10. Music Speaks

37 8 13
                                    

- Porąbany pomysł - fuczę do samej siebie. - Zwiać i to jeszcze teraz, kiedy tutaj mam wystarczający zamęt. Jak ja mam niby walczyć ze złem, kiedy będę walczyć z komarami i niewygodnym śpiworem?

Ostatnie psiknięcie lakieru do włosów i fryzura w miarę do zaakceptowania. W końcu to tylko rodzinna impreza, a nie bal na pół miasta, jaki sens się stroić?

- Kretynka. Nawet z samą sobą dogadać się nie potrafię.

Coś na luzie? Chrzanić sukienki! Weźmiemy czarne, szarpane dżinsy, do nich złoty łańcuch, czerwony top i ramoneska. Niech się śmieją, że niby "pani Barton". Co ja poradzę? Lubię ten styl i nie zamierzam go zmieniać tylko przez głupie komentarze.

- Natalie?

Ciche pukanie obwieszcza przybycie Petera. Wyrobiłam się dosłownie minutę przed umówioną godziną... Wszystko wina Mai. Przez myśl o nadchodzącym wyjeździe, długo nie mogłam zasnąć.

- Momencik! - odpowiadam.

Zgarniam z szafki nocnej telefon i poprawiam delikatny makijaż. Rzadko kiedy zdobi moją twarz, ale jednak - czasami zrobię ten wyjątek i podrasuję nieco wygląd.

- Hej! - Uśmiecham się, otwierając przed Peterem drzwi. Milczy, mierząc mnie od stóp do głów nieco dziwnym spojrzeniem. - Coś nie tak?

- Co? Nie, tylko... - Odchrząkuje, jeżdżąc dłonią po szyi. - Myślałem... Bo pamiętam, jak moja mama zabrała cię na zakupy i przymierzałaś taką niebieską sukienkę...

- Tamten łachman? - wybucham śmiechem. Widzę już, w czym problem. Pete ma na sobie elegancki, granatowy garnitur. Pewnie pomyślał, że faktycznie kupiłam tamtą sukienkę i choć raz rzucę spodnie w kąt. - Pepper zmusiła mnie, żebym chociaż założyła. Nie kupiłyśmy jej. Zresztą, czemu cię to dziwi?

- Nie wiem... Tak tylko pomyślałem...

Początek średni. Zobaczmy, jak się historia rozwinie. A rozwija się całkiem ciekawie...

- Hej, pani Barton! - woła od progu Pietro.

Salon wypełniają iluminacje świetlne i głośna muzyka techno. Zabawa dopiero się rozkręca, ale to nie przeszkadza męskiej części drużyny w wypiciu pierwszego kieliszka.

Clint tradycyjnie postawił na rock style, aczkolwiek tym razem kurtka poszła w odstawkę. Zastąpiła ją luźna, szara koszulka na ramiączka z logo jego ulubionego zespołu Steel Panther, idealnie podkreślająca jego umięśnione ramiona.

- Chłopaki się wystroili, nie? - podchodzi do nas Pepper, podając po kieliszku szampana. - Talie tradycyjnie po swojemu?

- Ej, zawsze mogłam się w ogóle nie przebierać! - burczę.

Pietro chichocze znad konsoli DJ'a, a Wanda przegląda obok niego listę kawałków w laptopie. Tony, Steve, Bruce, Loki i Clint okupują barek. Wszyscy, oprócz mnie i Bartona, postawili na skromną elegancję. Marynarki, sukienki, ze dwa garnitury. Jakby potraktowali to spotkanie nadzwyczaj poważnie. A my? Jak zwykle na odwal. Nie potrafię opisać, jak bardzo mi teraz głupio...

- Dobra, nie przejmuj się - pociera moje ramię Pepper - każdy ma swój styl, prawda? Nie było żadnego ustalonego dress codu.

- Jasne...

- Talie, chodź mi pomóż, bo nie wytrzymam! - woła Wanda.

- Peter, weź chociaż raz stań po mojej stronie i poprzyj mój gust muzyczny! - dodaje Pietro.

Patrzymy po sobie niepewnie.

- Dziewczyny rządzą! - Pokazuję mu język. Wypijam do dna szampan i rzucam się w stronę konsoli.

Marvelous DreamsWhere stories live. Discover now