Rozdział 2

20K 753 1.9K
                                    


NATHANIEL

Przyglądałem się brunetce, która powoli oddalała się w towarzystwie przyjaciół. Powinienem chwycić ją za szmaty i zawieźć do domu. Costello nie chciał, żeby Nicole miała jakikolwiek związek z jego interesami i ludźmi, takimi jak on czy ja. Trzymał się na uboczu, bo chciał zapewnić jej bezpieczeństwo, chociaż nie było to do końca możliwe skoro człowiekiem, który ją wychowywał był White. Co więcej, gdy Alex wyjechał na studia, to również jemu obiecałem, że będę się trzymał na dystans. Rozumiał moją potrzebę zemsty, ale nie chciał, aby przypadkową ofiarą była jego siostra. A ja nigdy nie zamierzałem skrzywdzić czy wmieszać w to dziewczyny. Nie ponosiła odpowiedzialności za to, co się stało.

Nabrałem powietrza do płuc i zacisnąłem szczękę, gdy brunetka nie była już w zasięgu mojego wzroku. Przejechałem językiem po wnętrzu policzka i skierowałem się do postoju przy granicy portu, gdzie zostawiłem motocykl. Trącając ramieniem przypadkowych uczestników imprezy, zbliżałem się do grupki znajomych, którzy czekali na rozpoczęcie wyścigu. Wyjąłem dłonie z kieszeni i poklepałem w plecy Willa, który dotarł na miejsce w trakcie mojej nieobecności.

— Jesteś w końcu — zauważył, przerywając dotychczasową rozmowę.

— Miałem coś do załatwienia — mruknąłem, skupiając wzrok na czarnej, dwukołowej maszynie.

Przejechałem dłonią po skórzanym siedzisku i zmarszczyłem brwi. Przyjrzałem się przekręconej śrubie, która regulowała skład mieszanki tuż przy filtrze powietrza i gaźniku. Starłem palcem smar z boku motocykla i znacząco chrząknąłem.

— Ktoś przy nim grzebał.

— Co? — zapytał Will, kolejny raz przerywając pogawędkę z Jordanem.

— Potrzebuję inny motocykl — oznajmiłem i otrzepałem ubrudzone dłonie w ciemne jeansy.

— Stary, skąd mamy ci teraz wziąć motocykl? — Jordan rozejrzał się dookoła, jakby próbował w ten sposób podkreślić absurd mojej prośby. — Za piętnaście minut macie się ścigać — dodał.

— Wiem, ale nie mogę nim jechać bo pieprzony Wright, chce wpakować mnie i Harrison na ścianę — warknąłem i pchnąłem maszynę, która z hukiem upadła.

Ludzie zgromadzeni wokół nas zamilkli i zaczęli z zainteresowaniem przyglądać się mojemu wybuchowi złości. Jordan i Will do tego przywykli, podobnie jak Issac i Molly, którzy powinni już być na miejscu.

— Gdzie do diabła jest Harrison?

— Gdzieś tu się kręci — odpowiedział Will, nie odrywając wzroku od ekranu telefonu.

— Kogo stąd znamy i możemy mu zaufać? — Potarłem twarz dłońmi, czując zmęczenie i złość, że kolejna rzecz tego wieczoru nie szła po mojej myśli.

— Kilka osób znamy, ale ty i zaufanie? — parsknął Jordan. — Wybacz stary, ale ty nikomu nie ufasz.

— Wam ufam.

— Uroczo — zaśmiał się Will, wtrącając w rozmowę. — Dobrze wiemy, że twoje zaufanie nawet do nas jest ograniczone — oznajmił. — Mam motocykl — dodał entuzjastycznie i schował telefon do kieszeni spodni.

— Jesteś pewien, że będzie sprawny?

— Tak, bo nie mówiłem, że chodzi o ciebie — prychnął, a dostrzegając moją minę, poklepał mnie w ramię. — Sorry Nate, ale taka prawda. Ludzie albo cię nie lubią, albo się ciebie boją.

— Dobra — westchnąłem ciężko. — A gdzie jest Harrison? — Obróciłem się dookoła, wypatrując brunetki z niebieskimi pasemkami.

Nie doczekałem się odpowiedzi i nawet jej nie oczekiwałem. Nagłe zniknięcia Molly nie były niczym zaskakującym i każdy już do tego przywykł, ale teraz wyjątkowo była mi potrzebna i wcale nie chodziło o seks. Zacisnąłem parokrotnie dłoń w pięść i chwyciłem telefon, decydując się na wykonanie połączenia. Skupiłem wzrok na ekranie urządzenia i po kilku sekundach wsłuchiwałem się w irytujący sygnał.

HEART ON FIRE | W SPRZEDAŻYWhere stories live. Discover now