Wielkimi krokami zbliżała się godzina balu. Udało mi się załatwić i poprawnie założyć cholernie drogi bordowy garnitur ze złotymi zdobieniami. Pewnie, że mógłbym pójść w zwyczajnym czarnym, ale pewnie kazaliby mi zawrócić przy wejściu. Traktowali swoje bale poważniej niż Met Galę. Gdyby ktoś na bal założył coś niewystarczająco ekstrawaganckiego, nie zostałby wpuszczony do środka. I to się szanuje.

Logan miała pójść na bal z Beau, nikt nie jest zaskoczony. Spędzą sobie wieczór razem, będą razem tańczyć i rozmawiać, a potem ja i Logan pójdziemy łapać kryminalistów. Najbardziej z tego wszystkiego irytowało mnie to, że nie potrafiłem być zły na Beau – jak mógłbym być? I przez co? Bo podoba mu się dziewczyna, która mi też się podoba, ale i tak nie będzie mógł z nią być, bo prawdopodobnie wraca jutro ze mną do Londynu? Brzmi jak słaby powód

Będzie dobrze, powtarzałem sobie w myślach, oglądając swoje odbicie w lustrze w kącie pokoju. Cholera, wyglądałem dobrze. To się nazywał hiszpański blask. Kusiło mnie, by dopełnić ten gorący strój złotym kolczykiem, ale wolałem nie ryzykować. Powodzenie planu wymagało ode mnie znalezienia się w środku.

Zastanawiałem się, czy nie ukryć gdzieś w marynarce odznaki NCA, by móc ją wyciągnąć, kiedy zetrę się z Michaelsonem. Już to sobie wyobrażałem: oni rozmawiają w lesie, nagle zza drzew wyłaniam się ja, w jednej ręce trzymam broń, a drugą wyciągam odznakę i krzyczę: "NCA, stać!". Ale nie taki mieliśmy plan.

Krzyczałem wewnętrznie, kiedy opuszczałem pokój. TO SIĘ DZIEJE, TO JUŻ DZISIAJ, BAL, ARESZT, MICHAELSON, DZISIAJ. Chciałem wierzyć, że wszystko teraz pójdzie z górki i bez większych kłopotów zamkniemy dzisiaj sprawę. Naprawdę chciałem. Wiedziałem jednak, że sprawy lubią się komplikować i nie mogę być nazbyt pewny siebie, bo jeszcze się sparzę.

Wziąłem głęboki oddech, by zapanować nad nerwami i ruszyłem przed siebie, kierując się do sali bankietowej. Akademię było stać na wynajęcie sali na bal i przeniesienie wszystkich uczniów tam, ale po co, kiedy mają pieprzoną salę bankietową?

Zdążyłem zrobić zaledwie trzy kroki, gdy usłyszałem za sobą damski głos:

– Idziesz z nami.

Powoli odwróciłem się na pięcie. Powinienem unieść ręce i paść na kolana? Krzyknąć, że nie jestem uzbrojony i się poddaję.

Kilka metrów dalej stały Ava i Simone. Jedna wyglądała niebezpieczniej od drugiej, a ja nie wiedziałem, co mnie czeka.

Logan

Beau wyglądałby dobrze nawet, gdyby miał na sobie worek po ziemniakach. Powinnam zaproponować członkom KEZ-u worki po ziemniakach jako oficjalne stroje klubu, bez wątpienia by im się spodobały. Wracając do Beau, on nie był w stanie źle wyglądać, naprawdę.

Stał przede mną z tymi idealnie ułożonymi do tyłu włosami – każdy kosmyk był w odpowiednim miejscu, oprócz jednego, który opadał mu na czoło, kontrastując z jego bladą skórą. Pris musiała powiedzieć mu o kolorze mojej sukienki, bo na jego białej marynarce roiło się od jasnofioletowych obrysów fiołków, a spodnie całe były fioletowe. To nie powinno na nikim wyglądać dobrze, a jednak. Jeśli chciał upewnić wszystkich, że byliśmy na balu razem, to zrobił to bezbłędnie. Czułam na sobie wzrok wielu osób, które chętnie zajęłyby moje miejsce.

– Gdzie Bailey? – zapytał, pocierając dłonią o brodę. – Czy on nie ma za chwilę wchodzić na scenę?

Jakby w odpowiedzi na jego pytanie, obficie zdobione drewniane drzwi sali szeroko się otwarły i stanął w nich Bailey. Albo cała sala zamilkła w odpowiedzi, albo to po prostu ja wyciszyłam ze swojej świadomości każdy dźwięk, skupiając się tylko na Bailim. Emanowała od niego energia króla świata, brakowało jedynie korony na jego głowie, która idealnie wpasowałaby się w jego strój.

(keep it) UndercoverWhere stories live. Discover now