✧LIV. Adamówek✧

89 19 32
                                    

Edmund w ostatnim momencie zdążył kupić bilety do Czosnowa, czyli najbliższej Adamówka stacji kolejowej. Wrócił do mieszkania chwilę po godzinie policyjnej, ale był zbyt blisko domu, by ktokolwiek mógł go złapać. Ściskał w dłoni cztery papiery, które miały załatwić Klarze i reszcie bezpieczeństwo.

Leżąc w łóżku, wpatrywał się w sufit. Nie przebrał się nawet w piżamę, wiedział, że nie uśnie tamtej nocy. Miał ochotę pozbawić Irenę głowy. Znaleźć ją i wyrządzić jej dużą krzywdę. Chciał, by wreszcie przestała dręczyć osobę, którą kochał najbardziej na świecie.

Nienawidził jej. Nienawidził też tego, ile Klara musiała przez nią wycierpieć. Gdyby ją teraz zobaczył, zapewne rozerwałby ją na strzępy. Nie mógł wyjechać z nimi na wieś, miał mnóstwo obowiązków w stolicy. Gdyby mógł być obok niej, pilnowałby, czy była bezpieczna, mogłaby zamieszkać z nim. Ona i jej rodzina. Czuł dziwny lęk, myśląc o tym, że Klara wyjeżdżała ze stolicy. Nie wiedział nawet, czy dane im będzie się jeszcze spotkać. Myśl o tym, że nie będzie mógł zobaczyć jej już nigdy więcej, paraliżowała go od środka. Chciał, by wszystko wróciło już do normy. Chciał trzymać swoją ukochaną w ramionach i nigdy nie wypuszczać. Niestety nie było mu to dane.

Westchnął, odkładając bilety na szafkę nocną. Leżał na niej jeszcze jeden papier. Zgięta na cztery kartka, zaplamiona krwią, na której Ponura zapisała swoje ostatnie słowa. Płakał za każdym razem, gdy czytał tamten liścik. Wiedział, że było już za późno. Gdyby Antonina wyjechała, mógłby jej szukać. Mógłby to wszystko wyjaśnić i serdecznie ją przeprosić. Dobrzańska jednak była martwa. Nie miał już kogo przepraszać, nie miał też kogo błagać o przebaczenie. Wszystko dobiegło końca.

Wiedział, że przez swoją głupotę stracił kogoś, kto był z nim podczas najgorszych chwil jego życia. Stracił osobę, którą chciał chronić, a którą skrzywdził najbardziej na świecie. Być może kiedyś ją nawet kochał? Nie wiedział tego.

Położył się z powrotem na łóżko i zatonął w morzu własnych myśli. Myślał na zmianę o Klarze i o Antoninie, a jego oczy powoli się zamykały. Wreszcie zmorzył go sen. Wiatr lekko powiewał firankami i świszczał przez szpary w oknie. Noc nastała szybko, okalając płaszczem ciszy cały świat. W głowie Edmunda wciąż kotłowały się myśli, które przerodziły się w senne mary. Nie był w stanie już niczego naprawić. To naprawdę był koniec.

✧✧✧

Rankiem otworzył oczy. Spojrzał na zegarek, którego nie zdjął przed zaśnięciem i zerwał się z łóżka. Była za dwie minuty szósta. Pociąg miał odjechać za dziewięć minut. Prędko włożył, porzucone obok swojego posłania, obuwie i wybiegł z mieszkania. Na klatce schodowej zorientował się, że zapomniał najważniejszej rzeczy.

— Cholera jasna, bilety!

Wrócił się jak najszybciej potrafił i zaczął biec na dworzec. Mieszkał stosunkowo blisko, ale zostało mu niewiele czasu. Rozglądał się uważnie, czy jakiś Niemiec na niego nie spoglądał i zaczął biec. Znalazł się na dworcu dwie minuty przed odjazdem pociągu.

Szybko dostrzegł Anastazję, a zaraz po niej całą resztę towarzystwa. Podszedł do nich i oznajmił:

— Wybaczcie, już jestem. Wasz odjeżdża o siedem po szóstej. To jeden z dwóch, które tam dojeżdżają. Drugi był na godzinę dwunastą pięćdziesiąt, ale sądzę, że nim byście się nie zainteresowały.

— Jaki ty jesteś elokwentny — odpowiedziała Anastazja przesłodzonym głosem. — Im szybciej znikną, tym lepiej dla nich. Co ty robiłeś, przygłupie?

— Spałem.

— Spałeś? Od tego mogło zależeć ich życie! Od tego zależy ich życie, jełopie.

MazurekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz