you don't have a boyfriend

3.6K 275 526
                                    

Od jakiegoś czasu Draco żył w przekonaniu, że jeśli coś ma się schrzanić, to schrzani się wszystko na raz.
Kiedyś myślał, że cały świat należy do niego, ale ostatni rok dość jednoznacznie dowiódł, że młody Malfoy był w błędzie.

Jedynym pocieszeniem było to, że jego ojciec czuł się odrobinę lepiej. Nawet starał się schodzić na posiłki, żeby spędzić nieco czasu z rodziną.
Ale dziwna choroba nie odpuszczała, a Luciusz kategorycznie odmawiał jakiejkolwiek wizyty w Świętym Mungu.
Malfoy'owie nie mieli słabości. Nie i kropka.

Szkoda tylko, że Draco miał ich kilka.

Teraz, gdy siedział w swoim pokoju i był sam na sam ze swoimi myślami, uświadamiał sobie jak wiele ich ma.

Po raz dwunasty czytał to samo zdanie. Powoli zaczynało go to irytować, bo książka nie należała to ambitnych, a on za nic nie mógł skupić się na tyle, żeby zrozumieć co właściwie czyta. Miał dość. Gwałtownie zamknął dwunasty tom głupiego - acz niezwykle wciągającego - romansidła i odłożył go na szafkę nocną. Sam schował twarz w poduszkach, mając nadzieję, że w końcu się udusi i będzie miał święty spokój.
Nawet przez jakiś czas był w stanie ignorować głupią gałąź, która uparcie stukała w okno i udawać że nie żyje. Najlepsze pięć minut jego życia.

Ale gałąź nie przestawała stukać.

Tego było za wiele.
Draco podniósł się z łóżka rzucając na prawo i lewo łaciną podwórkową i podszedł do okna ze szczerym zamiarem wyrwania całego drzewa razem z korzeniami.
Rozsłonił ciężkie zasłony i mu swojemu zdziwieniu nie ujrzał drzewa, a palec.
Ów palec był przyczepiony do dłoni, która zaś stanowiła koniec ręki. A ręka ta należała do ciała, które siedziało na miotle i wyglądało na nieźle przemarźnięte.

- Potter? - warknął Draco, otwierając okno - Co u diabła tu robisz?

- Cześć...? Wpuścisz mnie? Trochę tu wieje.

Przez dłuższą chwilę Draco miał ochotę pozwolić mu cierpieć na zewnątrz, ale w końcu przesunął się na tyle, żeby Harry dał radę wylądować.

- Masz dokładnie pięć sekund na wyjaśnienie mi czegoś tu przylazł, zanim zginiesz.

- Ja...przepraszam, ok? Chciałem cię przeprosić. Naprawdę. W szkole nie da się do ciebie podejść, a z resztą i tak nie mogłem się zmusić żeby wyjść z dormitorium. Ale przepraszam. Tam wtedy po balu dałem się odrobinę ponieść, a ty... Nie wiem. Zrobiłem to, bo chciałem to zrobić. I nie mówię o tej części, w której uciekam.

- Co? - zapytał jakże elokwentnie Draco.

- Możesz mnie zabić, szantażować, czy co tam sobie wymyślisz, ale w końcu to powiedziałem. Zrobiłem, co zrobiłem, bo cię nie nienawidzę, Malfoy.

Rewelacje, jakimi obrzucił go Potter, były nieco zbyt trudne do przetworzenia dla obu komórek mózgowych, które posiadał Draco. Zwłaszcza, że obie aktualnie panikowały.

- Czekaj - powiedział w końcu - Czyli chciałeś mnie pocałować?

- Tak...? - przeciągnął Harry, szykując się na salwę klątw.

- To o kim do cholery mówiłeś na balu?

- Co? - elokwencja Draco widocznie się udzielała.

- Na balu. Skup się, Potter.

- Mówiłem na balu...? TO BYŁEŚ TY?!

Draco skoczył i zasłonił mu usta ręka.

- Zamknij się, ojciec już śpi. Chcesz wylądować w Ministerstwie za włamanie?

SerpensortiaWhere stories live. Discover now