5.

343 25 7
                                    

Z racji obejmowanego stanowiska konsultanta policyjnego (z akcentem na policyjnego) zmuszony byłem do skupienia się na teoretycznie głównej części tej sprawy, a mianowicie wydobycia z winnej przyznania się do zamordowania Layli Collins i informacji dlaczego to zrobiła. Z wyżej wymienionych konieczności, wolałem drugą część - motyw. Właściwie to trochę mnie to intrygowało, choć nie w takim stopniu, jak moja osobista sprawa dotycząca tegoż śledztwa.

- Dlaczego to zrobiłaś, hm? - pytanie wystrzeliło z moich ust niczym z karabinu, gdy wszedłem do pokoju przesłuchań, a dźwięk moich dłoni uderzających o metalowy blat stołu sprawił, że zarówno morderczyni, jak i pani Detektyw wzdrygnęły się. Ta pierwsza była jednak wręcz przerażona, druga powiedziałbym zakłopotana, lecz cień strachu dałoby się odnaleźć w jej spojrzeniu. - Dlaczego zabiłaś własną córkę?

- Ja nie chciałam - zaszlochała. - To był wypadek!

- Przez przypadek wzięłaś nóż i ją zadźgałaś? Proszę cię - prychnąłem z irytacją. Brunetka, która stała jak dotąd wmurowana w ziemię, teraz upomniała mnie znaczącym spojrzeniem.

- Rozumiem, że przyznaje się pani do zabicia Layli Collins? - wtrąciła się. Zajęła miejsce naprzeciwko niej i otworzyła teczkę z dokumentacją.

- Tak - odparła nasza morderczyni, spuszczając głowę w dół. Gorzkie łzy spływały po naznaczonych zmarszczami policzkach i skapywały na długą spódnicę, którą matka Layli miała na sobie. Poczucie winy wypalało ją od środka. Chyba już wiadomo, czym będzie torturowana, gdy jej dusza trafi tam, gdzie powinna.

- Opowiesz nam, jak to było? - spytała spokojnie. Starsza kobieta odpowiedzialna za to nieszczęście podniosła wzrok na brunetkę, a następnie na mnie. Obdarzyłem ją ostrzegawczym spojrzeniem.

- Layla zarabiała zbyt dużo pieniędzy, jak na opiekunkę do dziecka. Czułam, że nie jest ze mną szczera. Postanowiłam ją śledzić tej nocy. Nie wiedziałam, czego się spodziewać, dlatego wzięłam ze sobą nóż - zaczęła opowiadać. - Poszłam za nią do tego klubu, widziałam ją z tym mężczyzną. To... To było obleśne! Nie tak ją wychowałam. Nie wychowałam grzesznej ladacznicy! Za jej nieczystość przecież by ją Bóg...

- Mojego Ojca w to nie mieszaj, bo i tak nic by nie zrobił - przerwałem jej, wywracając oczami. Jej brwi drgnęły lekko, wyrażając w ten sposób zakłopotanie. Wolnym krokiem podszedłem do niej, opierając się przed nią i stolik. - Czego pragnęłaś, wyrywając życie z córki? - przewiercałem przenikliwym spojrzeniem jej okraszone zmarszczami bladoniebieskie oczy, korzystając ze swego daru, który zwykły śmiertelnik nazwałby ,,supermocą".

- Ja chciałam tylko, żeby się nawróciła, opamiętała w porę i przestała grzeszyć - wyjawiła. Lekko skinąłem głową, jasno sugerując, żeby kontynuowała swe wyznanie. - Nie chciałam jej zabić. Wyszłam za nią z tego klubu, byłam zdenerwowana, zawiedziona, chciałam nakłonić ją, by skończyła z tym... Zajęciem. Kiedy powiedziała, że inaczej nie może, bo nie zarobi, wpadłam w szał, chwyciłam za nóż i... I ją zabiłam. Zabiłam własną córkę! Moje jedyne dziecko! Boże, wybacz mi! - wołała rozpaczliwie, licząc, że Tatuś ześle na nią nagle jakąś specjalną łaskę albo w inny sposób da znak, że jej winy zostały odpuszczone. Nie mogłem powstrzymać kpiarskiego prychnięcia. Obserwowałem tę scenkę żałości po uświadomieniu sobie zbrodni, jakiej dokonała babunia, z tłumionym rozbawieniem, z rękami w kieszeniach garniturowych spodni, kołysząc się na piętach.

- Popilnuj jej przez chwilę, za moment wracam - zwróciła się do mnie Megan, zakończywszy notowanie zeznań. Zamknęła akta sprawy, po czym wstała, zabrała papiery ze sobą i opuściła pokój przesłuchań.

- Wiesz, że skończysz w piekle? - odezwałem się po kilkunastu sekundach do szlochającej kobieciny. Spojrzała na mnie wzrokiem winowajcy, którego zjadają wyrzuty sumienia. - Moje potworki na pewno odpowiednio się tobą zaopiekują - zaśmiałem się złowrogo, powolnym krokiem się do niej zbliżając. - Ale kto wie? Może twój apartament buduje się obok córeczki?

MorningStar || Lucifer 🔐Where stories live. Discover now