7 dzień

19 5 0
                                    

7.12.1409 r.

O świcie Kraków był spokojniejszy, choć na zabłoconych, wąskich uliczkach kręcili się już pierwsi kramarze odsłaniający wnęki okienne i wystawiający na widok publiczny wyroby.

W tajemnicy opuściłam szpital przyklasztorny, wcześniej upewniając się, że stan Dziwigora się polepszył. Przemierzałam śmierdzący nieczystościami miejski labirynt. Gubiłam się w nim do końca nie wiedząc, jaki miałam cel. Zawieszony na szyi, ukryty pod ubraniem medalion wypalał mi swoją obecnością dziurę na piersi. Powinnam go użyć, by wrócić do współczesności, jednakże wzrastał we mnie strach. Jeśli mechanizm zegarka naprawdę się zepsuł, próba podróży w czasie mogła źle się skończyć. Zegarmistrza w średniowieczu nie znajdę. Może powinnam udać się do alchemika? To przecież magiczny rekwizyt.

Nagle potrącił mnie jakiś starzec w łachmanach, wcześniej nieomal przewracając stateczną parę małżonków. Żebrak miał wyłupiaste, przesłonięte mgłą oczy w kolorze grudniowego nieba. Z jego ust wraz ze słowami wyciekła gęsta ślina.
– Rrrasss... – wydukał. – Zzza... t–rrrasss.
– Nie rozumiem – powiedziałam speszona.
– Panna niech się nie przejmuje! – odezwał się mieszczanin, świadek zdarzenia. – To obłąkany człowiek.

Szalony dziad zaczął się śmiać oraz dłońmi wyrywać siwe włosy z czerepu, lecz gdy zza murów wyłoniły się sylwetki strażników, zamilkł i na koślawych, odmrożonych nogach, oddalił w przeciwnym kierunku.

Podążyłam poza centrum. Moją uwagę przykuł szyld. Sklep zielarski? Weszłam do środka, gdzie stary zielarz pochylał się nad wagą, by odmierzyć proszek. Ściągnęłam medalion i ostrożnie położyłam go na ladzie, gotowa w każdej chwili chwycić swoją własność i uciec. Mężczyzna zamarł i utkwił wzrok w przedmiocie. Wreszcie warknął:
– Przyjdzie z tym jutro!

(250 słów, wliczając w to datę)



Teraz i zawszeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz