YEET!

5.2K 302 594
                                    

Nie uwierzyli mu!
Oczywiście, że mu nie uwierzyli!
Bo dlaczego niby mieliby wierzyć w coś, co mówi im ich przyjaciel?!
Ron niby coś przebąkiwał, że pomoże mu śledzić Malfoya, ale Harry wiedział, że robił to tylko po to, żeby go trochę udobruchać.

W takim razie - postanowione.
Harry sam odkryje o co chodzi Malfoyowi, a całej reszcie będzie głupio. I będzie mógł im to wypominać do końca życia.

Tej nocy Harry znowu nie spał. Czekał, aż Ślizgon znowu zacznie kręcić się po szkole, żeby móc go w końcu przyłapać.
Więc kiedy tylko kropka Malfoya zaczęła wychodzić z pokoju wspólnego, Harry zarzucił na siebie pelerynę i zrobił to samo.

Używając ukrytych przejść, szybko wyprzedził Draco na jednym z długich korytarzy. Skrył się w cieniu (chociaż przecież nie musiał) i poczekał, aż Ślizgon go minie. Potem ruszył za nim, trzymając się w bezpiecznej odległości.

☆☆☆

Malfoy poruszał się po szkole, znając jej każdy nocny zakątek. Zatrzymywał się co jakiś czas, chowając się za kolumnami. Czuł, że ktoś go obserwuje, chociaż nikogo nie mógł dostrzec. To pewnie pani Norris.
Musiał się pospieszyć, albo Filch znowu go przyłapie.

Więc zaczął iść szybciej. A przynajmniej na tyle, by zbytnio nie hałasować.
Na końcu korytarza skręcił i wszedł na schody. Pokonywał kilka stopni na raz, nie chcąc być na widoku dłużej, niż to konieczne. Mógł mieć tylko nadzieję, że nie postanowią nagle się przesunąć.
Gdzieś za sobą usłyszał ciche przekleństwo.
Odwrócił się gwałtownie.

☆☆☆

Biegnąc za Malfoyem, Harry potknął się o skraj peleryny. Zaklął siarczyście, po czym przeklął sam siebie (już tylko w myślach) za wydanie jakiegokolwiek dźwięku. Malfoy musiał to usłyszeć. Na pewno usłyszał.

To, co usłyszał Harry, nie brzmiało jak przekleństwo, a raczej jak spadanie ze schodów.
'Nie może być', pomyślał Harry, a jednak tak było.
Gdy wyjżał zza rogu, Malfoy leżał u stóp schodów, z nogą wykręconą w nienaturalny sposób.
Nie ruszał się.

Harry już nie myślał. Szybkim ruchem zerwał z siebie pelerynę niewidkę i pobiegł w jego stronę.
Draco nadal się nie ruszał, ale chyba oddychał.

- Malfoy? - Gryfon szturchnął ramię blondyna czubkiem buta. Bo w sumie nie wiedział co miał zrobić.

- Potter - syknął nienawistnie Draco, uświadamiając sobie, że to przez tego debila właśnie spadł ze schodów.

Nie odwrócił głowy w jego stronę. Nie chciał, żeby pierwszą rzeczą, którą zobaczy, były buty Harry'ego.
Już wystarczająco poniżające było to, że 'leżał u stóp' wielkiego i jakże wspaniałego Pottera.
Cudownie.

- O, żyjesz - stwierdził bez entuzjazmu Harry - Czy twoja lewa noga zawsze wygląda w ten sposób?

- Nie - Draco poczuł, jak powoli zaczynał docierać do niego ból - Za to twoja twarz zawsze wygląda, jakby domagała się pięści. Co tu robisz, Potter? Znowu mnie śledzisz?

Ślizgon dźwignął się na łokciach, ale natychmiast tego pożałował, gdy zruszone lewe kolano zaczęło rwać tępym bólem. To nie wróżyło dobrze jutrzejszemu treningowi.
Jeszcze lepiej.

- Szedłem do kuchni - odpowiedział szybko Potter. Zbyt szybko.

- Aha.

- Dasz radę wstać? - zapytał Harry, a w jego pozornie obojętnym głosie dało się wyczuć nutę litości.

Przynajmniej Draco uznał, że to litość.
A on nie chciał litości od nikogo.
Zwłaszcza od Harry'ego Pottera.

- Spieprzaj, Potter - prychnął i gniewnie oblizał wargi. Poczuł na języku metaliczny posmak krwi.

SerpensortiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz