THE EYE OF A TIGER, THE POISON OF A SPIDER; MORMOR

267 14 77
                                    

[ SIMON CURTIS SUPER PSYCHO LOVE ]

— Dżinsy? Myślałem, że denim to twój arcywróg, szefie.

— Jim z działu informatycznego nie jest fanem garniturów.

Moran zerknął kątem oka, uśmiechając się lekko na widok jasnozielonego paska materiału widocznego spod spodni.

— Musiałeś to dać, prawda?

James zaśmiał się wysoko, zakładając na siebie najbardziej szablonową marynarkę, jaką mógł nosić pracujący w szpitalu informatyk.

— Nie musiałem. Chciałem, tygrysku.

— Zimno mi, Sebastian.

— Nie mogę kontrolować pogody, szefie.

Niższy z mężczyzn wyrzucił dramatycznie ramiona w górę, krzywiąc się, gdy słońce przedarło się do jego oczu znad krawędzi okularów przeciwsłonecznych.

— Dalej mi zimno.

— Powiedziałem, żebyś się ubrał cieplej niż tylko w garnitur. — Moran uśmiechnął się w duchu rozbawiony jego postawą. Towarzystwo Jima Moriarty'ego bywało gorsze niż spędzenie całego dnia wśród małych, krzyczących dzieci i to nie dlatego, że nigdy nie wracali do domu z czystymi rękami. Po spędzeniu kilku minut w ciszy, przerywanej tylko dyskretnym wydmuchiwaniem dymu, Sebastian przewrócił oczami. — Gorzej z tobą niż z dzieckiem — mruknął, zdejmując z siebie płaszcz i zakładając go na ramiona Jima. On sam syknął tylko, gdy chłodny wiatr owiał pozbawione okrycia plecy; zniósł gorsze rzeczy niż nieprzyjemna temperatura. — Lepiej?

— Lepiej. — James poprawił na sobie płaszcz i wsunął dłonie w kieszenie spodni.— Mówiłeś, że gdzie jesteśmy, tygrysku? — zachichotał, podchodząc do wysokiej bramy i zerknął ciekawsko przez pręty.

— Myślałem, że to ty jesteś tu geniuszem — odparł Sebastian, ale złapał szefa za przedramię i pociągnął do wejścia, ignorując przy tym niezadowolone zawodzenie. — Chciałeś iść do zoo. To jesteśmy. Nie wchodzę do pająków — zaznaczył.

— Aw, Sebby, pajączki nie są takie złe!

— Są. — Moran wcisnął ręce w kieszenie dżinsów. — Wchodzisz tam sam.

— Płatny zabójca boi się małych, puchatych stworzonek? — Moriarty stanął na palcach i przycisnął usta do policzka eks-żołnierza. — Malutkich, malusieńkich pajączków? Można je zgnieść między palcami, o tak — złączył gwałtownie dwa palce.

— Z tamtymi może być trochę trudniej, ale jeśli chcesz spróbować, pozbędę się świadków.

— Wiedziałem, że pracujesz ze mną z jakiegoś powodu, Sebby. — Jim chwycił jego rękę i mocno ścisnął palce dookoła niej; blada, zimna dłoń przywarła do czarnego materiału mitenki. — Najpierw akwaria. Miałem kiedyś złotą rybkę — dodał z zadumą, oczy na chwilę opustoszały, wbite w jeden punkt, a twarz, zwykle pełna niezastygłych przed metamorfozą masek straciła cały wyraz. — I jedna zjadła drugą. Myślisz, że te tutaj też się pożerają?

— Myślę, że krwawe pojedynki ryb nie byłyby na rękę ani pracownikom, ani rodzinom z dziećmi. — Sebastian zdusił chichot. James bywał czasem idiotycznie niezorientowany i nie znosił, kiedy zwracało mu się na to uwagę. — I byłyby idiotycznie zabawne. Chodź.

Budynek z akwariami stał w cieniu drzew, żwirowa ścieżka prowadziła do ciemnych, grubych drzwi okolonych co najmniej dziesiątką znaków zabraniających jakichkolwiek aktywności mogących zaszkodzić zwierzętom lub otoczeniu. Jasne cegły schodków na tyle niskich, żeby nawet dziecko weszło bez przeszkód były poznaczone setkami śladów butów, do których co chwilę dołączały kolejne.

ARSONISTS. sherlock bbc instagramWhere stories live. Discover now