| 10 |

2.4K 97 27
                                    

We wtorek po lekcjach spotkałam się z Shawnem w parku. Kupiliśmy w McDonalds jedzenie na wynos i korzystając z całkiem ładnej pogody rozsiedliśmy się pod drzewem. Nie mogłam się doczekać aż zacznie opowiadać mi o swojej sympatii. Bardziej martwiłam się, jak pójdzie mi dawanie rad, bo zapewne tego ode mnie oczekiwał. Ja kiepisko sobie z tym radziłam.

- Masz całą brudną twarz - zaśmiała się Shawn, patrząc na mnie z iskierkami w oczach. - Jesz jak mały prosiaczek.

Podzieliłam jego dobry humor i również się zaśmiałam.

- Powinieneś być romantyczny, a nie wredny - odgryzłam się. Z papierowej torby wyjęłam chusteczki, by wytrzeć buzię.

Shawn spoważniał i posłał mi pełne obaw spojrzenie.

- Właśnie dlatego potrzebuję pomocy - stwierdził. Ugryzł burgera, a pomidor spadł na jego jeansy. - Kurde - jęknął. - Czy to kara za nazwanie cie prosiaczkiem?

Pokiwałam głową, a moje usta rozciągnęły się w szeroki, triumfalny uśmiech.

- Teraz już wiesz z kim zadzierasz - ostrzegłam żartobliwie. Zagryzłam frytkę i popiłam colą.

Shawn odłożył burgera do opakowania i zajął się wycieraniem swoich spodni z sosu.

Rzucił mi krótkie spojrzenie.

- Niewidziałem, że masz jakieś kontakty z nadludźmi. - Pokręcił głową z udawanym zdumieniem.

- Nadludźmi - powtórzyłam z kpiną w głosie i zaśmiałam się, mimo że chciałam utrzymać poważną minę.

Słońce mocno świeciło, a przyjemny wiatr rozwiewał moje włosy. Co jakiś czas ktoś nas mijał, jednak nie kręciło się zbyt wielu ludzi. Mogliśmy w spokoju siedzieć, swobodnie rozmawiając.

Shawn wrzucił brudne chusteczki do papierowej dorby z McDonalds i uznał, że jednak mogliśmy zjeść na miejscu, a później ewentualnie pospacerować po parku.

- Nie marudź, tylko opowiadaj - rozkazałam, bo chciałam wreszcie czegoś się dowiedzieć.

To naprawdę niesamowite, jak nasza znajomość przeradzała się w przyjaźń. Spotykaliśmy się w wolnym czasie, pisaliśmy smsy i dobrze czuliśmy się w swoim towarzystwie. Swobodnie.

- Więc ma na imię Davina - wyznał, a na jego policzkach zagościły rumieńce.

Urocze.

- Długo się znacie? - zapytałam, biorąc kolejnego frytka.

Starałam dusić w sobie ekscytacje, żeby nie speszyć chłopaka lawiną pytań.

- Około dwa miesiące może - rzekł niepewnie. - Coś koło tego.

Skinełam głową ze zrozumieniem.

- Chciałbym jej powiedzieć, że ją lubie, ale nie wiem jak. - Podrapał się po karku, a wzrokiem błądził po parku. - Nie chce też tak od razu. Wolę upewnić się jakoś, czy może ja też jej się podobam.

- Małymi kroczkami - poleciłam, chociaż niewydawało mi się, że to coś, czego on nie wiedział.

– Pomyślałem, żeby zaprosić ją na bal

– To chyba dobry pomysł – odparłam. Uśmiechnęłam się szeroko. – Tylko musisz to szybko zrobić – dodałam, kiedy zrozumiałam, że do balu zostało mało czasu, a ja jeszcze nie przedstawilam propozycji zabaw i gier.

Miałam już praktycznie wszystko skończone. Wystarczyło popracować nad szczegółami.

– Wiesz... to dziewczyna, a żadna dziewczyna nie lubi być proszona w ostatniej chwili – wyjaśniłam. – Włosy, makijaż, sukienka. Trzeba wszystko ładnie dobrać.

SzeptemWhere stories live. Discover now