WEDDING; MYCROFT

309 22 17
                                    

Mycroft chodził w tę i z powrotem przed lustrem, nerwowo wygładzając nieistniejące już zmarszczki na garniturze. Gregory też tego chciał, wiedzieli to obaj, ale to nie powstrzymywało stresu i strachu pełzającego w gardle.

Drzwi zaskrzypiały; świadek pana młodego dumnie wkroczył do pomieszczenia, ubrany równie elegancko.

— Braciszku, masz nierówno stójkę. — Sherlock bezceremonialnie sięgnął do kieszonki i poprawił ułożenie. — Graham ma się dobrze, też jest zdenerwowany, bo z jakiegoś powodu myśli, że go zostawisz, więc panikuje. Molly go uspokaja razem z Irene i Mary, powinien dojść do siebie. A ty jesteś zdenerwowany — zakończył. Mycroft spodziewał się wszystkiego, ale nie złapania za przedramiona i mocnego uścisku. — Wchodzisz tam, mówisz swoją kwestię, podpisujesz, koniec, możemy się bawić, potem moje przemówienie i już. Nie martw się, Gavin nie widzi poza tobą świata.

Starszy z braci zaśmiał się cicho; strach powoli ustępował.

— Pomyliłeś dwa razy jego imię w jednej wypowiedzi.

— Przyzwyczaił się — rzucił bagatelizująco Sherlock. — Teraz, dla odmiany, będę mówił do niego "szwagier", może być?

Mycroft przewrócił oczami i powrócił do wyszukiwania wzrokiem najmniejszych możliwych niedociągnięć w swoim ubiorze tylko po to, by się czymś zająć i stłumić stres. Gregory był kilka pomieszczeń dalej, mógłby z łatwością do niego pójść, chociaż gdy za pierwszym razem próbował, zatrzymała go Irene i ze śmiertelnie poważnym wyrazem twarzy upomniała go, że nie można patrzeć na pannę młodą przed ślubem. Fakt, że nie było na tej uroczystości panny młodej, na niewiele się zdał.

— Mycroft. — Sherlock chwycił go za ramiona. — Bedzie dobrze. Nigdy tego nie mówię, bo zwykle nie jest dobrze, ale on świata poza tobą nie widzi, jest zakochany jak głupi, bierzecie ślub, więc weź się w garść.

— Wolałem, gdy byłeś cicho, a ja mogłem spokojnie z ciebie wyczytać, co masz na myśli.

— Na twoje nieszczęście przemówienie będę musiał wygłosić werbalnie, większość gości nie jest aż tak inteligentna albo nie zna mnie tak dobrze.

— Daruj sobie Lady Bracknell.

Sherlock tylko westchnął z udawanym zawodem. Zwolnił uścisk, po czym przyciągnął do siebie brata. Starszy Holmes wziął głęboki oddech, oparłszy podbródek o jego ramię i odsunął się po chwili. Cały stres się rozwiał, jasnoszary garnitur wydawał się mniej zbroją, a bardziej bezpiecznym schronieniem, strach zniknął z zimnych oczu, zastąpiony ulgą; zalśniła w nich mała iskierka, podobna do wschodzącego słońca nad niewykształconym do końca światem.

— Nie masz czym się martwić, braciszku.

— Oprócz tego, że się upijesz i to ja będę dzwonił po pogotowie — sarkastyczny uśmieszek wśliznął się na wargi Mycrofta. Dobrze było widzieć, że wrócił do siebie chociaż w pewnym stopniu.

— Postaram się racjonować alkohol. Już czas, Eurus do nas macha. — Uniósł rękę i kiwnął głową, prowadząc brata do wyjścia. — Nie mogłeś trafić na lepszego mężczyznę.

— Masz rację, nie mogłem.

Żaden z nich nie mógł powstrzymać uśmiechu, gdy wychodzili z urzędu ze splecionymi dłońmi i obrączkami naznaczającymi palce. Lestrade gładził kciukiem chłodny metal na palcu Mycrofta, niemal nie odrywając od niego wzroku; Holmes nie pozostawał mu dłużny, chociaż jego szczęście ukazywało się znacznie bardziej powściągliwie. Igrało w oczach, kierowało nim jak marionetką, tego dnia nie musiał poświęcać ani jednej myśli na to, co i jak wpłynie na jego reputację.

ARSONISTS. sherlock bbc instagramWhere stories live. Discover now