Rozdział XXI

67 7 0
                                    

Logan

– Cholera, Ella, co ty robisz?

Dziewczyna zawisła bez ruchu, schylona nad plecakiem wypełnionym tak dobrze mi już znanymi różowymi "tabletkami". Próbowała je upchać do środka, ale było ich zwyczajnie za dużo, żeby wszystkie się tam zmieściły. Gdyby robiła to u siebie, to może uszłoby to jej na sucho, ale w bibliotece? W miejscu, gdzie w każdej chwili ktoś może na nią wpaść, niezależnie od tego jak głęboko się ukryje? Och, Ella.

Zrobiłam krok w jej stronę, co chyba przywróciło ją do rzeczywistości. Odsunęła plecak od siebie, wyprostowała się i obróciła w moją stronę, próbując zakryć za sobą zawartość plecaka.

– Widziałam, co w nim było. Zresztą, wiem, czym się zajmujesz – uspokoiłam ją. – Nie pochwalam tego, żeby nie było.

Rozejrzała się dookoła, szukając osób, które mogły nas podsłuchiwać. Oprócz nas w bibliotece o tej koszmarnej godzinie, jaką jest szósta rano, przebywała jedynie aktualnie dyżurująca bibliotekarka. Była to dość młoda kobieta w dopasowanych czarnych spodniach i eleganckiej koszuli, która też pewnie przeszłaby za uczennicę. Wyglądała na co najwyżej cztery lata starszą ode mnie. Stała jednak za daleko, by usłyszeć naszą rozmowę.

– Całe szczęście, że nie szukam twojej aprobaty – odgryzła się Ella, na moment się odwracając, by sprawdzić, czy plecak nadal jest na swoim miejscu.

Udało mi się powstrzymać silną ochotę wygłoszenia matczynej mowy o tym, jak narkotyki szkodzą ludziom. Po tym straciłabym jakiekolwiek szanse na poważne traktowanie.

– Okej, wiem, że się nie przyjaźnimy ani nic – zaczęłam, ostrożnie dobierając słowa, naprawdę wolałabym uniknąć jej rzucającej się na mnie – ale słyszałam, że masz małe... problemy finansowe. Na pewno są lepsze i bardziej legalne sposoby na radzenie sobie z tym.

W głowie wyobrażałam sobie, że po tych słowach zrobi to, co typowi fikcyjni złoczyńcy, gdy konfrontują się ze swoimi wrogami. Czekałam, aż z wampirzą szybkością podbiegnie do mnie, przyszpili do ściany – lub, w tym wypadku, regału – i przyłoży ostry przedmiot do gardła, powoli zwiększając nacisk i raniąc moją skórę... Nie czas na fantazje.

Nie wiem, czy odczułam większą ulgę czy może zawód, gdy tego nie zrobiła. Ella, zamiast spełnić moje nastoletnie wyobrażenia, ukryła twarz w dłoniach i zsunęła się na podłogę. Siedziała z plecami opartymi o regał i wyglądała tak bezbronnie, że gdybym nie wiedziała lepiej, pomyślałabym, że jest całkiem niewinną dziewczyną.

– Nie wracam tu po świętach – wyznała gorzko, wciąż zakrywając twarz. – Wyjadę i już więcej nie wrócę. Nie ważne, jak dużo tego – wskazała plecak – sprzedam, i tak nie starczy na zostanie tutaj.

To zaskakujące, jak niektórym łatwo jest wyznać obcej osobie rzeczy, których boją się powiedzieć swoim bliskim.

– To po co to robisz?

– Żeby zostać chociaż do świąt.

Nie sprawdziliśmy z Bailim ile kosztuje semestralny pobyt w Akademii, ale dobrze wiedzieliśmy, że nie bez powodu był zarezerwowany dla elity.

– Czy to jest tego warte?

– Łatwo ci mówić, kiedy nie masz tego problemu – syknęła.

Och, ale by się zdziwiła. Gdybym to ja miała płacić za swój pobyt tutaj, to pewnie wyleciałabym po dwóch dniach. Ale nie mogłam jej tego powiedzieć.

(keep it) UndercoverOnde as histórias ganham vida. Descobre agora