11; konfrontacja z problemem

1K 157 126
                                    


Kaminari dostał nagle nieznany numer od Kirishimy. Dwie godziny później wciąż bez wyjaśnienia zadzwonił do przyjaciela z zapytaniem, o co chodzi. Takim sposobem dowiedział się, że został wrobiony w opiekę nad kotem. Może nie tyle on, co Sero, ale Kirishima bał się postawić go przed faktem dokonanym. Jasne, Hanta często opiekował się zwierzętami w liceum w ramach wolontariatu, bo wyglądało to korzystnie w podaniu na studia i mogło go zwolnić z kilku przedmiotów, gdyby poszedł na weterynarię, jak początkowo zakładał. Ale teraz mieszkali w kampusie. W dodatku takim, gdzie dozwolone były tylko małe zwierzęta jak chomiki czy jaszczurki, a o specjalne pozwolenie trzeba było się ubiegać.

Rozłączył się. Westchnął. Ogarnął wzrokiem pomieszczenie, w którym mógł przebywać nadal tylko dzięki stypendium zafundowanym przez uniwersytet. Betonowe filary, podłużne stoły wykonane z jasnego drewna obstawione tuzinem plastikowych krzesełek i wręcz namacalny zapach fasolki po bretońsku unoszący się w powietrzu. Nienawidził fasolki po bretońsku. 

Zapomniał nawet zapytać chociaż, jak ma na imię osoba, której zwierzęciem mają się zajmować. Miał numer, telefon ze stłuczonym ekranem i gumowym etui Pikachu, a do tego masę wątpliwości co do tego, czy powinien zadzwonić czy napisać. Zdecydował się na SMSa, bo dawało mu to znacznie więcej możliwości. W razie czego mógł wysłać gifa z uśmiechającą się kaczką albo mema ze szkieletem. Komunikacja na miarę XXI wieku.

Do: SHINSOU (przesłany kontakt)

hej, chyba mam opiekować się twoim kotem

Już chciał napisać coś jeszcze, kiedy na ekranie wyświetlił się numer telefonu z migającą nazwą kontaktu i zieloną słuchawką, sugerującą aby przesunąć ją w lewo. Zamarł na moment, do tego stopnia, że gdyby nie był aktualnie w bufecie, pewnie odrzuciłby połączenie. Dzwonek jednak był na tyle hałaśliwy, że ściągnął na niego kilka ciekawskich spojrzeń, toteż byłoby mu głupio nie odebrać. Jedyne co zrobił, to przełknął frytki, które aktualnie miał w buzi i odłożył plastikowy widelec na tacę, po czym przerwał opening Naruto ustawiony jako powiadomienie przychodzącego połączenia.

No i chuj strzelił plan z memem szkieletorem.

— Cześć, chciałbym, żebyś podał mi adres, gdzie mam przywieść kota. — Głos w słuchawce był dziwnie znajomy, ale nie potrafił dopasować go do żadnej z osób, które poznał. Głęboki, ale zarazem całkiem miękki, ze środkowoamerykańskim akcentem miłym dla ucha.

— Wow, szybki z ciebie gracz. — Prychnięcie po drugiej stronie linii wymieszało się z chichotem Kaminariego. Kilka osób siedzących całkiem blisko, ponownie rzuciło mu zaciekawiony wzrok, jakby czekało na jakiś dramat jak zerwanie czy rodzinna tragedia, jednak widząc, że na to się nie zanosi, szybko wróciło do wykonywanych przez siebie wcześniej czynności. — Wysłałbym ci lokalizację, ale mój telefon ostatnio szwankuje. Masz coś do pisania? Czy zapamiętasz bez tego?

Odpowiedziało mu mruknięcie aprobaty. Nie wiedział, której części zdania się tyczyło.

— 110 Inner Campus Drive.

— Pozwolenie na zwierzę w kampusie? — Denki był w stanie usłyszeć jak miarowo uderza skuwką długopisu o papier. Czyli jednak zapisywał.

— Mamy — Kłamstwo przeszło mu gładko przez usta. Skulił się bardziej do tacy, przy czym zdał sobie sprawę, że chłopak chyba myśli nadal, że rozmawia z Hantą. Tak go zapisze w kontaktach... Chyba się wkopał w kolejną niewygodną sytuację.

— „Macie"? — powtórzył jakby nieco zbity z tropu. Mógłby przysiąc, że jego brwi powędrowały ku górze.

— Ja i mój współlokator. Wiesz, kiedy mieszkasz w kampusie, to albo chcesz się usamodzielnić, albo nie masz na tyle dzianych starych, żeby zapewnili ci nocleg gdzieś indziej — odpowiada pół żartem, licząc na przełamanie pierwszych lodów, wiedząc, że z rozmówcą będzie widział się, co tydzień przez kolejne kilka tygodni.

— Jaki jest?

— Kampus czy mój współlokator? — Kolejny żart bez odpowiedzi utwierdza tylko go, że trafił na kogoś bardzo oschłego lub poważnego do szpiku kości.

— To drugie.

-— Z dobrego domu. Wegetarianin. Jeden z lepszych studentów swojego roku. A mimo ma większe poczucie humoru niż ty.

— Niż ja, ha? Może mnie po prostu bawią żarty na poziomie? — Dopiero po raz drugi usłyszał zmianę w głosie chłopaka i musi przyznać, że różnica jest kolosalna, nawet dla kogoś takiego jak on, który niezbyt często zwraca uwagę na rzeczy tego pokroju.

— Co studiujesz?

— Psychologię.

— To wiele wyjaśnia. Nie żebym miał coś do ludzi na psychologii. — Od zawsze miał coś do psychologii przez tego okropnego pedagoga w szkole. — Zmieniając temat, czemu pozbywasz się kota?

— Okazało się, że moja młodsza siostra ma alergię i póki nie skończy odczulania, moi rodzice zadecydowali, żeby ograniczyć jej kontakt z kotami.

— Mieszkasz z rodzicami? — spytał, może zbyt kpiąco, jak na osobę w swojej sytuacji.

— Nie, ale to ja mam znajomości i mogę załatwić kogoś, kto zajmie się Cheddarem. Nie oddam go byle komu.

— Nie znasz mnie, gościu — wypalił, zanim zdążył przemyśleć to, co właśnie ma zamiar powiedzieć.

— Ale znajomy Tetstutetsu tak. A ja mu ufam — stwierdził na tyle pewnie, że Kaminari też zaczyna ufać temu facetowi, mimo że pierwszy raz słyszy, żeby ktoś się tak nazywał.

— Tetsute... Co? Rodzice go nie kochali, dając mu tak na imię czy...

— To jego nazwisko — przerwał mu tak ostro, że Denki ponownie odłożył sztuciec obok talerza i zamiast tego zaczął na palec nakręcać pasmo jasnych włosów. Nie potrafił trzymać rąk biernie na kolanach albo wzdłuż ciała, musiał zawieszać na czymś wzrok i mieć coś w dłoni, bo inaczej strasznie szybko z głowy ulatywał mu temat rozmowy.

— A jak ma na imię?

— Tetsutetsu.

Kaminari wybuchł ponownie śmiechem. Szczerym. Przywodzącym na myśl trzymanie ciepłego kubka w skostniałych dłoniach, piasek nad Zatoką Meksykańską nagrzany przez lipcowe słońce, powtarzanie materiału na egzamin przy licealnej bibliotece z plecami przy grzejniku. Musiał zasłonić twarz rękawem bluzy, bo czuł, że inaczej nie przestanie rżeć jak głupi.

Shinsou niemal poczuł to wszystko — fakturę nadruku na szkle, bryzę znad Oceanu i ból pleców spowodowany pofalowaną, nagrzaną blachą i nachylaniem się nad notatkami z biologii zapisanymi w sposób tak chaotyczny, że niejednokrotnie musiał pożyczać zeszyty od koleżanek z klasy, które ochoczo na to przystawały, licząc naiwnie na późniejszą ulgę na zajęciach Aizawy. Z delikatnym uśmiechem siedział w swoim pokoju i wodził wzrokiem po zdjęciach powieszonych nad starym biurkiem, przy którym uczył się kiedyś do wszystkich sprawdzianów.

— Przyjadę jutro koło czwartej. Napiszę — rzucił na koniec i zakończył rozmowę. Drgający kącik ust przeformował się z większy uśmiech, jakby ulgę. Liczył cicho, że chłopak ze swoją głupią gadką jakoś rozwiąże jego problemy.

Dobrze, że nie wiedział, że właśnie rozmawiał z jednym z nich.

---

To był chyba jeden z najtoporniejszych rozdziałów, jakie pisałam... Mam nadzieję, że mi to wybaczycie.

BITTERSWEET. shinkami ✔Hikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin