1.

774 42 71
                                    

- Mazikeen - zawołałem, siedząc na swym tronie. Echo mego głosu rozniosło się po całym piekle. Spomiędzy zawiłych korytarzy wyłoniła się Maze. Mój najzdolniejszy demon, a zarazem ktoś w rodzaju przyjaciółki.

- Kogo tym razem? - spytała unosząc brew. Już szykowała noże, by dorwać nową ofiarę.

- Nie tym razem - zaśmiałem się, stukając palcami o palce. Na jej twarzy namalowało się lekkie zdezorientowanie. - Co powiesz na małe wakacje?

Po jej minie widać było, że mój pomysł cholernie jej się spodobał.

***

Wybrałem Los Angeles. To miasto nigdy nie śpi. Przeciwnie - budzi się nocą. Zbrodnie, imprezy, seks... To wszystko dzieje się, gdy niebo okrywa się mrokiem. Może i te grzechy też by się w nim schowały, gdyby nie neony i światła zapraszające do popełniania rozmaitych występków. Może jednorazowa zdrada, a może dłużej trwający romans, hm? Do wyboru, do koloru. Czego bym nie chciał, wszystko znajdę właśnie tutaj.

Nie ma co się oszukiwać, kocham seks i dobrą zabawę. W Los Angeles wszystko, czego pragnąłem, miałem na wyciągnięcie ręki. Żadna kobieta nie była w stanie się oprzeć tak seksownemu diabłowi, jak ja. W dodatku znałem ich każde, najbardziej wstydliwe pragnienia. Alkohol, łóżko, w którym pełno nowych sztuk błagających o najlepszą noc w ich życiu, może jakieś używki... Wreszcie poczułem, że żyję. Przeszkadzało mi tylko jedno. Skrzydła.

Były wielkie, potężne, na pewno wzbudzałyby zachwyt u każdego śmiertelnika, który by je zobaczył. Czarne niczym heban pióra lśniły, oddając piekielny mrok, ale zarazem znakomicie się prezentując. Zdradzały, że jestem kimś wyjątkowym, silnym, niepokonanym.

Miałem ich dość. Tylko przeszkadzały. Oczywiście, nie fizycznie, bo mogłem je składać i rozkładać, kiedy tylko miałem ochotę. Przeszkadzały psychicznie. Przypominały mi o Ojcu, który mnie potępił i wyrzucił. Czemu by nie zrobić mu na złość i nie pokazać, że gardzę tym, co od niego mam?

Uklęknąłem na piasku, unosząc wzrok ku niebu. Uśmiechnąłem się triumfalnie, myśląc sobie zobacz, Tato, i co teraz zrobisz? jestem wolny. Rozwinąłem skrzydła, a wiatr, jaki stworzyły, sprawił, że fale oceanu przez moment się zatrzymały, nie mogąc stawić oporu sile, jaka na nie zadziałała.

- Jesteś tego pewien? - spytała Mazikeen, której głos nieco drżał, ale chciała to jednak w sobie stłumić. Wiem, że prosiłem o wiele, ale znowu nie było to trudne zadanie dla najlepiej wyszkolonego demona.

- Po prostu to zrób, Maze - pospieszyłem ją. Usłyszałem za sobą świst jej noży wykutych z piekielnej stali w najgłębszych zakątkach tej krainy ciemności. Mrok nocy w najgęstszym borze jest niczym w porównaniu z mrokiem w piekle. Wziąłem głęboki oddech, gdy jedna dłoń Maze złapała za mój bark. Westchnęła. Zawahała się, lecz moje chrząknięcie skutecznie powiedziało jej,  że ma robić swoje. Ostrze odcinało moją splamioną potępieniem cząstkę boskości, powodując potworny ból, którego nie chciałem okazywać. Zacisnąłem zęby i pieści, a grymas na twarzy za wszelką cenę usiłowałem zmienić w pewny siebie uśmiech. Z zaszklonych oczu nie pozwoliłem się wydostać ani jednej łzie. Diabeł nie płacze. Nie ma siły, która uwolniłaby moje łzy. Żaden ból nie jest w stanie ich wywołać. - Pospiesz się! - warknąłem, gdy wzięła się za drugie skrzydło. Znów ten ból i znów walka z samym sobą, by zachować spokój w jego obliczu. Jednak gdy już było po wszystkim poczułem ulgę. Zaśmiałem się głośno w stronę siedziby Ojca. Nie będzie decydował kim mam być. Nigdy więcej. Dowód tego leżał skrwawiony na piasku.

MorningStar || Lucifer 🔐Where stories live. Discover now