Rozdział 1

257 8 11
                                    


Przewracałem kolejne strony książki o walecznym księciu, który za wszelką cenę chcę uratować swoją księżniczkę. Chciałbym być tak odważny jak on.  W rzeczywistości jestem bardzo nieśmiały. Chętnie zostałbym w swojej komnacie już na zawsze. 

Nagle usłyszałem pukanie do moich drzwi, więc się podniosłem z łóżka.

- paniczu Thomasie można wejść?

- proszę.

Do mojego pokoju wszedł Albert, mój lokaj. Jest dla mnie bliską osobą. Był ze mną od prawie zawsze. 

- co Cię do mnie sprowadza? - uśmiechnąłem się do niego.

- dziś otwierają nowy klub jeździecki w królestwie i proszą Cię o przemówienie. - powiedział po czym dał mi list z zaproszeniem.

Spojrzałem na ten list i zrobiło mi się niedobrze. Nie ma opcji, żebym mówił przed tyloma ludźmi. Mam zbyt dużą tremę i zrobiłbym z siebie kompletnego idiotę.

- Albert, podziękuj im za zaproszenie, ale ja... ja nie mogę. - zwróciłem mu list.

- rozumiem paniczu. Powiem im, że jesteś zajęty. - uśmiechnął się do mnie.

- dziękuję. - również się uśmiechnąłem.

Albert wraz z zaproszeniem wyszedł z mojej komnaty.

Z powrotem wróciłem do łóżka, gdzie przerwałem moją lekturę. Uwielbiałem czytać romanse, gdzie książę odnajduje swą księżniczkę i żyją razem długo i szczęśliwie. Lecz przed tym waleczny młodzieniec musi uporać się z przeciwnościami losu.

Kiedyś jak byłem mały, zawsze marzyłem o wielkiej przygodzie. O tym, że spotkam wiernych przyjaciół w podróży, pokonam złego smoka i oczywiście uratuję księżniczkę, z którą później wezmę ślub.

Dopiero po wielu latach zrozumiałem, że jestem inny. A dokładniej, to że zamiast ratować księżniczki, wolałbym uratować księcia. Podobają mi się chłopcy i nic na to nie mogę poradzić. Nie powiem tego moim rodzicom, ponieważ jestem jedynakiem, a co za tym idzie mam pewne obowiązki. Dopiero mam 17 lat, ale już mama szuka mi narzeczonej z zamożnej rodziny. Nie chcę ją zawieść. Bardzo ją kocham.

O byciu gejem domyśliłem się po tym, jak spodobał mi się pewien poeta. Pisał znakomite wiersze, w których można było się zakochać. Niestety  wrócił do swego rodzinnego miasta.

Może to i nawet lepiej?

Moje rozmyślania przerwało ponowne pukanie do mych drzwi.

- Thomasie. Masz zaraz lekcję tańca, nie możesz się spóźnić! - to była moja rodzicielka, która właśnie weszła do mojego pokoju. - nie leż tak, tylko wstawaj.

Zrobiłem to co mi kazała.

- naprawdę muszę iść? Nie mogę tutaj zostać?  - spytałem błagalnie.

- Thomasie. Lekcje tańca są ważne. Na balu musisz umieć tańczyć walca z twoją przyszłą narzeczoną. To nasza tradycja. Teraz twoja kolej mój drogi. - powiedziała spokojnym głosem.

- mam już narzeczoną? - zapytałem mocno zdziwiony.

- tak, prawda, że wspaniale? - uśmiechnęła się do mnie mama.

- t..tak. - zająkałem się. - A jak się nazywa?

- Bonnie Bennett. To przeurocza młoda dama. Będziecie do siebie idealnie pasować. Jutro przyjedzie do nas na śniadanie, byś mógł ją osobiście poznać. W końcu do balu zostały tylko dwa dni, więc z nami do tego czasu zostanie.

Magiczne drzwi /Dylmas Onde as histórias ganham vida. Descobre agora