1; pike place roast

4.7K 314 382
                                    

Zapach świeżo mielonej kawy skutecznie otrząsnął Denkiego z nieprzyjemnego porannego zamyślenia, które wprowadzało chłopaka w dziwną ospałość, jakby nie spał co najmniej kilka dni, a jedynie zapijał energetykami swoje zmartwienia. Wraz z wejściem do lokalu uderzyła w niego również fala gorącego powietrza, bez uprzedzenia owiewając jego policzki zaczerwienione od mrozu. Pociągnął nosem, dzięki czemu do jego zatkanych dróg oddechowych dostała się jeszcze spora porcja intensywnego aromatu miłej mieszanki drewna, świeżych wypieków oraz ziaren napoju bogów.

Dopiero co dostarczone do kawiarni produkty z cukierni zapakowane były w papierowe kartony i piętrzyły się przy ścianie tuż obok drzwi do pomieszczenia gospodarczego, w którym właśnie próbował coś znaleźć Todoroki, który chyba nie zauważył przybycia stażysty, bo nawet nie odwrócił na chwilę głowy w jego kierunku. Kaminari pozwolił więc sobie na moment ogrzania. Zaczął dość energicznie pocierać swoje zmarznięte, mimo ciągłego trzymania w kieszeniach, dłonie, przy okazji mierząc opakowania pełne towaru krytycznym spojrzeniem. W jego oczach bez problemu wieża ułożona z pudeł mogłaby konkurować z Burj Khalifa* i na myśl, że na niego spadnie zapewne zadanie układania tego wszystkiego, od razu uginały się pod nim nogi. Jasne, że wiedział, że jako fenomenalny pracownik aplikujący na stanowisko baristy ma swój zakres obowiązków, jednak o rozkładaniu abstrakcyjnie słodkich przekąsek wolał poza pracą nawet nie słyszeć.

Kiedy Shoto wyszedł z maleńkiego pomieszczenia, spojrzenie drugiego studenta było zwrócone ku ciężarówce należącej do sklepu, który zaopatrywał ich lokal. Przy samochodzie uwijał się Sato; jego kolega z liceum. Nie był w stanie odprowadzić go wzrokiem, ponieważ poczuł palce zaciskające się niezbyt mocno na jego ramieniu. Wzrok, jaki mimowolnie Kaminari skierował ku chłopakowi, był na tyle ostry, że ten cofnął swoją dłoń niemal od razu.

- Zajmiesz się wykładaniem towaru, dobrze? - spytał retorycznie, a kiedy usłyszał pomruk wymuszonej aprobaty, wrócił ku składzikowi, skąd wytarmosił wysłużoną już miotłę i machinalnymi ruchami zaczął zamiatać.

Kaminari wziął do ręki kartkę ze spisem wypieków i przeczytał ją najszybciej, jak potrafił, mimo tego, że była niewyraźna z takiej odległości. Nawet nie patrzył na kolejną stronę, wiedząc, że zawiera ona jedynie tabelę alergenów i wartości odżywczych, zamiast tego podniósł pierwsze opakowanie i przeniósł na ladę. Uchylił papier do pieczenia, by sprawdzić, czy oznaczenie jest prawidłowe i nie musi się martwić dodatkową dokumentacją, czy czymkolwiek, co w takich sytuacjach się robi. Kiedy po jakiejś chwili, kilku ziewnięciach i przynajmniej pięciu poprawieniach włosów, Kaminari zabrał się za eksponowanie za szybą bajgli na serwetce, usłyszał powiadomienie swojego telefonu, jednak jedynie westchnął cierpiętnico, wiedząc, że ten znajduje się w kieszeni jego torby, gdzieś w kieszeni pomiędzy notatkami na uczelnie.

Było na tyle wcześnie, że szum jeszcze nie próbował za wszelką cenę dostać się do niewielkiej kawiarni. Ludzie nie spieszyli się jeszcze do pracy, a delikatne promienie słońca dopiero co przebijały się przez brudne od deszczu i pyłków szyby, by ogrzać drewniane stoliki dla pierwszych klientów. Ciepła poświata wślizgiwała się do lokalu, zgrabnie omijając bloki i swoimi promykami tworzyła niewinne, acz całkiem miłe w odbiorze pręgi na świeżo umytych panelach, oświetlając powoli opadające drobinki kurzu. Dzięki na moment uchylonym przez Todorokiego okna Kaminari mógł poczuć chłodny wiatr, który wcześniej szczypał go w nos i usiane bladymi piegami policzki. Mimo tak miłej atmosfery Denki miał spory problem z wykonywaniem tylko jednej czynności. Wziął głęboki oddech i przysunął do siebie pudło, zaczynając rozumieć, czemu Ochako tak zależało na drugiej zmianie. Jego uwagę bowiem zaczęła przykuwać coraz większa ilość szczegółów, skutecznie go dekoncentrując. Mimowolnie obserwował mozolne ruchy mokrą ścierką po stoliku, który akurat czyścił Todororki, gromił wzrokiem nierówno ułożone w podajniku serwetki i wycierał obsesyjnie lepkie od lukru dłonie w sprane jeansy, które zwykł nosić do pracy. Ostatnie pudło wypchane chlebem bananowym trafiło na ladę z tak widocznym roztargnieniem, że store manager na moment zastygł z mopem. Podniósł głowę i posłał Kaminariemu jedno ze swoich pytających spojrzeń, którego ten nawet nie zauważył. Wydawał się, delikatnie mówiąc, odcięty od rzeczywistości, jakby śnił na jawie. Wypakowanie pieczywa nie zajęło mu wiele dłużej niż ustawienie wyparzonych kubków równo na półce, uchami skierowanymi ku zewnątrz.

BITTERSWEET. shinkami ✔Where stories live. Discover now