39.

5 0 0
                                    

Staliśmy w kręgu, na środku polany niedaleko zamku Evy.
- Tylko trzymajcie się mocno, żeby nikogo nie wywiało w inne miejsce.- Emma uśmiechnęła się szeroko.
Najwidoczniej humor jej zaczął dopisywać.
- Nie rozumiem, czemu nie mogę iść z wami? - Chrissy stała niedaleko nas z założonymi rękami i naburmuszoną miną.
- Bo nie mogę znowu cię stracić. - Spojrzałam na nią. - Tym razem masz się ukryć tam, gdzie kazał Maveth. I masz tam czekać, aż wrócimy.
- Ale... - Zaczęła.
- Chrissy proszę. - Wbiłam w nią wzrok. - Zrób to dla mnie.
- Dobra. - Odpuściła i cofnęła się jeszcze o krok. - Powodzenia. - Pomachała nam, a po chwili otoczył nas teleportacyjny wir.

***

Lądowanie było nieprzyjemne, jak wspomnienia związane z tą krainą.
Czarna, brudna ziemia, zachmurzone niebo, brak jakichkolwiek oznak słońca. Ponuro i parno. Prawie, jak w piekle.
- Rzuciłam na nas zaklęcia kamuflujące, więc dopóki sami się nie ujawnimy to Hekate nie będzie miała pojęcia, że przebywamy na jej terenie. - Emma otrzepała się z kurzu i obdarzyła nas szerokim uśmiechem. Jej zmiana nastawienia do świata o 180 stopni była naprawdę dziwna, ale w sumie podobała mi się nowa, szczęśliwa Emma.
- To w takim razie bierzmy się do roboty. - Maveth wymamrotał gorzko i ruszył przed siebie.
- Dokąd idziesz? - Emma zagrodziła mu drogę.
- Po berło.
- Nawet nie wiesz, gdzie go szukać. - Pokręciła głową, a jej czarne włosy zafalowały. - Więc pytam poraz kolejny, dokąd idziesz?
- O co ci chodzi !? - Maveth się zjeżył. Wyglądał okropnie.
- O nic. Chcę tylko, żeby wszystko się udało. - Odparła. - I żebyśmy przeżyli, a skoro nie masz pojęcia dokąd iść, to nigdzie nie idziesz. - Rozkazała mu i odwróciła się do mnie. - Gotowa?
- Jasne. - Wymamrotałam. Atmosfera była bardziej gęsta niż mgła, która zaczęła nas otaczać.
- W takim razie, komu w drogę, temu... Coś tam. - Machnęła ręką i ruszyła w przeciwnym kierunku, niż ten, w którym wcześniej chciał iść Maveth.
- A ty wiesz dokąd mamy iść? - Zrównałam się z Emmą i spojrzałam na jej napiętą i pełną skupienia twarz.
- Powiedzmy, że pół na pół. - Zerknęła na mnie. - W zapiskach nie do końca jest to wyjaśnione. Większości rzeczy trzeba się domyślić, ale jestem dobrej myśli. - Wzruszyła ramionami.
- W porządku. To dokąd zmierzamy?
- Na trujące mokradła. - Widząc moją minę dodała: - Trujące są tylko z nazwy. Po prostu, jak na nie spojrzysz to masz wrażenie, że trują samym wyglądem.
- No chyba, że berło jest schowane pod nimi. W błocie, brudnej wodzie...i niewiadomo w czym jeszcze. - Maveth obdarzył mnie naprawdę złośliwym uśmiechem. Już dawno nie widziałam tego uśmieszku...na tej głupiej gębie.
- Tak czy siak dobrze, że jesteś z nami, bo na pewno chętnie pomożesz swojej ukochanej. - Emma poklepała mnie po plecach na co zareagowałam skrzywieniem się, bo ogarnęłam, że nikt nie wie, co się stało pomiędzy mną a Mavethem. Ale to nie był czas nas wyjaśnienia.
Szliśmy dalej w milczeniu mijając dziwne drzewa, jakieś resztki po posągach i przeróżne stwory, które wyglądały na znudzone albo ledwo żywe. Ale najważniejsze, że nie zwracały na nas uwagi.
Trujące mokradła nie były aż tak daleko, jak mi się wydawało. Po jakichś 40 minutach marszu, ziemia pod naszymi stopami zaczynała zmieniać swoją strukturę. Z twardej i suchej, stawała się mokra, miękka i kleista.
Nasze buty coraz bardziej się przyklejały do podłoża, co mocno nas spowalniało.
- Jesteśmy już blisko. - Emma wyszczerzyła się do nas triumfująco.
- No co ty nie powiesz. - Maveth odrzekł ironicznie i skrzywił się, gdy jego stopa wylądowała na czymś miękkim i śmierdzącym.
- Uwaga na bączne pieczary. - Emma zaśmiała się perliście. - Karma wraca szybciej niż się spodziewamy, co braciszku?
- Nieważne. - Maveth obdarzył nas morderczym wzrokiem i wyprzedził nas o dobre kilka metrów.
Szłyśmy ramię w ramię. Miałam dziwne wrażenie, że Emma chce mi coś powiedzieć. Wystarczyło spojrzeć na jej twarz.
- O co chodzi? - Zapytałam w końcu.
- O nic.
- Przecież widzę. Czaisz się z czymś. Maveth sobie poszedł, więc mów. - Dałam jej lekkiego kuksańca w bok, na zachętę.
Dziewczyna milczała przez dłuższą chwilę.
- Dobra. Pamiętasz, jak ci mówiłam, że właściwie oprócz książek i życia w bibliotece to nie mam niczego innego? - Kiwnęłam głową. Pamiętałam. - To teraz chyba znalazłam kogoś, dzięki komu poznaję inne życie. Mniej samotne. - Na jej bladych policzkach pojawiły się rumieńce, a oczy błyszczały, jak nigdy. Emma była przepełniona szczęściem.
- Em, tak bardzo się cieszę. - Objęłam ją w pasie i przytuliłam. - Naprawdę. Zdradzisz mi któż to taki?
- Wiesz... - Rozmowę przerwał nam Maveth, który podbiegł do nas i zasapany zaczął coś bełkotać.
- Oddychaj. - Wymamrotałam do niego, poklepując go po plecach. Myślałam, że jest w trochę lepszym stanie, ale wyglądał kiepsko.
- Uf, ale się zmęczyłem. - Zaśmiał się, ale nie wyglądał na wesołego.
- Co się stało? - Emma spojrzała na niego unosząc jedną brew do góry.
- Znalazłem berło. - Wskazał palcem w miejsce, którego przed chwilą przybiegł. - Ale będzie problem.
- Jaki? - Zapytałam, czując jednocześnie, jak całe moje ciało się napina.
Maveth spojrzał mi w oczy.
- Berło jest strzeżone przez Potępieńców. - Stwierdził zrezygnowany.
- To faktycznie mamy problem. - Potwierdziła Emma i zaczęła gorączkowo myśleć.
- A kto to ci "potępieńcy"? - Spojrzałam na ich zmartwione twarze. Przez ich reakcję domyślałam się, że nie będzie łatwo zdobyć potrzebny nam relikt.
- To dusze, którym nie udało się odejść w spokojne miejsce. Zazwyczaj są to ci, którzy za życia popełnili wielką zbrodnie, albo wyrządzili komuś ogromną krzywdę. - Emma spojrzała na mnie.- Jeśli faktycznie strzegą berła to mamy przesrane. - Pokręciła głową. - W momencie, kiedy spróbujemy pożyczyć ich "skarb" możemy zostać opętani, mogą wyssać nasze dusze, a nawet przemienić nas w to czym sami są. - Emma się wzdrygnęła.
- Potrzebny będzie nam plan. - Maveth spojrzał na nas.
- Zamieniamy się w słuch. - Jego siostra przewróciła oczami.
- Ty i ja odwrócimy ich uwagę, a gdy zaczną nas ścigać to Skyler się zakradnie i zabierze berło. - Maveth powiedział to takim tonem, jakby to była najprostsza rzecz na świecie.
- A gdzie ono się dokładnie znajduje? - Zapytałam, chociaż szczerze byłam sceptycznie nastawiona do tego planu.
- Będziesz musiała zanurkować. Pod wodą jest ukryta jaskinia, ale nie da się do niej wejść tak po prostu. Jest zamknięta żelazną kratą. Trzeba będzie ją rozwalić. - Spojrzał na mnie. - I zabrać berło. Będzie się świecić jak neon, więc na pewno je zauważysz. - Poklepał mnie po ramieniu. - Życzę powodzenia.
- Brzmi, jak bułka z masłem. - Podsumowałam ironicznie.
- Dasz sobie radę Sky. - Emma objęła mnie delikatnie. - Po prostu nie panikuj, czystość umysłu to podstawa.
- Jasne. - Wyszeptałam i ruszyłam w stronę jeziora, zostawiając za sobą Emmę i Mavetha.

