Rano postanowiłam wyjść z pokoju, bo lepiej się w końcu już czułam. W nocy rozmawiałam jeszcze z Viki, ponieważ mamy razem pokój. Niestety nie było nam dane porozmawiać dłużej, ponieważ od razu przyszła pielęgniarka i kazała nam iść spać.W trakcie śniadania zauważyłam, że Harry przygląda mi się z uśmiechem na twarzy. To jeszcze bardziej utwierdza mnie w tym, że te sny to prawda- że faktycznie oboje tam jesteśmy.
Lato przychodzi do nas wielkimi krokami. Na dworze czuć już powiew ciepłego powietrza. Dzisiaj wyszliśmy na dwór i gramy w koszykówkę. Oczywiście Harry wygrał. Musiał się oczywiście pochwalić, że w szkole uczęszczał na dodatkowe zajęcia z koszykówki i jeździł na zawody.
-Jezu, ale jestem zmęczona- zaczęła sapać Viki.
- Po prostu masz słabą kondycję. Musisz się więcej ruszać- zaśmiała się Martina.
-Przyłożyć ci mendo?
-Nie dziękuję.
Ze śmiechem ruszyliśmy do środka. Weszłam do łazienki i umyłam dokładnie dłonie. Przemyłam też twarz zimną wodą. Stęskniłam się za takim wysiłkiem. Jutro będę miała na pewno zakwasy, ale bardzo lubię te uczucie. Wtedy budzę się ze świadomością, ze w końcu coś zrobiłam, że poprzedniego dnia dałam z siebie wszystko. I z tego jestem właśnie rano dumna.
Gdy wychodziłam z łazienki, Harry złapał szybko za nadgarstek i zaciągnął mnie do miejsca gdzie nikt nie rozmawiał. Do miejsca gdzie nawet kamery nie obserwują nas.
-Co tak długo? Czekałem na ciebie.- mówi oburzony.
-O co chodzi? - zapytałam zdziwiona. Rozejrzał się czy nikt nie idzie i zaczął:
- Chciałem ci coś powiedzieć, ale wole nie mówić tego tutaj. Pamiętasz jak ostatnio zemdlałaś?
-Tego nie da się zapomnieć.- zaśmiałam się.
-Gdy ciebie dotknę i pomyśl o tym, że jesteś zmęczona. Wtedy nagle na chwile zaśniesz i znajdziemy się w śnie.- pokiwałam głową. Harry złapał mnie za dłoń. Po tych ćwiczeniach czuje lekkie zmęczenie i w pełni skupiam się na nim. Pomału czuje jak moje ciało robi się słabe, a powieki ciężkie. W ekspresowym czasie zapadam w sen.
Gdy otwieram oczy, znajduje się w lesie. Biorę głęboki oddech i odprężam się przy zapachu roślinności. Za mną słyszę szelest trawy. Odwracam głowę i widzę Harry'ego. Od razu się uśmiecham.
-Wiedziałaś, że drzewa nie lubią samotności? - stąd jest las.- mówi przyglądając się drzewom za mną.
-Tak jak ja nie lubię samotności. Co jeszcze mi powiesz panie o drzewach?- śmieje się.
-Hm...Wielkość, kształt korony i pnia, kora, korzenie oraz same liście są bazą ciekawych informacji. Ale to, co najbardziej interesujące, kryje się w słojach rocznych, które są swoistym kodem kreskowym drzewa. No dzięki nim wiemy nie tylko, ile lat ma drzewo, ale również jaka była historia jego życia. W przyrostach zapisana jest informacja o tym, co działo się z drzewem rok po roku - czy lato było szczególnie upalne i suche, czy zdarzyła się powódź albo przeszła lawina śnieżna.- uśmiecha się- W tobie też tak czytałem.
- Wow...Powinieneś zajmować się dendrochronologią. No dobra, co takiego chciałeś mi powiedzieć?- opieram się o pień wysokiego drzewa za mną.
- Otóż W śnie możemy spełnić każde marzenie. Nic nie jest nie możliwe. Zabiorę Cię wszędzie.- powiedział dotykając lekko dłonią moją twarz.- Jakie jest jedno z twoich marzeń?
- Zawsze chciałam podróżować. Rodzice uważali, że to strata czasu i pieniędzy, ale ja tak nie sądzę.
-Rozumiem. Musimy wypożyczyć książki z biblioteki o tych miejscach, które chcesz odwiedzić i już wszystko wtedy jest możliwe.
Zamarłam...
-Naprawdę...?-pokiwał głową i przybliżył się do mnie. Dotknął lekko dłonią mojej twarz.
-Chciałbym żebyś odzyskała uśmiech na twarzy. Chciałbym żebyś więcej się uśmiechała. Wiem, że dzięki snom jest to jeszcze bardziej łatwiejsze.- przejechał palcem po moich ustach.- Wyglądasz pięknie jak się uśmiechasz.- uśmiechnął się łagodnie. Zaraz potem odsunął się ode mnie. Niestety.
CZYTASZ
Today was a good day | Harry Styles
FantasyKylie będąc w szpitalu psychiatrycznym miewa tajemnicze sny, które są bardzo realistyczne. Okazuje się, że osoba obok w sali ma takie same sny jak ona, które także pamięta. Dzięki nim odnajdą siebie na nowo. Zaczną lepsze życie i odnajdą radość w ży...