Nevermind, I'll find
Someone like youI wish nothing but the best
~Adele - "Someone Like You"
Leigh-Anne
Zostałam sama w mieszkaniu, bo Sarah i Jonathan pojechali po zakupy. Kazali mi zostać, bo ktoś musiał odebrać przesyłkę od kuriera.
Usłyszałam dzwonek do drzwi i poszłam otworzyć wyżej wspomnianemu kurierowi.
No super, tylko od kiedy Richard jest kurierem?
- Co ty tu robisz? - Spytałam beznamiętnie.
- Co JA tu robię? Chyba co TY tu robisz. Nie uważasz, że powinniśmy porozmawiać?
- Wejdź. - Westchnęłam i wpuściłam go do środka.
- Dlaczego się wyprowadziłaś nawet mnie o tym nie informując?
- Bo wiedziałam, że patrząc ci w oczy będzie mi trudniej podjąć tą decyzję.
- Ale... dlaczego?
- Richard... widzę, co się dzieje, nie jestem taka głupia jak ci się wydaje. Ułatwiam ci to, co nieuniknione.
- Lee...
- Nie, Richard. To się nie mogło udać, to było wiadome od początku. Byliśmy ze sobą z przyzwyczajenia. Nie mogę tak dłużej.
- Czyli co, tak po prostu chcesz mi powiedzieć, że mnie nie kochasz? - Spytał zawiedziony.
- To, czy ja cię kocham nie ma znaczenia. Ważniejsze jest to, że ty już nic do mnie nie czujesz.
- To nieprawda! Leigh, dawaliśmy sobie radę z gorszymi rzeczami.
- Richard... to koniec, rozumiesz? Powinniśmy to zakończyć w momencie, gdy mnie zdradziłeś. A jeszcze teraz to, co się wydarzyło... jednych to by zbliżyło, nas oddaliło. Przykro mi.
- Ale...
- Dziękuję ci za wszystko. Naprawdę, uwierz mi, dla mnie to też nie jest łatwe. I jeśli możesz, to proszę cię, abyś stąd wyszedł.
Jade
- Wie pani, ja podjąłbym już decyzję o cesarskim cięciu, uważam, że nie ma na co czekać.
- Już?! - Spojrzeliśmy na siebie z Chrisem.
- Jak pani słucham to z panią naprawdę nie jest dobrze, nie chciałbym narażać pani organizmu na tak wielkie obciążenie.
- Ale... dzieciom to nie zaszkodzi?
- Nie, spokojnie. Maksymalnie parę dni w inkubatorze i będziecie mogli wracać do domu, a proszę pamiętać, że najważniejsze jest pani zdrowie, bo co dzieciom po mamie, którą wykańcza pięciominutowy spacer.
- Kiedy? - Spytał Chris.
- Dzisiaj? Teraz? Zaraz? - Odparł niewzruszony lekarz.
Spojrzałam na męża przerażona. Okej, nie byłam na to gotowa. Byłam w cholerę zestresowana i ciężko było mi uwierzyć, że to nastąpi już.
- Dobrze, to... zadzwoń do chłopaków i do Leigh-Anne i im powiedz dobrze? I oni nie muszą przyjeżdżać, ale... ale niech Leigh przyjedzie, dobrze?
Minęło pięć dni odkąd Lee się wyprowadziła i dopiero spostrzegłam, jak ważna była. Była dla mnie siostrą, której nigdy nie miałam.
- Dobrze, kotku, nie bój się nic, załatwię to.
- Ale zadzwoń do Leigh-Anne.
- Dobrze, kotku, zadzwonię.
Chris
Leigh-Anne przyjechała po kilkunastu minutach.
- Hej. - Przytuliła mnie
- Hej.
- Już ją zabrali?
- Tak. Bardzo nalegała, żebyś tu była.
- Stresujesz się?
- W cholerę. Dlatego potrzebuję pogadać o czymś innym. Jak się trzymasz?
- Chris, to nie jest dobry moment...
- Odpowiedz.
- To będzie dziwne porównanie, ale to trochę jak z zakwasami. Pierwsze dni czujesz ten dyskomfort, jest kiepsko, ale później... czuję się dramatycznie.
- Brakuje nam ciebie. Wróć do domu.
- Chris... nie mogę. Jak miałabym mieszkać pod jednym dachem z Richardem? To nie koniec świata, że mieszkam w trochę innej części miasta. Będę często wpadać,obiecuję, tylko... potrzebuję chwili, żeby ułożyć to w głowie na tyle, żeby na sam widok Richarda nie uciec. Mi też was brakuje, naprawdę.
- My też po części nawaliliśmy. Po epizodzie Joela ze Stephanie to ty pomogłaś mu odzyskać Becky, potem ty przemówiłaś mu do rozsądku, gdy ją zdradził. Ty martwiłaś się o Jade, zajmowałaś Nico... a my wam nie pomogliśmy tego odbudować, bo coś się zaczęło psuć już dawno.
- Chris... zamknij się na chwilę. Wbijcie to sobie wszyscy do tych waszych pojebanych głów: tak miało być. Dla nas nie było już wyjścia, to było nieuniknione. Czy możemy się skupić na tym, że Jade właśnie rodzi?!
- Kurwa. Jade rodzi.
Aha. Zacząłem panikować. Cudownie.
- Mój Boże, Jade rodzi, to się wydarzyło tak szybko i ja w ogóle nie byłem na to przygotowany i...
- Spokojnie, człowieku. Poradzicie sobie, jak nie wy to kto? Wyluzuj trochę.
- Ja mam wyluzować?! Mam wyluzować?!
- Chris, proszę... Nie zachowuj się jak ja przed waszym ślubem.
- Oj, to były jazdy, nie? - Zaśmialiśmy się. - Najpierw twój samochód, później nie mogłyście znaleźć tej sukni, sukienka Pezz okazała się za mała...
- Po waszym ślubie poprzysięgłam sobie, że już więcej nie będę świadkową.
- A i tak wszystko jest na twojej głowie bo robisz za kierowcę i milion innych usług jednocześnie.
- No widzisz? Zaraz Perrie i Erick biorą ślub, Sarah z Jonathanem - kwestia czasu. Kto mnie zawiezie do ślubu?
- Marzyłaś o tym, nie?
- Nadal marzę. Ciekawa jestem, jakie będą wasze dzieci w przyszłości. Równie ładne jak Jade czy równie głupie jak ty.
- Spierdalaj. - Zaśmialiśmy się.
Po chwili z sali wyszła pielęgniarka.
- Pan Christopher Velez? Ma pan dwoje wspaniałych dzieci, zapraszam ze mną.
Dobra, zacząłem stresować się jeszcze bardziej, o ile to możliwe.
Na łóżku leżała Jade, a po prawej stały dwa inkubatory.
- Jak się czujesz? - Spytałem.
- Bywało lepiej. Tam są. - Szepnęła z uśmiechem.
Zajrzałem do inkubatorów.
- Ale jest do ciebie podobna. - Powiedziałem.
- A Juan do ciebie. I oboje mają twoje oczy.
- Boże, jestem tak szczęśliwy. - Przytuliłem ją. - Nie mogę uwierzyć, że nam się udało.
- Ja też. Kocham cię.
- Ja was też.
CZYTASZ
Barcelona IV: We are friends for life
FanfictionMinione miesiące obróciły życie dziesiątki przyjaciół do góry nogami. Wobec faktu, że Jade i Parrie zaszły w ciążę, dziewczyny musiały przełożyć trasę koncertową. Dla każdej z par oznacza to pół roku skradzione tylko dla siebie... i pół roku więcej...