✧LXXXII. Ogień porażki✧

107 15 76
                                    

Godna śmierć była ideą, która przyświecała powstańcom. Stokroć woleli umrzeć od strzału, niż być poniżonymi w obozie. Dwudziestego kwietnia powstanie wciąż buchało silnym ogniem. Nad ranem niemieckie wojsko znowu wkroczyło na teren getta. Jednak spotkało się z silnym oporem powstańców. Nie mogli przegrać drugiego dnia, mieli jeszcze trochę do zrobienia. Im więcej Niemców padło, podczas szturmowania getta, tym było lepiej dla nich.

Walki rozgorzały na dobre w pobliżu niemieckiej fabryki szczotek. Grupka kilkunastu powstańców zabarykadowała się za murami osłaniającymi budynek. Byli z wolna otaczani przez wojska niemieckie, praktycznie z każdej strony. Hitlerowcy wzięli sobie za punkt honoru pozbawienie życia każdego Żyda, który znajdował się w środku. Ten, kto sprzeciwiał się Rzeszy, musiał zginąć.

Młody mężczyzna spoglądał przez dziurę w murze na zewnątrz. Roiło się tam od Niemców, a on nie miał pojęcia, co powinni zrobić. Rzucił wzrokiem na swoich kompanów, a następnie na dowódców, którzy wraz z nim siedzieli w tej pułapce.

— Co teraz zrobimy? — spytał wychudzony, wysoki chłopak. — Eli, co teraz zrobimy?

Młodzieniec nie drgnął. Patrzył na wszystko, co działo się na zewnątrz, jak przez szybę. Wróg był coraz bliżej, a im kończył się czas. Trzeba było wykonać jeden rozsądny ruch i uratować sytuację. Eli wtopił swój wzrok w dal. Czekał na rozkazy.

— Nie wiem, bracie — odparł Eli. — Musimy czekać.

— Nie możemy czekać!

— Musimy mieć w sobie choć odrobinę cierpliwości, jeśli nie chcemy zginąć na samym początku.

— Wysadzamy bramę! — krzyknął nagle dowódca. — Trzeba ją zaminować i jak te szatańskie pomioty się zbliżą, natychmiast wysadzić! Eli, skończcie rozmawiać i weźcie się do pracy. Bo zaraz wszyscy skończymy martwi.

Kilkunastu powstańców wzięło się do pracy. Wkrótce zaminowali bramę fabryki i, gdy wróg podszedł wystarczająco blisko, wysadzili ładunki. Odsunęli się na bezpieczną odległość i zasłonili uszy dłońmi, kiedy doszło do wybuchu.

Usłyszeli krzyki, dobiegające z wysadzonej bramy. Kamień spadł im z serca, gdy okazało się, że ich działania nie były daremne. Eli objął swojego przyjaciela ramieniem, szepcząc do niego radosne frazy. Okazało się, że zabili w ten sposób kilkunastu Niemców. Reszta, która została raniona odłamkami min, wycofała się w bezpiecznych pozycjach i opuściła teren fabryki.

Tamtego dnia wygrali kolejną bitwę. W fabryce szczotek dało słyszeć się już tylko wesołe okrzyki zwycięzców.

Cały ranek upłynął na podobnych walkach w całej żydowskiej dzielnicy. Podczas, gdy powstańcy walczyli z Niemcami w różnych częściach getta, przeszukiwano ulice i wyciągano z nich żydowskich cywili, którzy potem byli grupowani i rozdzielani na transporty do różnych obozów. Niektórzy z nich ginęli na miejscu, gdy nie robili tego, co kazali im żołnierze, bądź podejmowali próby ucieczki.

Niemcy powrócili pod fabrykę kilka chwil po swojej nagłej ucieczce. Próbowali ugadać się z dowódcą oddziału żydowskiego, ale nie doszło do porozumienia i żołnierze się wycofali. Grupy ŻOB-u, broniące szopu szczotkarzy, wciąż pozostały na jego terenie.

— Eli, myślisz, że dadzą nam spokój?

— Nie poddadzą się bez walki. Oni tu jeszcze wrócą, Józek. Wrócą, tylko nie mam pojęcia kiedy.

— Miasto płonie — powiedział Józef, przyglądając się wielkiej chmurze dymu, która wisiała nad gettem.

— Nie całe. Tylko getto.

MazurekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz