Razem z panią Detektyw pojechaliśmy do Troy'a, jednego z dwóch partnerów Bethy. Zatrzymawszy się pod jego willą, usłyszeliśmy głośną muzykę. Zapewne znowu urządził sobie imprezę.
Troy był rozrywkowym gościem, a jednocześnie młodym biznesmenem. Pracował w świetnie prosperującej firmie bogatego tatusia, który dawał mu pieniądze na wszystko. W tym na narkotyki i dziwki. Zdradzał Bethy, ale ona także nie była mu wierna. Można by więc rzec - oko za oko. On zdradzał ją, więc ona zdradzała jego.
Musieliśmy akurat trafić na jeden z licznych dni wolnych od pracy, w której raczej tylko bywał, gdy uznał, że wypadałoby się tam jednak pokazać. Żeby go zastać w domu, nie trzeba mieć farta. Otworzyła nam jego gosposia. Początkowo nie chciała nas wpuścić, ale wystarczyło jedno moje uwodzicielskie spojrzenie i cień uśmiechu ciągnący kącik mych ust w górę, a policzki kobiety zalały się soczystą czerwienią. Należała do tych nieśmiałych. Spuściła speszony wzrok, usuwając nam się z przejścia, lecz ukradkiem na mnie zerkała, gdyż nie mogła się powstrzymać.
- Dziękujemy, złotko - szepnąłem jej na ucho, przesuwając opuszkami palców po jej ręce. Przeleciał ją dreszcz.
- Jak to zrobiłeś? - spytała cicho Megan, gdy oddaliliśmy się nieco od gosposi. Nie rozumiała, dlaczego dopiero gdy ja wkroczyłem do akcji, nas wpuściła do środka.
- Cóż, nic nie zrobiłem. Tak po prostu działam na kobiety - zaśmiałem się dumnie. - Ale nic w tym dziwnego. Wystarczy na mnie spojrzeć. Nie ma drugiego tak czarującego, nie mam racji, pani Detektyw?
- Ktoś tu chyba ma zbyt wybujałe ego - prychnęła, krzyżując ręce na piersiach i przyspieszyła kroku, zostawiając mnie z tyłu w totalnym osłupieniu.
- Pani Detektyw! - podbiegłem do niej. Była już na schodach. - Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że cię nie pociągam?
- Właśnie to chciałam powiedzieć - uśmiechnęła się wrednie. - Mało tego tak mi działasz na nerwy, że mam ochotę... - urwała.
- No na co masz ochotę? Spełnię wszystkie twoje najzuchwalsze pragnienia - zablokowałem jej drogę, opierając się rękami o ścianę po obu stronach jej ciała.
- Nie wiem, czy wiesz, ale istnieje coś takiego jak przestrzeń osobista - jej hardy wzrok spotkał się z moim szukającym w niej jej pragnień. Chyba mój dar od Taty zaczął szwankować, bo nie mogłem nic z niej wydobyć. Nie powinno tak być.
- Najpierw mi odpowiedz na jedno pytanie... Czego naprawdę pragniesz? - podjąłem kolejną próbę, skupiając się w stu procentach. Jej wzrok złagodniał. Zdawała się wreszcie ulec mojemu urokowi.
- Postrzelić cię - odparła i znów przybrała swój wyraz twarzy zaciętej policjantki. - A teraz zejdź mi z drogi, bo naprawdę to zrobię.
Opuściłem rękę, pozwalając jej przejść, a sam nie mogłem dojść do siebie. Naprawdę na nią nie działałem. W żaden sposób. Ale dlaczego? To nie miało prawa się wydarzyć. Jeszcze nie spotkałem kogoś, kto byłby odporny na mój dar. A jednak trafiła się pani Detektyw. Odchrząknąłem, nie chcąc dać po sobie poznać, że rozproszyła w ten sposób moje myśli na wszystkie możliwe strony.
- Śmiało, pani Detektyw, jestem nieśmiertelny - rzuciłem kąśliwie.
- Nie jesteś przypadkiem zbiegiem z oddziału zamkniętego? - spojrzała na mnie jak na wariata.
- Z całą swą sympatią do psychicznie chorych, ale nie, nigdy nie byłem tam pacjentem - odrzekłem dostojnie, poprawiając przy tym krawat. - A teraz przepraszam, mamy sprawę do rozwiązania, pani Detektyw.
YOU ARE READING
MorningStar || Lucifer 🔐
FanfictionUpadły Anioł, wyrzucony z Nieba, bo chciał pokazać, że nikt nim nie będzie rządził. Bo pragnął tylko mieć wolną wolę. Strącony do piekła, by być jego panem, kierownikiem. Został potępiony. Wszyscy postrzegają go za uosobienie zła, za jego przyczynę...