2. "Tak więc jechaliśmy na porodówkę z policyjną eskortą."

Zacznij od początku
                                    

Oczywiście wyszło na moje. Zatrzymała nas policja.

- No to ładnie, proszę pana. Ograniczenie jest do 50, pan jechał 110.

- Moja narzeczona rodzi!

- Wie pan, ile razy to słyszałem? - Zaśmiał się policjant pod nosem.

- Ale ja naprawdę rodzę! Kurwa, zabierzcie mnie do szpitala! - Warknęłam.

- Niech pan jedzie za nami, szybciej będziemy w szpitalu. - Powiedział policjant i szybko pobiegł do radiowozu.

Tak więc jechaliśmy na porodówkę z policyjną eskortą.

Zanim wjechałam na salę, powiedziałam chłopakowi, żeby poinformował moich rodziców, swoich rodziców, dziewczyny i chłopaków. Kilka minut później siedział obok mojego łóżka.

-Bardzo boli?

- Jeszcze się kurwa pytasz?! - Warknęłam.

- Daj rękę. - Wyciągnął dłoń.

- Spierdalaj. - Odwróciłam głowę w stronę okna.

- Daj, nie wygłupiaj się.

Westchnęłam głośno i podałam mu rękę, a po chwili prawie zmiażdżyłam jego dłoń, gdy dostałam silnego skurczu. Krzyknęłam z bólu.

- Kurwa, gdybym wiedziała, że to będzie tak bolało, to kazałabym zrobić sobie cesarkę!

- Perrie, przepraszam za to, co się stało. Wybacz mi. No błagam.

- Erick, teraz? Serio?

- A kiedy? Za chwilę będą tu nasze córeczki, a my ani nie jesteśmy pogodzeni, ani nawet nie wybraliśmy imion.

- Kurwa! Przestań!

Chłopak bez mojej zgodny pochylił się i mnie pocałował. Początkowo chciałam go odepchnąć, ale kurwa, on tak dobrze całuje. Po chwili znów krzyknęłam z bólu, a on odsunął się ode mnie.

- Wybaczysz mi?

- Wybaczę, wybaczę... ale jak jeszcze raz...

- Nie będzie następnego razu! - Odparł szybko. Zaśmiałam się, a po chwili znów zacisnęłam palce na jego dłoni.

Po kilkunastu minutach do sali wparowała nasza ekipa. Tłoczno się zrobiło, ale tylko troszkę, mieszkam z nimi, przyzwyczaiłam się.

- To jak z imionami? - Spytała Leigh-Anne.

Spojrzeliśmy na siebie z Erickiem.

- Blanca.

- Mia.

Powiedzieliśmy w tym samym czasie.

- Blanca. - Powtórzyłam.

- I Mia.

W pewnym momencie chłopcy zaczęli debatować nad wyglądem naszych dzieci.

- Będą miały oczy Pezz. - Orzekł Richard.

- To na pewno. Ale włosy Ericka. - Powiedział Chris.

- Nie no, gdzie, na pewno będą blondynkami! - Zaprzeczył Joel.

- Właśnie, że nie.

- Właśnie, że tak.

- A bo nie!

- A bo tak!

- A bo nie!

- Chłopaki do kurwy nędzy wynoście się stąd!Wszyscy się wynoście! - Nakrzyczałam na nich w końcu. Nie potrzebowałam w tym momencie wysłuchiwać ich krzyków.

- Dobra, już będziemy cicho. - Mruknął Chris.

- Nie, wynocha! Już!

Po dziesięciu długich, wyczerpujących godzinach na świat przyszła Blanca, a jedenaście minut później Mia.

- Moja dzielna dziewczynka. - Pocałował mnie Erick.

Po kilkudziesięciu minutach pielęgniarka przyniosła do nas dziewczynki. 

- Proszę bardzo, to Mia... - Podała mi córeczkę. - i Blanca. - Podała ją Erickowi.

- No i Chris miał rację. - Szepnęłam.

- Ale oczy mają twoje.

- Są śliczne. - Powiedziałam ze łzami w oczach.

- I nasze.

Usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Po chwili w środku pojawili się rodzice Ericka oraz dziewczyny z chłopakami. 

- Piękności moje. - Szepnęła mama chłopaka.

Już dwa dni później mogłyśmy wrócić do domu.

- Ej, słuchajcie. - Zaczęła Leigh-Anne, gdy siedzieliśmy w salonie. - Z Richardem będziemy chcieli zacząć urządzać pokój dla Ali, bo jest już za duża, żeby spać z nami, więc mówię, bo wasze dzieciaki lada chwila też będą duże i za jednym bałaganem i wy moglibyście ogarnąć te pokoje. Wiecie, tylko mówię, ale chodzi o to, żeby pierdyliard razy się z tym nie pieprzyć.

Razem stwierdziliśmy, że Leigh ma rację. Ale potem... potem to dopiero było.

Informacja dnia: stalkerzy jednak są przydatni.

Dostałam SMS ze zdjęciem naszych chłopców.

Z klubu ze striptizem.

Leigh-Anne

Na zdjęcia każda zareagowała na swój sposób. Perrie i Becky zaczęły się drzeć, Jesy usiłowała zachować spokój, ale widziałam, że aż się w niej gotowało. Jade natomiast zatkało, w końcu Chrade to idealna para jakich mało. A ja? Nie wiem, stałam tam i nie bardzo wiedziałam, jak się zachować. W klubie raz Richard mnie zdradził, potem się upił i chciał uderzyć, a teraz? Czy ja mu w czymś nie wystarczam do cholery?!

- Jesteś pieprzonym idiotą! - Krzyczała Becks.

- Czy tobie czegoś brakuje? - Spytała gorzko Jade.

Dziewczyny się przekrzykiwały, a ja skupiałam się na tym, żeby się nie rozpłakać.

Uratowała mnie Aaliyah. Podbiegła do mnie (bo od pewnego czasu już chodzi) i wyciągnęła rączki. Wzięłam ją na ręce.

- Mama. - Powiedziała.

Pierwsze słowo. Mama. Skierowane do mnie.

Wszyscy ucichli i na nas spojrzeli.

- Tak, mama. - Powiedziałam wzruszona i ją przytuliłam. - Chodź, zrobimy obiadek, a oni niech się tu dalej kłócą, hm?

***

Drama timeeee...

#teamDziewczyny czy #teamChłopaki?

Barcelona IV: We are friends for lifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz