•- • Narada bogów • -•

15 2 0
                                    

Po sześciu godzinach ponownie zawitałam w obozie Jupiter. Anesito chyba sie stęskniła bo miała ochotę mnie zabić dusząc mnie w uścisku.
Wróciłam po południu, więc zdążyłam idealnie na kolacje. Usiadłam przy stoliku obok Anesito i zaczęłam żreć jak dzika świnia bo byłam w cholerę głodna. Wzięłam resztę gofra i wrzuciłam do ognia szepcząc „Bogowie, pomóżcie mi pomóc Anesito poderwać Leo. Venus i Amorze to w szczególności do was. Pozderki"
Nagle ogień buchnął a przy nim pojawiła sie mała dziewczynka.
- Witaj Westo - powiedziała Anesito z uznaniem.
- Witajcie dzielni herosi. - odwróciła sie w moja stronę - Skio, jako że jest jutro przesilenie zimowe, twój ojciec i Diana zapraszają cię na radę bogów. Przybądź jutro z rana -
Westa uśmiechnęła sie i zniknęła. Ogień buchnął a wszyscy obozowicze spojrzeli na mnie dziwnie.
Nie wiedziałam co zrobić, więc odeszłam z powrotem do stołu. Wszyscy sie na mnie gapili.
- Ptak sie na mnie zesrał, czy co? - zapytałam zdziwiona.
- Emm.. - zaczęła Anesito - niewiele osób ma zaszczyt przybyć na radę bogów, tym bardziej że zaprasza cię twój ojciec, którego podobno nie znasz.
Teraz zrozumiałam czemu sie dziwili. Nie mówiłam kim jest mój boski rodzic, a teraz Westa się wygadała.
- No to chyba pójdę przygotować jakieś ładnie ciuchy. W co powinnam sie ubrać? - zapytałam jakby nigdy nic.
- Umm... Bogowie zwykle noszą białe togi... - powiedziała jedna dziewczyna z domku Venus.
Nie miałam togi więc postanowiłam pójść w jakichś jeansach i mojej pelerynie.

Wieczorem wymknęłam sie z dusznego domku i cicha niczym bąk na bankiecie u Plutona weszłam do domku Ann gdzie patrząc na Anesito, która czytała nowe oblicze Greya walnęłam plaskacza.
Słońce już zaczynało zachodzić, więc musiałam się spieszyć.
Za pomocą telekinezy, której nauczyła mnie Trywia/Hekate, zebrałam trochę wody z kałuży na podłodze i podniosłam tak by pokazała sie tęcza. Dla pewności zrobiłam sie niewidzialna za pomocą peleryny. Rzuciłam w tęczę złotą drachmę i szepnęłam „Bogini Irydo przyjmij moją ofiarę, do Leo Valdeza". Woda była skierowana idealnie by pokazywać Ann siedzącą w fotelu. Po kilku sekundach w tęczy pojawił sie Leo. Szepnęłam „pogadaj z nią, tęskni". Chłopak zdziwił się, ale nie protestował.
- Hej, Ann? - zaczął nieśmiało.
Dziewczyna podskoczyła w fotelu, schowała książkę pod poduszkę i dostrzegła Leo w tęczy.
- Leo? Co... coś sie stało?
Błagałam w myślach żeby powiedział że to on zadzwonił i na moje szczęście tak właśnie powiedział.
- Pomyślałem że sie stęskniłaś, bo kto by nie tęsknił?
Ann zaśmiała sie i założyła kosmyk włosów za ucho.
- Miło, że o mnie pomyślałeś...
gadali i gadali a ja jak głupia trzymałam wodę telekinetyczne.
Wtem obraz zaczął sie zamazywać. Słońce zachodziło.
- Chyba musimy kończyć... pogadamy jutro, dobrze? - zapytała Ann.
- Oczywiście. Żebyś tylko nie tęskniła!

Nie wytrzymałam i upuściłam strumień wody z powrotem na ziemię.
Ann była wniebowzięta i nie zauważyła gdy uchyliłam drzwi i wyszłam.

Następnego dnia, ubrałam się, można powiedzieć że elegancko i ruszyłam na Olimp. Chciałam wezwać Màvrosa, ale nikt o tym nie wiedział, więc podarowano mi pegaza. Jednak niepotrzebnie. Przy śniadaniu zapłonęły ognisko i pojawiła sie Westa.
- Witaj Skio, zabiorę cię do bogów. Wszyscy czekają.
Nie protestowałam.
Westa teleportowała mnie do sali tronowej. Siedział tam Zeus, Posejdon, Ares, Hefajstos, Apollo, Dionizos, Hermes, Hades i Hera, Demeter, Afrodyta, Artemida i Atena. Wszyscy w greckich postaciach. Przed nimi stal chłopak, którego zastąpiłam pod niebem, Annabeth i Ciemnowłosa starsza dziewczyna. Bogowie właśnie głosowali czy zabić chłopaka. Ostatecznie zdecydowali, że nie. I nagle zauważyli mnie.
- Kto to jest? - zapytał Zeus z iskierkami w oczach.
- Miło, że Pan pyta, mam na imie Skia du Tanada Skotadii di Pnevma et Emfanisi, dla znajomych Skia. Wiem, że ciężko spamiętać, szczególnie ograniczonym umysłom, ale nie ja te imiona wybierałam.
Szczerze to nie chciałam być taka chamska, ale wydawało mi się, że jedną z bogiń z mojej rodziny mogła być Hybris.
Hades patrzył na mnie z nieodgadnioną miną.
Wszyscy wyglądali na zdziwionych, poza ojcem i Artemidą.
- Co ty tu robisz, Skio? - zapytała spokojnie Atena.
- Zostałam wezwana przez mojego ojca jak sądzę.
- Ojca... - Zeus spojrzał na wszystkich bogów po kolei - czyje to dziecko, przyznać się!
Ares wzruszył ramionami z obrażoną twarzą, Hefajstos prychnął, Posejdon zmarszczył brwi, głęboko się nad czymś zastanawiając, Dionizos pokręcił obojętnie głową, Hermes spojrzał mi w oczy i pokręcił głową, a Hades tylko siedział z obojętną miną.
Po chwili Zeus ponownie się odezwał.
- Wyraźnie powiedziała ojciec, więc musi to być ktoś z was!
Hades westchnął.
- Przyznaje się, możesz mnie za karę odesłać z powrotem do podziemi - mruknął sarkastycznie.
Na ciele króla bogów zaiskrzyło błyskawice.
- Ty?!
- Mhm
- Jak mogłeś złamać przysięgę?!
- Mówisz to tak jakbyś nie zauważył, że twoje złamanie przysięgi stoi jakieś piętnaście metrów od ciebie.
Zeus walnął pięścią o blat stołu.
- A więc, Hadesie, ty też? - zapytała poirytowana Atena.
- Mhm.
Wtem ze swojego tronu wstała Artemida.
- Bez względu na to czyją Skia jest córka, trzeba przyznać, że uratowała mnie i tych troje herosów od Atlasa. To powód, dla którego ja również ją tu przywołałam.
Z nieba wystrzeliło kilka piorunów.
- Ta dziewczyna musi umrzeć! - wrzasnął Zeus - i to natychmiast!
Wzruszyłam ramionami.
Wyciągnęłam miecz od Hekate.
- Jeżeli takie jest Pańskie życzenie - powiedziałam przykładając miecz do szyi - to jestem zobligowana je spełnić.
Przeszedł mnie dreszcz. Wiedziałam, że bogowie nie pozwolą bym się zabiła, ale i tak poczułam dreszcz przerażenia, gdy stygijslie żelazo dotknęło mojej szyi, nawet przez materiał golfu.
- Miło było poznać - powiedziałam teatralnie się kłaniając po czym pociągnęłam miecz w stronę gardła...

...w ostatniej chwili zatrzymałam ostrze.
- Nie no, jaja sobie robie - wyjaśniłam odkładając miecz - nie jestem taka głupia, nie słucham się impulsywnych władców, uważających się za sąd ostateczny.
Kilku bogów wyciągało ręce jakby chcieli pochwycić moje ostrze, herosi patrzyli na mnie z przerażeniem, a Hades się roześmiał bardzo mrocznym śmiechem.
- Taa, mogę z dumą stwierdzić, że jesteś moją córką.
W oczach zeusa wybuchnęły błyskawice.
- Na zbyt dużo sobie pozwalasz herosko!
- Uh, ja bym powiedziała, że jest na odwrót.
Posejdon się nie powstrzymał i wybuchnął śmiechem, podobnie jak Hades, Ares i Apollo. Zeus natomiast nie wyglądał na zadowolonego.
- Dobra, młoda, wystarczy, bo się nam Zeus wkurzy - ostrzegł Hades nadal chichocząc.
Artemida dziwnie się na mnie patrzyła, jakby rozważała, czy się zaśmiać, czy raczej rzucić mnie wilkom na pożarcie. Jednak, jakimś cudem wybrała śmiech.

Następne wydarzenia nie były zbyt interesujące więc je pominę. Skończyło się na nawałnicy w Meksyku, ale jakoś udało się uspokoić Zeusa.
Muzy grały jakąś muzykę, lecz każdy słyszał coś innego. Ja słyszałam Thunderstruck od Ac/Dc, więc nie było najgorzej. Jedzenie było smaczne, a picie właśnie szlam sobie załatwić.
Bogowie przybrali bardziej ludzkie rozmiary, żeby porozmawiać z herosami.
Moje kroki były tłumione przez ogólny hałas na sali. Zatrzymałam się przy tronie z winorośli. Siedział na nim odrobine pulchny bóg w greckiej todze, popijając dietetyczną colę.
- Witaj Dionizosie.
- Oh to ty, nieźle zripostowałaś Zeusa. Czego chcesz?
- Cóż... - zaczęłam - chciałabym poprosić... no... o jakiś kieliszek wina, wiem że pan jest degustatorem, jak i patronem tego szlachetnego trunku i byłabym zachwycona mogąc spróbować pańskiego faworyta.
Bóg spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Próbowałaś już kiedyś wina? - zapytał.
- Oczywiście, ale nie piłam zbyt wielu...
- Jakie już piłaś?
- No... Chianti i Porto... Hades w takich gustuje i czasem mnie częstuje...
- Mhm... słodkie czy wytrawne?
- Wytrawne...
- Zeus patrzy?
- Co? nie...
Dionizos machnął ręką a na stole pojawił się kielich wina.
- Dziękuje - powiedziałam uradowana.
- Czuję, że wyrośnie z ciebie rozsądny człowiek, nie sądziłem że Hades ma taki dobry gust. Smacznego. I jak coś - mnie tu nie było.
Potaknęłam i chwyciłam kielich szczęśliwa.
- Mógłbyś jeszcze zmienić naczynie? No wiesz, żeby nikt się nie domyślił...
Dionizos machnął ręką i kielich zmienił się w zwykłą szklankę.
- A teraz idź, bo jeszcze zacznę lubić herosów.
Minęły godziny a Olimpijski bankiet powoli dobiegał końca.
Wtem z cienia wyłonił się mój ojciec.
- Sądzę, ze musimy pogadać.

ODWOŁANE PLS NIE CZYTAJ TEGO CUZ CRINGEWhere stories live. Discover now