Blaise uśmiechnął się jedynie i spojrzał na swoją małżonkę.

— Wstrętna małpa. — rzucił. — Zastrzegała się, że idzie tylko pogadać.

— Gadać też gadaliśmy. — uniosłam ręce w obronnym geście. — I wiesz co ci powiem... libido jej skacze. Musisz coś z tym zrobić, bo ktoś inny cię wyręczy. — zaśmiałam się z jego miny.

— Bardzo śmieszne. — prychnął. — A tobie nie skacze? Może mam zawołać Malfoy'a?

— Potrafię być samowystarczalna. — pomachałam palcami.

— A to mi mówią, że jestem bezpośredni. — przewrócił oczami, rozumiejąc aluzję.

Podeszłam do niego, na początku mając zamiar go przytulić, ale coś mnie zablokowało i ograniczyłam się do ściśnięcia jego nadgarstka.

— Brakowało mi was.

— Nam ciebie też, bardzo. — wziął moje dłonie w swoje.

— Jesteście dla mnie ważni, nie zapominaj o tym.

— Nie mów tak. — powiedział.

— Hę? — odsunęłam się.

— To brzmi jak pożegnanie. Powiedz mi to ponownie za kilka tygodni w tym samym miejscu.

Uśmiechnęłam się jedynie lekko i wróciłam na swoje miejsce na fotelu. Nie składaj obietnic, jeśli nie jesteś pewny, czy zamierzasz ich dotrzymać. Mężczyzna podszedł do brunetki i wziął ją na ręce. Rzucił ostatnie pożegnanie po czym się aportował.

Było już po dwudziestej kiedy spojrzałam na zegarek postawiony na kominku. Ubrałam się w standardową szatę i aportowałam w miejsce do którego planowałam wcześniej zawitać. Przez bramę przeszłam, jak zwykle, jak przez mgłę, szybko pokonałam odcinek pomiędzy mną a drzwiami wejściowymi. Zapukałam w nie kilka razy, ale nikt nie odpowiadał, więc nacisnęłam klamkę, która o dziwo ustąpiła. Wyjęłam różdżkę ukrytą dotychczas w rękawie, w razie gdyby pojawił się jakiś nieprzyjemny gość. Życie nauczyło mnie, że zawsze trzeba być gotowym. Na świecie było zbyt wiele zła, na które nie w sposób było być przygotowanym. Ukrywało się w zakamarkach, w cieniu gotowe w każdej chwili wyskoczyć, gdy najmniej się tego spodziewamy. W Malfoy Manor zawsze był spokój i cisza, tak było i teraz, ale tym razem cisza była jakaś taka dołująca. Rozejrzałam się po salonie i kuchni, ale tam go nie było, więc skierowałam się na piętro w nadziei, że tam go odnajdę.

Otworzyłam drzwi, które aż za dobrze pamiętam. Ukazał mi się bardzo przyjemny widok, aż poczułam dziwne skręty w brzuchu. Leżący dotychczas na swoim łóżku Malfoy oparł się na łokciach czekając, aż się odezwę, ale nie na nim teraz skupiona była moja uwaga. Lecz na suficie. Wspomnienia wróciły do mnie ze zdwojoną siłą. Pokój wyglądał jakby był oderwany od całego domu i dryfował w powietrzu. Nie było sufitu. Blondyn leżał w swoim łóżku pod gołym niebem, tak samo jak robiliśmy to we wakacje na szóstym roku. Byliśmy zbyt leniwi by cały czas chodzić na nasze wzgórze, więc wymyśliliśmy by zaczarować kawałek dachu by zniknął, przez co mogliśmy rozkoszować się pokrytym miliardem gwiazd niebem w ciepłym i miękkim łóżku.

— Często to robisz? — odezwałam się w końcu.

— Ostatnimi czasy coraz częściej. — patrzył na mnie niepewnie, ale gdy tylko uniosłam kącik ust, nieco się rozluźnił. — Chodź.

Cold Heart [D.M]Where stories live. Discover now