***

Zanurzyłam się powoli w lodowatej wodzie. Potępieńcy oddalili się na drugi brzeg jeziora, kierując się w stronę hałasu, jaki robiła Emma z Mavethem.

Każdą część mojego ciała drżała nie tylko z zimna, ale i z przerażenia.
Bo co jeśli się nie uda? Co jeśli Potępieńcy mnie zauważą albo wyczują? Mogę zginąć w jednym z najważniejszych momentów.
Ryzykując życie ryzykuję jednocześnie losy wszystkich Krain.
Oczywiście bez presji Sky, zawsze mogło być gorzej.

Byłam już na środku jeziora. Szybko spojrzałam w stronę Emmy i Mavetha, którzy właśnie walczyli z Potępieńcami. Widziałam tylko zarys ich sylwetek poruszających się na tle piekielnej krainy.
- Chyba radzą sobie z tymi stworami. - Pomyślałam i podpłynęłam jeszcze kawałek aż ujrzałam pod ciemną taflą wody coś, co świeciło się niczym neon na tle czarnej dziury, tak jak mówił Maveth.
Wzięłam głęboki wdech i zanurkowalam.
Widoczność miałam mocno ograniczoną. Światło było oślepiające, oczy piekły mnie od zimnej i niezbyt czystej wody, a nogi i ręce były obolałe i skostniałe od zimna.
Jednak nie mogłam się poddać. Nie teraz. Nie tutaj.
Płynęłam w dół, w stronę światła, jak ćma, która lecąc do światła lampy liczy na odrobinę ciepła i szczęścia, a na końcu i tak czeka ją śmierć.

Dotarłam do żelaznej kraty. Wyglądała na grubą i solidną, i na pewno nie była zniszczona przez lata w tej wodzie. Nie było na niej nawat milimetra rdzy.
W mojej głowie pojawiły się wątpliwości, czy na pewno dam radę ją zniszczyć.
Bo co będzie w momencie kiedy moja magia nie wystarczy?
Czułam, że brakuje mi tlenu i kończy mi się czas. Nie wiedziałam już jak radzą sobie moi towarzysze. Czy jeszcze walczą? Czy już pokonali Potępieńców?
Jednak nie pozwoliłam panice przejąć kontroli nade mną.
Zamknęłam oczy i...woda pod dużym ciśnieniem nagle we mnie uderzyła. Zostałam odrzucona kilkanaście metrów od kraty i berła. Płuca zaczynały mnie już palić i domagać się solidnej dawki tlenu. Otworzyłam oczy i podpłynęłam szybko do oświetlonej dziury.
Krata została odrzucona na dno jeziora. W ciemności lśniło złote berło z ozdobnymi klejnotami na rękojeści. Było zachwycające. Podpłynęłam na resztkach tlenu, który wypełniał moje płuca i chwyciłam magiczny przedmiot. Poczułam delikatne wibracje przechodzące przez moje ciało. Czułam potęgę berła, czułam jak moc płynąca w moich żyłach łączy się z mocą berła. To było coś niesamowitego.

***

Wracam po BAAAAAARDZO długiej przerwie z przedostatnim rozdziałem 😎
Nie wiem czy ktoś jeszcze to czyta, czy kogoś obchodzą dalsze losy Sky i jej przyjaciół...i nieprzyjaciół, ale postanowiłam kiedyś, że doprowadzę owe opowiadanie do końca i tak będzie, prędzej czy później 🤷🏼‍♀️😃

Także bądźmy cierpliwi. Niech zakończenie dojrzeje we mnie do stopnia akceptowalnego przeze mnie 😅.

Uczennica Śmierci [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz