✧CXV. Mazurek✧

75 2 23
                                    

Słońce wisiało wysoko nad miastem, oplatając je swoimi ciepłymi promieniami. Obraz płonących budynków widniał na horyzoncie. W pewnym momencie wszyscy spoglądali na szpital. Każdy widział, jak stalowe ptaki zrzuciły na niego pociski.

Janek patrzył z niedowierzaniem, czuł, że dokładnie w tamtym momencie, zawaliło się całe jego życie. Alicja, jego najdroższa Alicja, była w płonącym szpitalu. Musiał ją ocalić. Zostawił Beńka i Klarę na pastwę losu i biegł. Nic jej nie obiecywał, bo wiedział, ile w tamtym świecie znaczyły obietnice. W głębi serca jednak liczył na to, że odnajdzie Pyzę całą i zdrową.

Beniek trzymał Klarę mocno przy sobie. Miał ochotę krzyknąć i wrócić Janka z powrotem do nich. Nie chciał, by coś złego przytrafiło się kolejnej osobie, zwłaszcza, że zostali tylko we trójkę i nawet nie mieli pojęcia, co stało się z Esterą i Alą.

— Szlag by go trafił! — krzyknął Leszczyński, zatrzymując się przy jednej kamieniczce.

— Edmund? — wyszeptała Klara, powoli odzyskując przytomność.

— To nie Edmund, to ja, Beniek. Trzymasz się jakoś?

Spodziewał się, że Równa z powrotem utraci przytomność, jak zwykła to robić przez całą drogę. Ku zaskoczeniu Beńka, Klara była wciąż przytomna.

— Wiem, już wiem, że to ty. Co się stało? — wychrypiała Docia.

— Wyjaśnię ci to potem, dobrze? A teraz musimy iść.

— Idziemy do szpitala?

— Tak, idziemy do szpitala. Trzymaj się mnie — oznajmił Beniek.

— Nie mogę już dalej. Nie mam siły.

— Coś wykombinujemy, jesteśmy tak blisko, nie możesz tutaj umrzeć!

Leszczyński myślał przez chwilę, co mógłby zrobić, by dotrzeć z Docią do szpitala. Do głowy wpadł mu tylko jeden pomysł.

— Nie masz nic przeciwko temu, żebym cię kawałek poniósł?

Klara tylko pokręciła głową, a Beniek wziął ją na ręce. Prawą rękę trzymał pod kolanami Równej, lewą objął jej ramiona. Wychylił się lekko zza ściany. Nie dostrzegł żadnych Niemców na horyzoncie, mogli iść dalej.

✧✧✧

Janek zatrzymał się na ulicy. Znajdował się zaledwie przecznicę od szpitala. Mógłby biec dalej, był tak blisko swojego celu. Jednak w momencie, w którym wbiegł na ulicę, zobaczył stojącą na środku młodą dziewczynę, która trzymała kogoś wspartego o jej ramię. Panienka obróciła się w stronę Grabowskiego i nagle krzyknęła:

— Janek?

Młodzieniec przyjrzał jej się uważniej. Estera Tylim patrzyła wprost na niego, nawoływała jego imię i trzymała kurczowo jakiegoś harcerza. Nie widział jej od dwóch tygodni, ale bez cienia wątpliwości mógł stwierdzić, że była to właśnie ona. Zaczęła iść w jego stronę, a on zerwał się z miejsca i podbiegł do niej.

— Tak, to ja!

— Boże, jak dobrze cię widzieć!

— O, Janek — powiedział Krzysiek.

— Młody Spysiński? Myślałem, że walczysz w Zośce.

— Sprawy się trochę pokomplikowały. Zostałem ranny, kiedy walczyliśmy o Starówkę. Teraz zmierzamy z Esterą do szpitala.

— Ja też tam idę — oznajmił Janek. — Widziałem bombardowanie. Alicja też wyszła, prawda? Nic jej nie jest? Widziałaś ją, prawda?

— Nie widziałam Ali, przykro mi. Bombardowanie oglądałam z drugiego szpitala, tam znalazłam Krzysia. A co z resztą? — spytała Estera.

MazurekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz