"Autobus"

1.8K 144 18
                                    

Kanchou Pov.

Time Skip

W końcu nadszedł ten dzień. Cała drużyna napisała wszystkie testy, klasówki i inne wymysły nauczycieli, mogąc pojechać z nami. Dobrze dla nich, inaczej leżeliby dwa metry pod ziemią, za to, że mnie wkurzyli i zniszczyli mój cudny plan tego obozu. Może wiedzieli o tym i specjalnie się postarali? Nie zdziwiłabym się. Spakowana i gotowa od dawna stałam przy szkolnym autobusie, czekając już tylko na drużynę, a raczej jej połowę. Kilka osób już było, trenerzy byli pierwsi, teraz potrzeba drugiej części. Jak się nie pospieszą, to pójdę do każdego osobno i wyciągnę go stamtąd za uszy lub będę ciągnąc przez całe miasto za nogę!

— Kan-chan!! — ciarki przeszły mi po całym ciele na dźwięk tego głosu, a już po chwili poczułam jak mnie dusi od tyłu. — Będziemy siedzieć razem? Na pewno! — piszczał mi do ucha, kołysząc na boki. Co jest z tym idiotą nie tak?! Od kilku dni robi to cały czas, gdy tylko mnie zobaczy.

— Puść mnie, szkodniku! — próbowałam się wyrwać, jednak jego uścisk na moim brzuchu się zacieśnił. Zabić mnie chce, na pewno!

— Jesteś jak taka miła przytulanka, Kan-chan! Tylko ciebie przytulać! — nie wytrzymałam i mocno nadepnęłam mu na stopę, co poskutkowało. Obróciłam się do skaczącego koguta przodem, patrząc na niego z wyrzutem i złością. — To bolało! Czemu zawsze jesteś taka ostra? — nie wiem czemu, źle zrozumiałam jego słowa i moje poliki lekko zaczęły mnie piec.

— Idiota z ciebie. — warknęłam i szybko weszłam do autobusu.

Usiadłam w środku pojazdu sama i mam nadzieję, że tak zostanie. Moją torbę już na początku mojego przyjścia zostawiłam na górze, nie chcąc cały czas jej trzymać. Ziewnęłam, patrząc przez okno, czekając już tylko na resztę. Usłyszałam jakiś szelest obok siebie i poczułam oddech po swojej prawej. Nie, proszę nie. Obróciłam się w stronę pewnej osoby, która mi przeszkadzała i wtedy zaczęłam żałować, że to zrobiłam. Nasze nosy się stykały, a on nawet nie miał ochoty się odsunąć. Trochę przestraszona cofnęłam się do tyłu, trafiając na szybę. Kuroo zbliżył się ponownie, uśmiechając się jak typowy pedofil, zasłaniając mi całą widoczność.

— Weźcie sobie pokój! — usłyszałam śmiech Yamamoto.

Nawet to nie pomogło, by ten idiota się ode mnie odsunął, a chyba nawet jeszcze bardziej zbliżył. Znowu stykaliśmy się nosami. Cholera, on nie odpuści.

— Kuroo-san, możesz się odsunąć? — nie mogłam się na niczym skupić, patrząc na każdy centymetr jego twarzy, co chwilę wracając do oczu... lub ust.

— No nie wiem, Kan-chan. Mi się podoba. — zaśmiał się, a ja poczułam jego rękę na moim udzie. Od kiedy on się posuwa tak daleko?! Co jest z nim nie tak?! I czemu mi się to podoba?!

— Tsukishima! — usłyszałam głos mojego wybawienia, czyli trenera Naoi. Dopiero wtedy się ode mnie odsunął, dalej jednak siedząc obok mnie. — Tsukishima, do mnie!

— Już idę! — chciałam wstać by pójść do niego, ale dałam radę zrobić tylko tą pierwszą część. Pewien kogut nadal siedział obok i nie spieszyło mu się wstawać, by mnie przepuścić. — Dasz mi przejść? — warknęłam.

— Ależ proszę. — z uśmiechem, siedział dalej, krzyżują dłonie.

— Nienawidzę cię. — wściekłam się, ale muszę jakoś do niego pójść.

Wstałam i trzymając się naszych siedzeń, zrobiłam duży krok, by na niego nie nadepnąć, chodź nie przewidziałam, że stanę z nim twarzą w twarz. Szybko spuściłam wzrok, co było gorsze, więc znowu na niego spojrzałam. Szybko przeszłam przez niego, wybiegając prawie z autobusu, czerwona na twarzy. Co ten idiota ma w głowie?! Zabiję go kiedyś, na pewno!

— Tsukishima, tutaj masz listę wszystkich z drużyny. Idź i sprawdź obecność. — podał mi przypiętą kartkę do specjalnej podstawki i długopis.

— Dobrze. — przepuściłam trenerów przodem, którzy zajęli osobne miejsca po obu stronach.

Weszłam jako ostatnia, a za mną zamknęły się drzwi. Kierowca podał mi mikrofon i mogłam zacząć. Szybko przeczytałam i odhaczyłam każdego po kolei. Mamy to szczęście, że wszyscy są i możemy jechać spokojnie. Oddałam mikrofon i kartkę, chcąc usiąść na swoim miejscu. Zapomniałam, że ktoś już tam na mnie czekał, z pewnym głupim uśmieszkiem, który będzie mnie nawiedzać w najgorszych koszmarach. Nie mam zamiaru powtarzać mojego błędu z sprzed kilku minut. Tym razem chciałam przejść tyłem, trzymając się siedzeń przed naszymi. Zrobiłam już pierwszy krok, wystarczy tylko tam usiąść i mam spokój. Moje niedoczekanie. Gdy byłam nad nim chwycił mnie w brzuchu i posadził na swoich kolanach. O mój boże...

— Jest tak wcześnie, nie wyspałem się przez to. — przycisnął mnie do siebie, ziewając.

— Zwariowałeś... — wymsknęło mi się, gdy nie byłam w stanie powiedzieć czy zrobić coś więcej, niż czerwienić się jak jakaś głupia.

— I to dawno. — położył głowę na moim ramieniu, wtulając się bardziej.

Chyba pierwszy raz w życiu, czuję się jak lalka.

Spokojny Diabeł |Kuroo Tetsurou|Where stories live. Discover now