11.

167 20 99
                                    

Ellen wracając z trzema kubkami kawy, po które poszła, jak tylko odprowadziła chłopców pod odpowiednią sale, usłyszała krzyk Deana.

— Castiel!

Wparowała do sali, akurat w chwili, w której Dean odepchnął ojca, a Castiel złapał się za szczękę. John za to stał na przeciwko nich z dziką furią w oczach.

— Co tu się dzieje?!

Zaraz za nią do pomieszczenia wpadły dwie zaalarmowane pielęgniarki. Widząc zaistniałą sytuację, wezwały ochronę. John jednak nie zamierzał tak łatwo odpuścić. — Jeszcze z tobą nie skończyłem szczeniaku! — krzyknął i jak gdyby nic udał się do wyjścia.

Z korytarza słychać tylko było jego krzyki i spokojny głos ochroniarza, który tłumaczył mu, że ma w tej chwili wyjść. Ewentualnie ten wyprowadzi go siłą.

— Nic wam nie jest. — kobieta odstawiła kawę na szafke i zmierzyła wszystkich wzrokiem. Dean szybko oddychając, stał w miejscu ze wzrokiem wlepionym w miejsce. Gdzie jeszcze chwilę temu był jego ojciec. Castiel z grymasem bólu trzymał się za szczękę, a Sam wystraszonym wzrokiem spoglądał na brata.

Jedna z pielęgniarek wyminęła Deana i odsunęła rękę Castiela od jego szczęki. — Muszę pana obejrzeć, ale na moje oko wystarczy coś przeciw bólowego i zimny okład.

Castiel kiwnął głową i poszedł za kobietą, jedynie przechodząc obok Winchestera pogłaskał go po plecach. Dean dopiero wtedy się otrząsnął. Spojrzał na niego przepraszającym wzrokiem, a następnie przytulił się do Ellen, która zgarnęła go do uścisku. — Nic mu nie będzie. — szepnęła, kiedy mężczyzna opuścił salę.

— Ale jest ranny, to moja wina. — mruknął. Ellen w wielu sytuacjach była dla niego jak matka, niestety wiadomo, że nigdy nie byłaby w stanie jej zastąpić. Mimo to Dean cieszył się, że ma chociaż ją. Sam, Jo i Ellen byli najważniejszymi osobami w jego życiu. Tylko na nich mógł liczyć.

— To nie twoja wina, tylko Johna jak już. Spokojnie. — odsunęli się od siebie.

Dean usiadł na łóżku i pozwolił przytulić się do siebie Samowi. Tak jak robili to, kilka lat temu. Dean oparł się plecami o ścianę, do której przystawione było łóżko, a Sam położył głowę na jego kolanach. Ellen wyszła by dać im trochę czasu dla siebie. — Wiesz już, kiedy cię wypuszczą?

— Jeśli wszystko będzie w porządku to najszybciej za dwa dni.

— Poczekam.

Sam uniósł się na łokciach i spojrzał na brata surowym wzrokiem. — Przestań. Cieszę się, że przyjechałeś, ale nie możesz przeze mnie rezygnować ze swoich marzeń.

— Sam. Zrozum, że jesteś dla mnie najważniejszy. Nie chcę, żeby tata cię krzywdził. — Castiel zatrzymał się gwałtownie słysząc słowa Deana. Tak jak przypuszczała pielęgniarka, John nie uderzył go na tyle mocno, by wyrządzić jakieś większe szkody.

— A na tobie to mógł się wyżywać, tak? Myślisz, że nie wiem, co ci robił? Wiem wszystko, Dean. Wiem o tych siniakach, które ukrywałeś. Wiem o tym, co ci robił, kiedy wracał do domu, a ty kazałeś mi się chować w pokoju. Słyszałem to, co mówił, jak cię nazywał. Dean, nie jestem już dzieckiem. — starszy z braci nie mógł tego słuchać. Zerwał się z miejsca i wtedy zobaczył Castiela.

— Jak się czujesz? — zapytał, chcąc jak najszybciej zmienić temat. Miał nadzieję, że brunet nie usłyszała za wiele.

— Dobrze, ale mam zrobić sobie przed snem zimny okład. — starł się uśmiechnąć, jednak nie do końca mu to wyszło. — Może powinieneś mnie w końcu przedstawić swojemu bratu?

Castiel's Hell _Destiel Au_ Where stories live. Discover now