✧VIII. Nóż wbity w plecy✧

288 39 45
                                    

Ku oburzeniu Ireny, Spysińscy musieli zostać w mieszkaniu Jasińskich na nieco dłuższą chwilę, gdyż nie mieli się gdzie podziać. Kobieta przestała się silić na uśmiech w towarzystwie nieproszonych gości. Po prostu była sobą. To znaczy, że nie przestała zrzędzić i syczeć jak wściekła kocica. Klara starała się zignorować zachowanie swojej macochy i tylko dzięki temu przeżyła następne ciężkie momenty z jej udziałem.

W ciągu kolejnego tygodnia Warszawę otoczyło coraz więcej wrogich wojsk, a dzień bez nalotu bombowego, byłby dla atakujących dniem straconym. Przez powybijane w trakcie bombardowań szyby dmuchał wiatr. Im dłużej miasto się broniło, tym bardziej cierpieli mieszkańcy. Jednak byli pewni, że mają jeszcze szansę na zwycięstwo z Rzeszą. Ich nadzieję rozwiał drugi wróg, który do tej pory czaił się w ciemności. Tamtego dnia ciemne chmury weszły na polskie niebo również od wschodniej strony...

✧✧✧

Rankiem siedemnastego września znowu obudziły ich syreny alarmowe, jednak nikt nie spodziewał się tego, co było ich przyczyną. Klara prawie zrzuciła Gosię z siennika, który dzieliły ze sobą od ponad tygodnia, gdy usłyszała dobrze znany pisk. Było wcześnie, więc dziewczęta jeszcze nie kontaktowały. Musiały szybko oprzytomnieć, by zbiec do piwnicy i nie zginąć od uderzenia pocisku.

Klara przeżegnała się i wzięła najważniejszy list swojej matki z szafki nocnej. Zawsze wychodziła do schronu właśnie z nim. Nie wyobrażała sobie siedzenia w zatęchłej piwnicy kilku godzin bez świadomości, że ma przy sobie kawałek papieru zapisany pochyłym pismem pani Jasińskiej.

— Klaro, chodź — powiedziała Gosia, szarpiąc swoją przyjaciółkę za koszulę nocną.

Razem opuściły sypialnię Klary i przeszły do saloniku. Tam Irena mocowała się ze Stefkiem i Zosią. Bliźnięta patrzyły cierpiętniczym wzrokiem na swoją macochę. Ich starsza siostra prędko złapała małe dłonie dzieci i pociągnęła je na klatkę schodową. Gosia i Krzysiek pomogli wyjść pani Spysińskiej, a Irka zamknęła mieszkanie. Każdy wiedział, co miał zrobić. Bez większych problemów znaleźli się w piwnicy. 

Przez chwilę nic się nie działo. Siedzieli w ciszy, nasłuchując, jak pan Heniek próbował nastroić swoje radio. Jednostajny szum wypełnił ich uszy. Ludzie bali się, bo nie usłyszeli jeszcze żadnego huku. Co musiało dziać się na zewnątrz?

— Może to Rosjanie... — wyszeptała pani Malinowska. — Jak te dwa diabły się razem zbiorą, to będzie zabór i po naszej wolności.

— Och, niechże już pani przestanie gdybać! — syknęła jakaś matka. — Dzieci są wystraszone.

— Skoro dzieci są takie wystraszone, to po co je pani przywoziła z powrotem do miasta? Przecież Hitler i jego pobratymcy to nie jacyś żartownisie! Mamy wojnę, moja kochana. Mamy wojnę i mogę sobie mówić, co mi się żywnie podoba, a ja czuję w kościach, że dążą do kolejnych rozbiorów!

Kłótnię kobiet przerwał niepokojący huk. Pani Malinowska głośno wspominała o racji swoich słów i o tym, że kiedyś wszyscy ją popamiętają. Klara spoglądała z rozczuleniem na to, jak Stefek zasłania Zosi uszy. Zawsze robiło jej się ciepło na sercu, gdy widziała jak jej brat dba o siostrzyczkę.

Pani Spysińska szeptała słowa modlitwy. Nie miała jednak sił, by wypowiedzieć je na głos. Tamtego dnia czuła się wyjątkowo źle, a ciągłe naloty pogarszały jej stan psychiczny. Gosia martwiła się o swoją matkę przy każdej okazji. Liczyła na to, że wkrótce jej się polepszy.

Ze stoickim spokojem słuchali kolejnych wybuchów. Ludzie zamykali tylko oczy, gdy z sufitu sypał się pył. Od siedemnastu dni przeżywali naloty, słuchali kolejnych złych wieści i z niepokojem patrzyli na swoich najbliższych. Po kilku następnych huknięciach przestali nawet uciszać, rozochoconą w teoriach spiskowych, panią Malinowską.

MazurekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz