— Wręcz przeciwnie, tym razem słuch o tobie zaginie na zawsze.

— Nie możesz... — mruknęła, widząc jak po moim ramieniu spływa smuga światła. Wiedziała, co chce zrobić. — NIE MOŻESZ ZNISZCZYĆ OBRAZU!

— Oczywiście, że mogę.

— Nie możesz. Masz tylko mnie Jeanine! Nikogo więcej. Gdy mnie zniszczysz, zostaniesz sama, rozumiesz? SAMA!

— Będzie miała mnie.

Odwróciłam się i zauważyłam, że wpatruje się uporczywie w obraz pewnym spojrzeniem. Nawet się nie zawahał przed powiedzeniem tego.

— Żegnaj.

— NIE! Poczekaj, nie musisz tego robić. Jeanine, przestań. Masz przestać rozumiesz! TO JA MU KAZAŁAM! — krzyknęła, gdy mój palec był milimetry od obrazu. Moja ręka zawisła w powietrzu i wpatrywałam się w nią z niedowierzaniem. — To ja kazałam mu to wszystko robić. Ja podsunęłam ten pomysł. Ja pilnowałam by się nie wycofał.

— C-co?

— To co słyszysz idiotko! — warknęła. — Ja to wymyśliłam. On myślał, że robi wszystko co dla ciebie najlepsze, miał nadzieje, że kiedyś to zrozumiesz. Ale ty nie rozumiałaś. Miałaś cierpieć! Miałaś cierpieć przez osobę, którą kochałaś. Miałaś zostać zniszczona i go nienawidzić za to. Nie mogłam pozwolić byście byli blisko. To ja miałam być jego największą miłością. JA! NIE TY! Przyrzekam ci, że gdybym żyła, zabiłabym cię tu i teraz, tak jak ty to zrobiłaś jemu. Bez niego straciłaś wartość. Jesteś dziwolągiem. Potworem. Eksperymentem. JESTEŚ NIKIM!

Poczułam powiew i zarejestrowałam tylko przedarcie przez Malfoy'a obrazu. Nic więcej. Stałam i wpatrywałam się w podarty materiał. Odnosiłam wrażenie jakbym cała była jednym wielkim chaosem. Bałam się, że stracę panowanie nad sobą. Starałam się myśleć o czymkolwiek, o czymś zupełnie obojętnym, byle nie o tym co mnie dotknęło, ale zupełnie mi się to nie udawało.

Nurtujące mnie uczucie to nie jakiś realistyczny strach, lecz pewien chorobliwy niepokój. Matka już mi w niczym nie zagraża - w rzeczywistości nie zagraża mi nikt i nikt nie może mi zaszkodzić. Niemniej odczuwam przerażenie i przerażenie to toruje sobie drogę w dalszym życiu. Jest to pragnienie, aby mieć matkę opiekunkę, lecz gdy matka, zamiast pomóc, patrzy na mnie złośliwie, nawiedza mnie paniczny strach. To właśnie ta nurtująca tęsknota za miłością i opieką matki każe mi się obawiać tej kobiety. Gdybym zupełnie nie odczuwała braku matki, wcale bym się jej nie lękała. Ale ważniejsze niż te tęsknoty za matczyną miłością i opieką są inne pragnienia bez których obawa przed matką straciłaby rację dalszego istnienia: żądza zemsty, chęć zwrócenia uwagi ojca na fakt, iż jego żona jest złą kobietą, pragnienie aby go jej odebrać. Nie dlatego, że tak bardzo kocham swego ojca ani fiksacji, lecz wskutek głębokiego upokorzenia zrodzonego z wczesnej porażki i z poczucia, że tylko przez zniszczenie matki odzyskam godność i pewność siebie. Dlaczego to wczesne upokorzenie okazało się i okazuje się tak trudne do wykorzenienia, dlaczego żądza zemsty i tryumfu jest tak nieprzezwyciężona...

Spojrzałam na blondyna, który niepewnie się we mnie wpatrywał. Wszystko nagle straciło barwę i zapach. Nie czułam nic, a jednocześnie wszystko. Chciałam płakać, chciałam wyć, aż mnie to zabije. Nie mogłam jednak tego zrobić. Naprawdę sporą część życia poświęcałam na starania, by nie płakać przy ludziach, którym na tobie zależy. Należy zacisnąć zęby. Podnieść wzrok. Mówić sobie, że jeśli zobaczą, jak płaczesz to ich zaboli i staniesz się smutkiem w ich życiu, a nie możesz być tylko smutkiem, więc nie będziesz płakać. Trzeba powtarzać sobie to wszystko, patrząc w sufit, a potem przełknąć, choć gardło nie za bardzo chce działać.

Cold Heart [D.M]Where stories live. Discover now