↪ 5 ↩

1.6K 144 177
                                    

Remus leżał zmęczony w skrzydle szpitalnym. Wczoraj przeszedł kolejną pełnię. Nie czuł się może jakoś bardzo źle jednak na pewno nie najlepiej na świecie. Najgorsze było to, że właśnie dzisiaj były jego urodziny. Naprawdę chciał je spędzić fajnie. Może wraz z chłopakami zrobić małą imprezkę. W końcu dzisiaj miał kończyć piętnaście lat. Jednak nie. Jego przypadłość mu na to nie pozwoliła i jak na złość był po pełni akurat w dzień swoich urodzin.

Jego przyjaciela jednak nic o tym nie wiedzieli. Znali się cztery lata i wiedzieli o sobie już naprawdę wiele, jednak Lupin bał się ich reakcji. Uważał, że jeśli chłopcy się dowiedzą, zostawią go, a on będzie sam. Nie chciał być sam. Samotność była straszna. Poza tym strata tak ważnych dla niego osób byłaby bardzo bolesna. Mówił gryfonom, że jedzie na trzy dni do chorej matki, bo tyle mniej więcej zajmowała pełnia wraz z wyleczeniem ran. Choć mama Remusa zawsze odbierała go z dworca i nigdy nie wyglądała na chorą, to przyjaciele nie pytali o to.

— O czym myślisz, Remusie? — podskoczył gdy usłyszał głos Syriusza, odwrócił się w stronę głosu i nie mógł uwierzyć własnym oczom. Co oni tu robią? Skąd oni wiedzą, że Remus tu jest?

— Widzisz ten szok na jego twarzy. — powiedział rozbawiony James, ówczesnie dźgnął Syriusza w żebra.

— Nie cieszysz się, że nas widzisz? — zapytał niepewnie Peter. — Dzisiaj twoje urodziny! Nie możesz siedzieć tu sam.

James usiadł na skraju łóżka Remusa, Syriusz na krześle, które stało obok jego łóżka, a Peter wpakował się mu do łóżka. Jednak wilkołaka zastanawiało jedno: gdzie do cholery jest pani Pomfrey?

— Skąd wie-. — Nie zdążył dokończyć pytania gdyż James mu przerwał.

— Skąd wiedzieliśmy, że tu leżysz? To proste. Nas nie nabierzesz na chorą matkę. Może na pierwszym roku trochę tak, ale z czasem utwierdzaliśmy się tylko w fakcie, że to kłamstwo.

— Dlaczego kłamałeś? — zapytał Peter przekręcając głowę w bok. Remus nie wiedział co ma zrobić.

— Kła-kłamałem? — zmarszczył brwi. Chciał grać głupiego. A może nie chciał ale tylko to przychodziło mu do głowy.

— Wiemy, że jesteś wilkołakiem. — powiedział prosto z mostu Syriusz, a Remusowi zebrało się na płacz. Teraz jego przyjaciele go zostawią. — Czemu płaczesz?

— Nie płacze. — powiedział i spuścił głowę — Ja... Ja nie chcę żebyście mnie zostawili.

Chłopcy spojrzeli po sobie zszokowani i parsknęli śmiechem. Remus spojrzał na nich nie rozumiejąc.

— Czemu mielibyśmy cię zostawić? — popatrzył na niego rozbawiony James.

— J-ja... Jestem potworem. — szepnął Remus.

— Ty? Potworem? Jesteś najbardziej delikatną osobą jaką znam. — powiedział Syriusz — Masz po prostu... Mały futerkowy problem. — wyszczerzył się, a Remus wytrzeszczył oczy. Przez słowa Blacka, brązowowłosy pomyślał nawet przez chwilę, że jego wilkołactwo to coś normalnego.

— Świetne określenie, Syriusz. — zaśmiał się Peter, a czarnowłosy uśmiechnął się dumnie.

— Jak się dowiedzieliście? — zapytał zielonooki.

James wzruszył ramionami i powiedział:

— To nie było takie trudne. Mam na myśli... No wiesz: masz blizny, o których nie chcesz mówić. Zdarza się, że co jakiś czas pojawiają ci się nowe. Znikasz co miesiąc i akurat zawsze wtedy gdy księżyc jest w pełni, a twoja matka wcale nie jest chora.

— Na początku myśleliśmy, że twoja mama może jest wilkołakiem. Jednak to nie miałoby sensu. Nie byłoby potrzeby abyś do niej jeździł. Mogłaby cię z łatwością zabić. — stwierdził Pettigrew.

— A teraz my mamy pytanie: czemu kłamałeś? — spytał okularnik

— J-ja... — zająknął się Remus — Bałem się, że jeśli się dowiecie to was strace. Bałem się, że będziecie się mnie bać i będę znów samotny.

— Głuptasie. — zaśmiał się szarooki — Jesteśmy przyjaciółmi. Przyjaciele są ze sobą na dobre i na złe.

— Dokładnie! — krzyknęła pozostała dwójka, a Remus uśmiechnął się rozczulony.

Czuł, że ma prawdziwych przyjaciół.

10.03.1975r

Drogi pamiętniku

Dzisiejszego dnia moi przyjaciele dowiedzieli się o mojej przypadłości. Zareagowali jednak bardzo łagodnie i zrozumiałem, że nie mam czego się obawiać. Jestem im wdzięczny, bo są ze mną. Dostałem od nich równiez prezenty na urodziny. Siedzieli tak długo aż Pomfrey ich nie wygoniła. Nie jestem w stanie więcej napisać, bo wciąż jestem obolały. Do następnego.

~R.L

Diary || WolfstarWhere stories live. Discover now