2. "Tak więc jechaliśmy na porodówkę z policyjną eskortą."

144 10 5
                                    

They can't love me like you

~Little Mix - "Love Me Like You"

Leigh-Anne

- Co?

- Masz tak wygięty kręgosłup, że z zajścia w ciążę byłyby następujące konsekwencje: a) poroniłabyś, bo dziecko by się udusiło albo zmiażdżyłoby sobie narządy wewnętrzne, b) skończyłabyś na wózku, lub c) czekałby cię poród operacyjny, nawet nie zwykła cesarka, bo masz tak zrotowaną miednicę, że dawno takiej nie widziałam; wybierz jedno.

- Ale... przecież... - Zatkało mnie. 

- A operacja? Rehabilitacja? - Dopytywał Richard.

- Rehabilitacja nic jej nie da, bo już nie rośnie, wyprostować rehabilitacyjnie da się tylko, jeśli kości są jeszcze elastyczne. Operacja? Jako jej lekarz się nie zgadzam. Długie miesiące wracania do zdrowia, a do tego może skończyć się tak, że operacja by się nie powiodła, a Leigh-Anne wylądowałaby do końca życia na wózku. Nie wspomnę o tym, że te operacje kosztują fortunę, a listy oczekujących niemal się nie kończą.

Przecież ja mam 28 lat. Planowałam z Richardem dzieci, założenie rodziny... Nie zgadzam się na to, żeby to się tak skończyło! Kurwa, co za paradoks. Niedawno z Richardem podjęliśmy decyzję o staraniu się o dziecko.

- Zaryzykuję. - Powiedziałam twardo.

- Że co?

- Zaryzykuję. Wyląduję na wózku - trudno. Poród operacyjny - trudno. Zaryzykuję.

- A jeśli stracisz to dziecko?

- Takiej możliwości nawet nie rozważam. Zaryzykuję.

- Leigh... - Zaczął Richard.

- Przemyśl to. - Przerwała mu Martina. - Ja swoją robotę skończyłam. Dobrze ci radzę, za dużo ryzykujesz. - Powiedziała i wziąwszy swoją olbrzymią torbę, wyszła.

Z głośnym westchnieniem usiadłam na łóżku i ukryłam twarz w dłoniach. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień.

- Leigh-Anne, nie możesz ryzykować swoim zdrowiem.

- Posłuchaj mnie. - Przerwałam mu stanowczo. - Obojgu nam na tym dziecku zależy. Nie zamierzam rezygnować. Nie jestem typem osoby, która tak łatwo się poddaje, oooo nie.

- A jeśli ono umrze? Oboje dobrze wiemy, że to będzie zbyt wiele.

- Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana, i na tym zakończmy ten temat.

Perrie

Któregoś dnia Erick uprzedził, że przyjedzie po kilka swoich rzeczy i żebym je przygotowała i wyszła mu je dać. Zrobiłam zgodnie z jego prośbą i gdy zauważyłam jego auto pod bramą, wyszłam z domu.

- Cześć. - Powiedział cicho.

- Cześć. - Odpowiedziałam. Zrobiło się niezręcznie. - Tu są te rzeczy, o które prosiłeś i... - Nagle poczułam silny skurcz. Złapałam się za brzuch.

- Boże, Perrie, co się dzieje? - Erick w jednej chwili znalazł się obok, trzymając moje ramię.

- Kurwa, wody mi odeszły.

- Co?

- Ja rodzę do cholery! - Warknęłam.

- Wsiadaj. - Pomógł mi wsiąść do auta. I pognaliśmy do szpitala.

Gdy zobaczyłam, że na liczniku mamy 100 km/h, zaczęłam prosić:

- Erick zwolnij, proszę cię, zatrzyma nas policja. Erick, zwolnij, błagam, zabijesz nas.

Barcelona IV: We are friends for lifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz