21; słodko-gorzkie łzy

1.1K 162 197
                                    

tw! atak paniki, szpital, przemoc

Obudził się z twarzą zatopioną w bluzie Hitoshiego, w łóżku pełnym podręczników i pogniecionych notatek. Zanim podniósł się z łóżka, skrzywił się mocno, czując pulsowanie całej twarzy z wyraźnym źródłem w samym środku jego głowy. Przeszywający dreszcz, który przebiegł po jego ciele, kiedy ziewnął, niemal przyszpilił go do łóżka. Z jego ust wyrwał się zdziwiony jęk spowodowany tak niespodziewanym uczuciem, które zastąpiło już zwykłą migrenę i niebezpiecznie zbliżało się ku jego progowi bólu.

Miał wrażenie, że zaraz umrze. Każda komórka w jego organizmie ponad ramionami płonęła żywym ogniem. Przewrócił się na plecy i wbił zamglony wzrok w sufit, ciężko oddychając — biała plama zlewająca się z żółtą, tam gdzie powinno być zetknięcie dwóch ścian. Zrobiło mu się niedobrze. Spanikowany, z kolejną dawką igieł powoli ładowanych w jego gałki oczne, spojrzał na ścianę. Kolejne plamy tak tragicznej jakości, dodatkowo palących go w źrenice. Powoli w kącikach zbierały u się łzy, których nie potrafił kontrolować. Nie pamiętał, kiedy ostatnio cokolwiek tak go piekło, jak w tym momencie jego oczy, wydające się być jakby twardsze, cięższe do poruszenia.

W totalnym zdezorientowaniu opuścił powieki, chciał mrugnąć, jednak ich ponowne uniesienie było za trudne. Nigdy się tak nie bał. Liczył, że to koszmar, że obudzi się za moment, założy okulary i wszystko będzie okej, odejdzie w niepamięć. Że to jakaś pieprzona przestroga przed opuszczaniem wizyt u okulisty.

Nie widział. N i e w i d z i a ł.

Hitoshi przebudził się w akompaniamencie szlochu. Szaleńczego płaczu, który wstrząsał całym ciałem studenta ułożonego przy nim. Czuł, że część materiału jego bluzy była mokra od cieknących po piegowatych policzkach łez, toczących się aż do szyi.

— Denki? — spytał ochryple, jednak z wyraźną nutą i niezrozumienia, i strachu. Przesunął się nałóżku, zrzucając przy tym podręcznik, który odbił się odściany i spadł pod mebel z trzaskiem. — Denki, co się dzieje? — Głos mu drżał. Miał podręcznikowe pojęcie, o tym co robić z kimś, kto wyraźnie wygląda, jakby miał atak paniki, a jednak widząc jedną z najbliższych jego sercu osobę w takim stanie, wszelkie informacje wyparowały z jego głowy, pozostawiając jedynie skonfundowanie i absolutną pustkę. W odpowiedzi otrzymał jedynie pociągnięcie nosem, bardziej przypominające walkę o powietrze w płucach.

Denki leżał na swojej ulubionej pościeli z Sasuke, zaciskając maniakalnie powieki, pozwalając spazmom wstrząsać jego ciałem, nie potrafiąc wykonać z bezradności najmniejszego ruchu. Wszystkie ignorowane od ponad roku symptomy, zmiany w zachowaniu, dawały swój owoc w okrutny sposób, zmuszający tak zagorzałego ateistę, do modlitwy powtarzanej w głowie jak mantra. Błagalna prośba o kolejną szansę, której nikt nawet nie rozważy.

Było nie później, niż koło wpół do ósmej. Słońce śmiało wychylało się zza horyzontu. Pokój skąpany w porannych promieniach i złotych tonach wcale nie pasowało do obrazu takiego jak student w kompletnej rozsypce, niemal rozpadający się w fałdach kołdry. Całkiem czerwony na twarzy, we wczorajszych ubraniach i włosach, przywodzących na myśl letnie zboże, rozsypanych na materacu.

Shinsou nie miał pojęcia, co ma zrobić przez kolejne kilkanaście sekund, ciągnących się w nieskończoność. Ostatecznie podniósł się do siadu i przynajmniej dwa razy ponowił swoje ostatnie pytanie, które nie dochodziło do otumanionego umysłu Kaminariego.

— Hej — zaczął znowu trochę dobitniej, palcami ujmującjego trzęsącą się brodę. Pochylił się nad nim, powoli przenosząc dłoń na jego mokry policzek, ścierając łzy knykciem. Drugą ręką odgarnął kosmyki włosów z jego czoła. — Spójrz na mnie — poprosił cicho, jakby bał się, że go przestraszy.

BITTERSWEET. shinkami ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz