13 dzień

18 1 0
                                    

13.12.1409 r.

Niecierpliwie czekałam na wieczór.

Tak późno wszyscy powinni już spać, mimo to miałam obawy, że zaraz ktoś mnie zobaczy i wzniesie raban. Wchodzenie nocą na najwyższą kondygnację baszty stanowiło część mojego planu. Po omacku stawiałam stopy. Sunęłam dłonią po chropowatej ścianie, żeby nie stracić orientacji w panujących wokół ciemnościach. Liczył się tylko medalion, który najprawdopodobniej znajdował się w alchemicznej pracowni. Musiałam go odzyskać za wszelką cenę!

Dębowe drzwi do komnaty okazały się ciężkie. Gdy je pchnęłam, na podłodze pojawiła się srebrzysta poświata. Okrągłe oko księżyca zaglądało do środka laboratorium przez dwa małe okienka.

Wewnątrz pomieszczenia starca nie było. Pozostawił za to po sobie rzeczy w nieładzie. Podeszłam do stołów. Zaczęłam przesuwać oprawione w skóry tomiszcza, ale pod nimi zegarek się nie odnalazł. 
– Tylko nie to! – spanikowałam. Roztrzęsioną ręką przez przypadek potrąciłam małe naczynie, z którego chlusnęła żółta substancja. Ciecz złowrogo zasyczała, gdy wżarła się w drewniany blat.
– Musi tu być! – jeszcze nie chciałam dać za wygraną. Wtedy jednak niespodziewanie pochwyciły mnie od tyłu czyjeś ramiona. Ogromna dłoń mężczyzny zasłoniła mi usta, bym nie mogła krzyknąć. Siłą zastałam wciągnięta za piec. Ciii – usłyszałam uspokajający szept wymówiony wprost do mojego ucha.

Drzwi do komnaty rozwarły się szeroko. Do laboratorium wpadł ogarnięty szałem alchemik. Wyglądał, jakby został wyrwany ze snu: rozwiane, siwe pasma włosów, długa koszula nocna zarzucona na patykowate ciało. Na jego szyi błysnął złoty łańcuszek – miał przy sobie medalion. Starzec stanął przy stole i gorączkowo przekartkowywał jakąś księgę. Nagle dostrzegł rozlany płyn. Wstrzymałam oddech.


Teraz i zawszeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz