2.

566 37 30
                                    

Razem z panią Detektyw pojechaliśmy do Troy'a, jednego z dwóch partnerów Bethy. Zatrzymawszy się pod jego willą, usłyszeliśmy głośną muzykę. Zapewne znowu urządził sobie imprezę.

Troy był rozrywkowym gościem, a jednocześnie młodym biznesmenem. Pracował w świetnie prosperującej firmie bogatego tatusia, który dawał mu pieniądze na wszystko. W tym na narkotyki i dziwki. Zdradzał Bethy, ale ona także nie była mu wierna. Można by więc rzec - oko za oko. On zdradzał ją, więc ona zdradzała jego.

Musieliśmy akurat trafić na jeden z licznych dni wolnych od pracy, w której raczej tylko bywał, gdy uznał, że wypadałoby się tam jednak pokazać. Żeby go zastać w domu, nie trzeba mieć farta. Otworzyła nam jego gosposia. Początkowo nie chciała nas wpuścić, ale wystarczyło jedno moje uwodzicielskie spojrzenie i cień uśmiechu ciągnący kącik mych ust w górę, a policzki kobiety zalały się soczystą czerwienią. Należała do tych nieśmiałych. Spuściła speszony wzrok, usuwając nam się z przejścia, lecz ukradkiem na mnie zerkała, gdyż nie mogła się powstrzymać.

- Dziękujemy, złotko - szepnąłem jej na ucho, przesuwając opuszkami palców po jej ręce. Przeleciał ją dreszcz.

- Jak to zrobiłeś? - spytała cicho Megan, gdy oddaliliśmy się nieco od gosposi. Nie rozumiała, dlaczego dopiero gdy ja wkroczyłem do akcji, nas wpuściła do środka.

- Cóż, nic nie zrobiłem. Tak po prostu działam na kobiety - zaśmiałem się dumnie. - Ale nic w tym dziwnego. Wystarczy na mnie spojrzeć. Nie ma drugiego tak czarującego, nie mam racji, pani Detektyw?

- Ktoś tu chyba ma zbyt wybujałe ego - prychnęła, krzyżując ręce na piersiach i przyspieszyła kroku, zostawiając mnie z tyłu w totalnym osłupieniu.

- Pani Detektyw! - podbiegłem do niej. Była już na schodach. - Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że cię nie pociągam?

- Właśnie to chciałam powiedzieć - uśmiechnęła się wrednie. - Mało tego tak mi działasz na nerwy, że mam ochotę... - urwała.

- No na co masz ochotę? Spełnię wszystkie twoje najzuchwalsze pragnienia - zablokowałem jej drogę, opierając się rękami o ścianę po obu stronach jej ciała.

- Nie wiem, czy wiesz, ale istnieje coś takiego jak przestrzeń osobista - jej hardy wzrok spotkał się z moim szukającym w niej jej pragnień. Chyba mój dar od Taty zaczął szwankować, bo nie mogłem nic z niej wydobyć. Nie powinno tak być.

- Najpierw mi odpowiedz na jedno pytanie... Czego naprawdę pragniesz? - podjąłem kolejną próbę, skupiając się w stu procentach. Jej wzrok złagodniał. Zdawała się wreszcie ulec mojemu urokowi.

- Postrzelić cię - odparła i znów przybrała swój wyraz twarzy zaciętej policjantki. - A teraz zejdź mi z drogi, bo naprawdę to zrobię.

Opuściłem rękę, pozwalając jej przejść, a sam nie mogłem dojść do siebie. Naprawdę na nią nie działałem. W żaden sposób. Ale dlaczego? To nie miało prawa się wydarzyć. Jeszcze nie spotkałem kogoś, kto byłby odporny na mój dar. A jednak trafiła się pani Detektyw. Odchrząknąłem, nie chcąc dać po sobie poznać, że rozproszyła w ten sposób moje myśli na wszystkie możliwe strony.

- Śmiało, pani Detektyw, jestem nieśmiertelny - rzuciłem kąśliwie.

- Nie jesteś przypadkiem zbiegiem z oddziału zamkniętego? - spojrzała na mnie jak na wariata.

- Z całą swą sympatią do psychicznie chorych, ale nie, nigdy nie byłem tam pacjentem - odrzekłem dostojnie, poprawiając przy tym krawat. - A teraz przepraszam, mamy sprawę do rozwiązania, pani Detektyw.

MorningStar || Lucifer 🔐Where stories live. Discover now