— Nate — zawołała za mną Harrison. — Już idziesz?

— Mam sprawy — oznajmiłem krótko, kiedy przystanąłem na chwilę pośrodku baru. — Chcesz, to wpadnij wieczorem — dodałem od niechcenia i nie czekając na jej odpowiedź, opuściłem lokal.

Issac wysłał mi wiadomość z dokładną lokalizacją, gdy jeszcze byłem w budynku. Miałem niecałe dziesięć minut do miejsca spotkania i wolałem się pośpieszyć, by stojące na obrzeżach auto nie przykuło niczyjej uwagi. Dodatkowe problemy były mi całkowicie zbędne, bo chciałem załatwić to szybko i w miarę możliwości po cichu.

Wskoczyłem za kierownicę czarnego Mustanga i odpaliłem silnik, wyjeżdżając powoli z parkingu. Jechałem ulicami miasta, w którym się wychowałem i pozornie miałem wszystko. Przynajmniej tak mógł pomyśleć ktoś, kto nic nie wiedział na temat mojego życia. Wymarzony samochód, pieniądze, rodzina i przyjaciele. Mogło się zdawać, że nie miałem powodu by narzekać, ale wszystko co posiadałem było konsekwencją decyzji, które musiałem podjąć. Nikt się nie zastanawiał nad przyczynami wyjazdu mojej siostry, czy nagłą śmiercią ojca. Ludzie nie pytali o nieobecność matki, która opuściła miasto, bo nie potrafiła dłużej w nim żyć. Chciała, żebym również wyjechał i pozostawił w jej opinii bezsensowną zemstę, ale nie mogłem. Nie umiałbym żyć dalej ze świadomością, że on przechadzał się ulicami tego miasta.

Nienawiść była silniejsza niż wszystko inne i stała się moim priorytetem, która przyćmiła wszystko inne. Niektórym ludziom często się wydawało, że mieli pełną kontrolę nad wydarzeniami w swoim życiu. Myśleli, że tylko oni mieli na nie wpływ, bo to ich postanowienia kierowały dalszymi krokami. Zdarzały się jednak sytuacje, w których decyzje, zostały podjęte za nas. Nie mieliśmy wyboru, ani pola manewru. Musieliśmy zrobić to, czego od nas się oczekiwało i co na daną chwilę było słuszne. Jedna osoba i jedno wydarzenie mogło wprowadzić do naszego marnego życia ciemność. A ciemność to mrok, a mrok pochłaniał wszystko.

Zauważyłem pod lasem przy opuszczonych magazynach zaparkowane czarne BMW. Ostrożnie zwolniłem i rozejrzałem się na boki, by zyskać pewność, że nikt mnie nie śledził. Podjechałem bliżej i zatrzymałem samochód. Chciałbym mieć pewność, że moje decyzje zyskają rozgrzeszenie i w oczach Boga byłem niewinny. Ludzie, którzy stanęli na mojej drodze nie byli święci, ale z pewnością byli wyjęci spod prawa. Nie byłem mścicielem, ale byłem żądny zemsty. Chciałem by jeden człowiek zapłacił za krzywdy, których się dopuścił a wszyscy inni byli tylko przypadkowymi ofiarami i środkiem do celu. Przynajmniej tak próbowałem o nich myśleć, bo już i tak nie potrafiłem spojrzeć sobie w oczy, gdy stawałem na wprost lustra.

Drżącą ręką wyjąłem paczkę papierosów ze schowka, wraz z bronią, którą natychmiast wsunąłem za pasek spodni. Przyglądałem się bezcelowo odpalonemu płomieniowi w zapalniczce, który po chwili gasł. Próbowałem skupić się na powodzie, dla którego to wszystko robiłem. Wysiadłem z auta i wsunąłem papierosa między usta. Uniosłem wzrok, gdy usłyszałem kroki zbliżającego się Issac'a, którego sekundę wcześniej ostrzegłem przy jego aucie.

— Obyło się bez problemów? — zagadnąłem, zaciągając się nikotyną.

Przytrzymałem powietrze wraz z trucizną, która dawała mi złudne ukojenie i spokój. Spojrzałem na obojętną minę chłopaka, który skinął jedyne głową w odpowiedzi i czekał na dalsze zarządzenia.

— Masz cały sprzęt? — zapytałem, wyrzucając niedopałek na ziemię.

— Wszystkim się zająłem. — Jego głos był pusty i obojętny, chociaż doskonale wiedział po co przywiózł faceta który leżał w jego bagażniku.

— Daj go — mruknąłem, na co bez słowa obrócił się i podszedł do zapakowanego pojazdu.

Issac otworzył klapę i pochylił się, by siłą wyciągnąć mężczyznę, który choć jeszcze żył, to już był martwy. Stłumione odgłosy krzyku i jego upadek na żwir to wszystko, co zarejestrowałem w tamtej chwili. Dopiero gdy Issac zerwał z jego ust szarą taśmę klejącą, zobaczyłem dobrze zbudowanego, wytatuowanego i łysego faceta po trzydziestce.

HEART ON FIRE | W SPRZEDAŻYWhere stories live. Discover now