Rozdział IV

130 16 1
                                    

Jak tylko zajęcia dobiegły końca, odciągnęłam Baileya na bok.

– Co ona tu robi? Wszyscy nauczyciele mieli zostać prześwietleni.

Wyglądał na równie zagubionego, co ja. Przez całą godzinę nauk wpatrywał się w profesorkę, jakby chciał w ten sposób wydobyć z niej wszystkie potrzebne informacje.

Coś takiego nie powinno się zdarzyć. Kobieta, która przynajmniej raz spotkała się z Michaelsonem, a raczej Złotą Rybką, i odbyła z nim podejrzaną rozmowę, od razu staje się równie podejrzana, co on.

– Trzeba zawiadomić szefa. – Podrapał się w głowę, wyraźnie zakłopotany. – Jak mogliśmy to przegapić?

Niby nie powinniśmy się mieszać, ponieważ sprawa Złotej Rybki została od nas odsunięta, ale co jeśli obie sprawy są ze sobą połączone? Może ona spotykała się z Michaelsonem, zdobywała od niego narkotyki, a później podawała je uczniom, którzy przez to popadali w szał i umierali?

– Muszą ją przesłuchać – dodałam. – Zadzwonisz do niego?

Skinął głową.

Ciekawe, czy zastanawiał się nad tym samym, co ja – czy ona nas poznała. Wątpię, żeby zauważyła nas tamtego dnia w kawiarni, ale kto to wie? Nie mogliśmy być pewni. Zostało nam udawać, że nigdy wcześniej jej nie widzieliśmy i że nie wiemy nic o Michaelsonie.

– Naprawdę nie wierzę, że do tego doszło – mruknął. Jego głos w połowie zdania niemal niezauważalnie się zawahał, ale szybko przywrócił go do normy.

Obwiniał się?

– To nie nasza wina. – Próbowałam podnieść go na duchu i przekonać samą siebie, że była to prawda. – Zgubiliśmy ją, nie wiedzieliśmy kim była. Powierzyliśmy sprawę innym, skąd mogli wiedzieć, że należy jej szukać?

Nie wyglądał na przekonanego.

– Przynajmniej teraz wiedzą, że trzeba ją sprawdzić... A właśnie – Nagle sobie o czymś przypomniał. – Pod koniec tygodnia mamy też otrzymać akta wszystkich uczniów, żeby zrobić wstępną selekcję. Wybieramy tych, którzy mają jakieś połączenia z ofiarami. Nie jest to najlepszy sposób, łatwo przez to pominąć kogoś istotnego, ale nie mamy wielkiego wyboru. – Wyraźnie nie podobał mu się ten pomysł. – Jest tu zbyt wielu studentów, żeby udało nam się to ogarnąć we dwójkę. Co ty na to, Logan?

Mnie również ten pomysł nie przypadł do gustu. Owszem, zwęzi nam to liczbę podejrzanych z całej szkoły do, mam nadzieję, kilku osób, ale, jak powiedział Bailey, możemy kogoś pominąć. To dobry sposób, ale ryzykowny.

– Możemy spróbować. Jest szansa, że trafimy dzięki temu na jakiś wspólny punkt i skupimy się na kilku konkretnych osobach.

– Jesteś pewna?

– Jestem pewna, że to nasza najlepsza opcja.

Zerknął za siebie, jakby spodziewając się, że ktoś zaraz wejdzie do środka i przyłapie nas na knowaniach.

Lekko poluźnił krawat, dając swojej szyi nieco przestrzeni. Od razu wyglądał na bardziej zrelaksowanego.

– Skoro tak uważasz, to to zrobimy – odparł po chwili. – Masz jakieś plany na teraz?

Plany? Na długą przerwę? Oczywiście, że nie. To znaczy, tak, przyczepię się pewnie do Pris i spółki, ale nie miałam jakichś konkretnych planów. Nie wiedziałam nawet, gdzie ich szukać, a co dopiero, co będziemy robić.

(keep it) UndercoverWhere stories live. Discover now