

10 2 0
                                    

Anesito:
Blondynka siedziała na kępce słomy i rysowała coś w ziemi strzałą swojego łuku. W ziemi widać było krzywy zarys dwóch osób trzymających się za ręce. Dziewczyna poczuła łzę spływającą jej po policzku.
Minęły już prawie dwa miesiące, odkąd Leo Valdez, jej niedoszły chłopak opuścił obóz chcąc przez chwilę pożyć normalnie.
Pole uprawne, na którym siedziała było niezwykłym miejscem — to tutaj przyszła na świat. Swoją matkę pamietała jak przez mgłę, ciemnobrązowe włosy i oczy koloru niebios, była córką Jupitera i kobiety, która była córką Neptuna. Miała obszerne drzewo genealogiczne z kilkoma potężnymi bóstwami, więc dlaczego jej przypadł Amor? Był tylko jakimś marnym uosobieniem miłości i jedyne co jej dawał to głupią urodę i chęć zeswatania wszystkich na swojej drodze. Zazdrościła wszystkim potężniejszym od niej półbogom z obozu, choćby takiej Tris, córce Ceres, która kontrolowała rośliny i często plątała chłopakom nogi liśćmi trawy, albo Emily córce Austera, która okiełznywała wiatr południowy bez przeszkód, albo nawet dzieciom Venus, które przynajmniej mogły manipulować, dzięki swojej matce, albo i Skii, która tak dobrze władała ziemistym terenem i korytarzami podziemnymi, oraz widziała duchy i mogła wchodzić do podziemi. A ona? Co ona mogła? Wyobrażać sobie Jasona i Reynę w pocałunku? To jest dar od wielkiego Amora?
- Hej, co porabiasz? - zapytała osoba za nią.
- Rozmyślam, a ty?
- Szukam cię, czemu nie przyszłaś na trening? Reyna chce cię ukarać...
- Super - mruknęła dziewczyna wkładając swoją strzałę do kołczanu.
- Może lepiej jej powiesz, że nie najlepiej się czujesz?
- Jason, ja się dobrze czuję - zaprotestowała dziewczyna.
- Fizycznie, nie widać, a psychicznie wyraźnie jeszcze się nie ogarnęłaś po wyjeździe...
- Jest dobrze - przerwała mu Anesito - po prostu przyjmę karę, jaką tylko mi wymyśli, okej?
Jason usiadł obok niej i spojrzał jej w oczy.
- Wiem, że nie czujesz się dobrze, po tym jak Leo wyjechał... - Anesito poczuła ukłucie w sercu na dźwięk tego imienia - ale to nie znaczy, że musisz ciagle o nim myśleć. Musisz iść dalej. Zawaliły się twoje osiągnięcia, straciłaś siły, widać jak źle przez to przechodzisz, ale musisz dać sobie pomóc. Nawet Skia mi powiedziała, że nie chcesz jej słuchać, to nie jest normalne.
- Ja po prostu... odrobię te kary, dzięki Jason, ale sama muszę sobie z tym poradzić.
Zaczęła wstawać ale chłopak pociągnął ją z powrotem na słomiane siedzenie.
- Nie możesz teraz się zamykać, bo już nigdy z tego nie wyjdziesz, naprawdę. Jeżeli nadal będziesz się tak utrzymywać, to... - Jason zawahał się, jakby zastanawiając, czy napewno ma coś powiedzieć - to możemy ci wymazać pamięć...
Blondynka wytrzeszczyła oczy.
- Co?!
- Reyna już o tym wspominała, ja też, chcemy to zrobić dla twojego dobra, Ann. Dużo lepiej ci będzie, jeżeli zapomnisz o...
- Leo?! Naprawdę chcecie, żeby mi wymazać pamięć?!
- Ann, zrozum - zaczął Jason opanowanym tonem - jest z tobą coraz gorzej...
- Chyba raczej z wami! - wrzasnęła Ann - Nie chce niczego zapominać! Z resztą jak niby byście mi tę pamięć wymazali?!
Jason westchnął.
- Skia mogłaby użyć mocy Trywii...
- SKIA?! Nawet ona jest przeciwko mnie?! Nie wierze, po prostu kurwa nie wierzę...
Dziewczyna rozpłakała się i schowała twarz w dłoniach.
- Wszyscy... wszyscy przeciwko mnie... dlaczego?
- Ann, my chcemy dla ciebie jak najlepiej, wiesz o tym.
Jakaś część dziewczyny, wiedziała, że chłopak ma rację, ale nie mogła tej części dopuścić do głosu. Ciagle tylko widziała w głowie obraz Leo wracającego do obozu i ją nie wiedzącą kim on jest. Nie chciała, by tak się stało.
- Jeżeli Leo wróci, oddamy ci wszystkie wspomnienia... naprawdę Ann...
- JEŻELI?! Nie wierzycie, że on wróci?!
- Nie to miałem na myśli! - wyparł się chłopak - po prostu... tak mi się... powiedziało...
Ann wstała i pobiegła do swojego domku.

Reyna:

Reyna, siedząc na swoim pegazie obserwowała małą bitwę z wysokości kilku metrów. Włosy, pomimo, że zaplecione w warkocz, co chwile wychodziły i wpadały jej na twarz.
Walka była wyrównana, ale szósta khorta przebiła się do pierwszej i drugiej jako pierwsza. Powoli przechodziła dalej.
Na czele szóstej stała Skia, jutro minie pierwsza rocznica jej pobytu w obozie i dziewczyna dostanie pierwszy tatuaż. Czuć było, że jest potężna i władała mieczem jak mało kto, lecz Reyna jeszcze nigdy nie widziała jej tak pochłoniętej w wir walki. Tu prześlizgnęła się komuś pod nogami przewracając go, tam uderzyła bokiem miecza w zbroję Oktawiana, a jeszcze gdzie indziej rzuciła niebieskim ogniem, który był jednym z jej ulubionych zaklęć. Tłumaczyła to tym, że jest on całkowicie pod jej kontrolą i zamiast być gorący jak większość płomieni, ten jest żrący jak kwas do czyszczenia broni ze rdzy. Płomień padł na jedną z armatek wodnych wroga, a ta po chwili roztopiła się w małe, czarne bagienko. Reynie imponował styl walki Skii, była zawrotna i ostrożna, co chwile zmieniała kierunek myląc przeciwnika. Była najlepszą wojowniczką, dlatego czarnowłosa planowała mianować ją Centurionem szóstej khorty, lub przenieść ją do khorty dwunastej.
Kilka minut później walka zakończyła się, gdyż dziewczyna o szaro-niebieskich włosach w czarnej pelerynie stanęła przed oddziałami piątej khorty z sztandarem wroga w dłoni. Reyna zleciała na ziemię i pogratulowała khorcie wygranej. Skia wręczyła jej sztandar i otarła z twarzy strużkę krwi wypływającą z jej wargi.
- To była dobra gra - skwitowała z uśmiechem, po czym podciągnęła golf prawie, że na podbródek. Reyna ujrzała na jej szyi kilka kresek, jakby blizn, ale po chwili zapomniała o tym i poszła przekazać przegranej drużynie jakie zadania dostaną za przegraną. Myślała nad pomocą w sklepikach obozowych lub szorowaniem naczyń z kuchni i jakoś nie mogła się zdecydować.

ODWOŁANE PLS NIE CZYTAJ TEGO CUZ CRINGEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz