Rozdział 3

181 7 3
                                    


Krajobraz był niesamowity. Trawa tu rosła piękną zielenią, a sięgała jakieś pół metra wysokości. Przeróżne pędy kwiatów sięgały nawet pięciu metrów wysokości. Po lewo widziałem rzekę, która była niebywale czysta. A drzewa? Nawet nie mogłem ocenić jakiej wielkości są. Czułem się jakbym się zmniejszył do wielkości mrówki. Widoki były niesamowite. 

Postanowiłem podążyć ścieżką, zrobioną z małych białych kamieni. Co chwila przyglądałem się różnym roślinom. Z bliska wyglądają niesamowicie.  

Szłem dalej, aż nie zatrzymała mnie strzała, która wbiła się w łodygę jednego z kwiatów, centralnie przed moją twarzą.

Przestraszyłem się nie na żarty i szybko się schowałem za łodygą kwiatu.

- wyjdź stamtąd intruzie. - powiedziała dziewczyna. - bo inaczej pogadamy.

- radziłbym jej posłuchać. To wariatka. - odezwał się chłopak.

- że niby kogo nazywasz wariatką?! Chcesz zaraz dostać ode mnie strzałą?! - po jej głosie stwierdziłem, że nieźle się wkurzyła.

- ej, zostaw mojego chłopaka w spokoju! - odezwał się trzeci głos, tym razem chłopaka.

Postanowiłem wyjść z ukrycia. Nigdy nic nie wiadomo, co by im strzeliło do głowy. Od razu w geście poddania się podniosłem ręce, a trójka osób się na mnie spojrzała. Przyjrzałem się każdemu z nich. Rudowłosa dziewczyna miała na sobie czerwoną sukienkę i buty na obcasie, a także przywieszkę w kształcie pająka. Brunet był ubrany w czarną koszulę i w granatowe spodnie. Czarnowłosy chłopak o odmiennej skórze niż mojej był ubrany w niebieską koszulę i czarne spodnie. Cała trójka wyglądała nieziemsko. 

Rudowłosa dziewczyna napieła łuk, ale nie strzeliła.

- poddaje się. - odezwałem się z piskliwym głosem, za co się w głowie skarciłem.

- nie wygląda groźne. - stwierdził czarnowłosy chłopak.

- przestraszyłaś go. - zaśmiał się lekko brunet.

- i to w tym chodzi. - powiedziała dziewczyna. - A teraz. Kim. Ty. Jesteś?

- książę Thomas Brodie-Sangster z królestwa Baśni na Północy. - odpowiedziałem najszybciej jak mogłem, przez co musiałem nabrać więcej powietrza do płuc.

- to książę. - uśmiechnął się jakby z ulgą brunet. - on nam pomoże. Uratuje nas! - szybko do mnie podbiegł, a ja stałem jak słup. Wziął moją rękę w swoją i zaczął energicznie nią machać. - jestem Simon Spier. - dodał z wielkim uśmiechem.- tamten to Bram Greenfeld, mój chłopak. A ta ruda to Cheryl Blossom.

Dziewczyna opuściła łuk nieufnie.

- i to ma być ten nasz bohater, o którym nam przepowiedziała tamta wiedźma? Przecież on ledwo co stoi na nogach. Jeszcze chwila i nam tu zemdleje. - powiedziała z kpiną w głosie Cheryl.

- może dlatego, że o mało go nie zabiłaś? - ochrzanił ją Simon.

- oj tam. Przecież wiedziałam gdzie celuję. Ja NIGDY nie podłuję. - powiedziała dobitnie rudowłosa.

- jasne. - prychnął brunet.

- chcesz zaraz mieć tę strzałę w swoim pustym łbie?! - na nowo rozłościła się Cheryl.

- może się tak uspokoicie? - do akcji wkroczył Bram. - zachowujecie się jak dzieci. 

- to on zaczął. - odparła dziewczyna.

- że co niby?! - zburwersował się Simon.

- nie ważne kto zaczął. Skończmy z tym i zajmijmy się ważniejszą kwestią. - czarnowłosy podszedł do mnie. - pomożesz nam prawda?

Magiczne drzwi /Dylmas Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