Schuyler Defeated

38 4 0
                                    

  - Spójrz! - do pokoju wpadł, niczym burza, chłopczyk, prawie topiąc się we własnych, niesfornych włosach. - Dziadek jest w gazecie! - papier ukazywał główną stronę, młodzian podniósł go i zaczął czytać. - "Bohater wojenny, Philip Schuyler, jest zagrożony utratą swojego stanowiska przez młodego parweniusza, Aarona Burr'a." - między pierwszym, a ostatnim słowem chłopca, jego matka zdążyła stanąć koło niego i pobieżnie przeczytać artykuł. - Dziadek może stracić swoją posadę. - skomentował Philip.
- Myślałam, że to mu nie grozi. - Elizabeth wzięła od swojego syna pismo.
- Ci z gazety twierdzą inaczej. - Betsey uśmiechnęła się pod nosem, zauważając podobieństwo między synem a mężem.
- Sprawdź proszę, czy drzwi są zamknięte. - Philip posłusznie wykonał polecenie matki.
- Co teraz? - chłopiec patrzył na Elize z oczekującym spojrzeniem.
- Co teraz? - Betsey powtórzyła pytanie, bardziej do siebie niż do syna. - Zrozum, Schuyler ma rywala w Nowym Yorku. Dziadek walczy o stanowisko senatora z...
- Burrem! - wypowiedzieli nazwisko Aarona w tym samym momencie.
- Ja... Ja muszę wyjść, muszę znaleść Alexandra. - Eliza zaczęła szukać papierów, które mogłyby się przydać mężczyźnie.
- Musimy zapewnić tatę, że walczymy po jego stronie! - Philip stanął przy drzwiach, w jego oczach zapaliły się iskierki.
- Nie! On to weźmie zbyt osobiście, muszę zapobiec morderstwu. - słowa urzyte przez kobietę były nad wyraz trafne, znała swojego męża zbyt dobrze, by mieć jakikolwiek cień szansy na podejrzewanie go o to, że załatwi sprawę ugodowo.
 
  Miasto, jak na złość, było wręcz wypchane ludźmi. Gwar utrudniał poszukiwania. Eliza trzymała Philipa za rękę, a chłopczyk kręcił głową, jak sowa, licząc, że uda mu się znaleść swojego tatę w gąszczu garniturów i sukien.
- Rozglądaj się. - uśmiech pojawił się na twarzy malca, który słyszał te słowa, z ust swojej mamy, częściej niż własne imię.
- Powinniśmy się rozglądać. - kolejny raz powtórzyli to zdanie.
- Musimy znaleźć Twojego ojca... - Eliza weszła w kolejną z licznych alejek, która obfitowała w ludzi. - W tym zatłoczonym Nowym Yorku. - kobieta westchnęła przeciskając się przez kolejne osoby.
- W zatłoczonym Nowym Yorku. - Philip ściszył głos i zaczął nasłuchiwać ojca, ale na tykał się tylko na uprzejme rozmowy.
 
  - BURR! Przypomnij mi od kiedy jesteś demokratycznym Republikaninem? - krzyk przedarł ulice, ludzie rozproszyli się, zostawiając Alexandra oko w oko z mężczyzną, którego do niedawna nazywał przyjacielem.
- Od kiedy bycie nim stawia mnie coraz wyżej i wyżej, hah. - bezczelny ton Aarona, Alex odczuł na swoim policzku, czuł się niemalże opluty słowami wroga.
- Nikt Cię nie zna, nie obchodzi ich kim jesteś i co robisz! - wskazał przestrzeń wokół siebie, na której nie było już żywej duszy. Nowojorska uliczka przedstawiała obraz dwóch przyjaciół płonących nienawiścią.
- "Ja ich nie obchodzę" za to Ciebie nie lubią. - szpila za szpilę, kolejne słowa unosiły się niczym pięści. Wyrazy ludzi stojących naprzeciwko siebie zlewały się w formy ludzkie walczące ze sobą na śmierć i życie.
- Co proszę? - Alexander był wyraźnie wzburzony.
- Ugh... Wall Street uważa Cię za Boga, zawsze będziesz zachwalany przez rzeczy, które sam stworzysz, ale na północy jesteś tylko kretynem, który zdradził stolicę... - płomienie sączyły się z obydwu mężczyzn.
- Skończ... - Alexander próbował się wtrącić, ale Burr nie przestawał.
- Za dupka, który chce opodatkować a-a-alkohol! - Hamilton spuścił głowę, by nie pokazać wściekłości rozrywającej go od wewnątrz.
- Zawsze myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi. - wysyczał przez zaciśnięte zęby Alex.
- Nie widzę powodu, przez który miałbyś skończyć tak myśleć. Posada senatora była do wzięcia, więc z tego skorzystałem. To nie moja wina, że ludzie biorą Cię za łgarza. - napięcie rosło, a przestrzeń, w której przebywali mężczyźni, wydawała się ciemniejsza niż przedtem.
- Czy Ty próbujesz oczernić moje imię, używając w tym celu mojego teścia? - obsesja Alexandra kolejny raz triumfowała nad zdrowym rozsądkiem.
- Jest jeszcze ten gówniarz, który prawie strzelił Charlesa Lee w szczękę. Mój Boże! Twoja duma będzie kresem dla nas wszystkich. Uważaj, bo ona zjawi się przed upadkiem! - jedno słowo mogłoby wywołać wybuch zagrażający im obu.
 
  Głosy kłótni niosły się ulicami Nowego Yorku. Elizabeth miała nieodparte wrażenie, że właśnie tam znajdzie swojego męża, intuicja nie zawiodła kobiety, bo już po chwili stała w centrum wydarzeń.
- Alexander, tutaj jesteś. - ciepło jej głosu rozświetliło sczerniałe, od pretensji, budynki.
- Eliza? - mężczyzna odwrócił głowę, był całkowicie zaskoczony obecnością swojej żony.
- Zapomniałeś swoich dokumentów. - Eliza podała mu plik kartek, natomiast Philip przytulił się do ojca. - O, Pan Burr, dawno się nie widzieliśmy. - skrawki błękitnej sukni podniosły się do góry, Aaron również lekko się skłonił. - Jak się miewa Theodosias? - Eliza uśmiechnęła się na myśl o kobiecie.
- Właściwie to moja żona zachorowała. - Burr widocznie posmutniał, odwrócił wzrok by ukryć łzy zbierające się w jego oczach.
- Nie dziwi mnie to, ostatnimi dniami jest naprawdę chłodno. Prześlij jej nasze pozdrowienia. - uśmiech Elizy, nawet u najsmutniejszego człowieka na świecie nie zostałby pominięty, był tak szczery i piękny, że Aaron odpowiedział na niego tym samym.
- Tak zrobię. - chwilę ciszy przerwało kolejne pytanie kobiety.
- A co u Twojej córki? - dało się zauważyć ciekawość w oczach Elizy, kiedy Philip był młodszy często bawił się z dziewczynką, niestety z biegiem kariery politycznej ich ojców dzieci utraciły kontakt.
- Jest moją największą dumą i największą radością. Może pochwalić się biegłą znajomością języka francuskiego i łaciny! - uśmiech na dobre zagościł na twarzy mężczyzny.
- Jak ja! - Eliza zaśmiała się na dźwięk słów swojego syna, jego podobieństwa do ojca nie kończyły się.
- Ona jest w tym samym wieku co Twój chłopiec. - Betsey rozbawiła wizja odpowiedzenia Burr'owi pytaniem "Który?", jednak opanowała się słysząc swojego męża.
- Tak, pewnego dnia będzie rządził na Manhattanie. - kobieta podeszła do Alexandra i chwyciła go pod ramię.
- Musimy już iść Burr, ale przekaż swoim dziewczynom wyrazy naszej miłości. - Eliza uśmiechnęła się serdecznie.
- Miło było spotkać tego młodzieńca. - Burr spojrzał w stronę Philipa i skinął głowa, na co chłopiec podniósł rękę i pomachał mężczyźnie, który, po tym geście, odwrócił się i zaczął się oddalać.
- Chyba mamy rozmowę do dokończenia, panie Burr. - wzrok Elizy spiorunował Alexandra.
- Skarbie. - Alex spojrzał na kobietę, której wzrok sprawił, że spuścił głowę.
- Gdybym był na Twoim miejscu, lepiej bym się jej trzymał. - Aaron odszedł w swoją stronę, rodzina Hamiltonów zrobiła to samo, tym razem obyło się bez ofiar.

Hej!
Jeju, jak ja dawno nic tu nie pisałam... Ale dziś dostałam nagłej weny twórczej, którą jest pierwszą od ostatniego rozdziału "Wiecznej wojny" i akurat wzięło mnie na kontynuowanie tej książki, a moją inspiracją była animacja, która macie na górze, mam nadzieję, że takich inspiracji będzie coraz więcej, chodź w biegu nauki nie liczę na nic niezwykłego, bo mój mózg już nie działa XD

Ps. To mój pierwszy wpis w 2020, życzę wam wszystkiego co najlepsze! Zróbmy wszystko co w naszej mocy, żeby ten rok był najlepszy!
Nie przepuśćmy naszej szansy.

Żegnam!

~ A.Zac <3

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jan 11, 2020 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Co się tam działo...? (Hamliza)Where stories live. Discover now