14. Underappreciated||Larry

Start from the beginning
                                    

Usłyszał znaczące chrząknięcie. Uniósł delikatnie głowę i zobaczył, że ma przed sobą uchylone drzwi biura Stylesa. Ten stoi przy nich i je trzyma, aby ten wszedł pierwszy. Och, przepuścił mnie w drzwiach? Wymamrotał ciche podziękowania i wszedł do środka. Czuł, jak się cały trzęsie, a w szczególności dłonie, które splótł ze sobą. Usiadł na wskazanym miejscu przy biurku, nadal nie podnosząc głowy.

Styles popatrzył na tego skulonego chłopaka i on po prostu był zbyt nieśmiały.

- Jak masz na imię? - wreszcie zabrał głos, wlepiając swoje spojrzenie w szatyna, aby nie przegapić ani jednego momentu, w którym ten ukazałby swoje oczy.

- Tomlinson, proszę pana. - powiedział cicho, a jego głos wydawał się jeszcze bardziej kruchy niż na piętrze pełnym ludzi. Wysoki i cienki, niczym najwyższa struna w harfie. Starszy mężczyzna westchnął.

- Zapytałem o imię, nie o nazwisko. - jego ton był łagodny, ale nadal w trybie jestem twoim szefem. Szatyna to nieco zdziwiło, bo po co mu jego imię? Jest pieprzonym stażystą. - Dodatkowo, swoje nazwisko masz na plakietce. - wspomniał mimochodem.

Zmrużył oczy, kiedy wydało mu się, że policzki Tomlinsona nieco zajął róż. Cóż, był słodki.

- Louis. - powiedział i wreszcie spojrzał na niego spod grzywki. Było to niepewne, ale zrobił to.

Styles uśmiechnął się do niego kącikiem ust i patrzył chwilę w błyszczące oczy, które wydawały się w jakiś sposób niedostatecznie dużo razy ukazywane światu. Jakby niedocenione.

- A więc, Louis. - przetestował jego imię w swoich ustach i było naprawdę miłe do wymawiania. Litery z przyjemnością tworzyły ten dźwięk. Miękko i ciepło. - Dlaczego skłamałeś?

Louis poderwał głowę do góry. Poprawił swoje okulary i przez chwilę nie wiedział, jak ma zareagować.

- Ja nie kła—

- Louis. Wiem, że skłamałeś. Nurtuje mnie tylko powód. - ton miał niski i przyjemny. Cichszy niż przy normalnych rozmowach i cieplejszy, niż przy słowach kierowanych do Sandry.

Louis wzruszył ramionami.

- I tak bym wyszedł na winnego. - wyznał cicho, rezygnując z wszelkich prób wmówienia, że nie kłamał. - Wyszłoby moje słowo przeciwko pana narzeczonej. Jestem tylko stażystą. W starciu z nią, przegrałbym walkowerem.

- Nie, gdybym się za tobą wstawił. - powiedział prosto i popatrzył w oczy szatyna. Kiedy ten mówił, zauważył mieniący się aparat na jego zębach. Czyniło go to naprawdę rozkosznym i chłopięcym. Tylko obserwacje.

- Dlaczego miałby pan to zrobić? Mogłem rzeczywiście podbiec do pana miłości życia i wylać na nią gorącą kawę.

Styles roześmiał się. Zaśmiał się wdzięcznie, nisko i lekko. Co było w tym takiego zabawnego?

- Cóż, gdyby to była miłość mojego życia, poruszyłbym niebo i piekło, aby chronić ją przed wrzątkiem. - uśmiechnął się gorzko i marzycielsko. - Moja miłość życia nie darłaby się na niewinnego stażystę. - dodał i wzruszył ramionami. Nie wiedział, dlaczego właśnie wylewa swój żal przed nowopoznanym człowiekiem, a w dodatku jego pracownikiem.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Aug 07, 2020 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

One shotsWhere stories live. Discover now