IV

201 10 4
                                    

Po moich wyjaśnieniach zapanowała długa cisza. Nie wiedziałam jak zareagować więc po prostu odwróciłam się i w ciszy zaczęłam powoli wracać do leżącego na skarpie ciała.

Gdy do niego dotarłam przyjrzałam mu się dokładnie i dostrzegłam jeszcze kilka kluczowych dla sprawy elementów.

Wstałam gwałtownie i z niepokojem spojrzałam na mężczyzn stojących za mną. Oboje byli zamyśleni, a Gwaine wydawał się zawstydzony. Nie miałam tego w planach, ale zawsze miło popatrzeć jak się rumieni.

- Słuchajcie jest jeszcze coś... - zaczęłam, ale nie dane mi było skończyć tak szybko.
- Jeszcze coś?! - wykrzyknęli obaj zgodnym chórem. Zaśmiałam się cicho, jednak zaraz wróciłam do poważnej miny.

- Tak. Widzicie... Ten człowiek nie był tu sam. Ktoś pewnie na niego czeka razem z końmi. To znaczy, że robili te ślady na dwa konie, a nie na jednego. To by wyjaśniało kilka niejasności... - nagle Gwaine przerwał mi brutalnie, chwytając mnie mocno za rękę.

- Jak to nie był sam?! O czym ty mówisz?! - spojrzałam na niego z lekkim przestrachem, jednak zrehabilitowałam się chwilę później.
- Normalnie. Spójrzcie. Tu na ziemi widnieją ledwo widoczne ślady drugiej osoby. A poza tym... Ten człowiek był prawo ręczny... - powiedziałam cicho i z podekscytowaniem popatrzyłam na Merlina i rycerza.

- Co jego praworęczność ma wspólnego ze sprawą? - zapytał podirytowany Merlin. Mimo wszystko słyszałam w jego głosie zainteresowanie.

- Wbrew pozorom to dość oczywiste. Skoro był praworęczny to dlaczego ma pochwę z mieczem z prawej strony? Przecież nie byłby w stanie swobodnie wyjąć miecza jeśli byłaby ułożona w taki sposób.

- To skąd pewność, że nie był właśnie leworęczny? - zapytał Gwaine z powątpiewaniem.
- Spójrz. Na prawej ma widoczne odciski od walki. Poza tym ułożenie palców wskazuje na to, że była to ręka częściej forsowana i częściej trafiana przez oręż przeciwnika. Czyli była bardziej odsłonięta. Co wskazuje jednoznacznie, że to właśnie w prawej ręce ten człowiek trzymał miecz. - mimo wszystko wyraźnie widziałam, że żaden z mężczyzn nie ma bladego pojęcia w jaki sposób wskazuje to na obecność jeszcze jednego zamachowca.

Postanowiłam nie zwlekać z wyjaśnieniami.
- Skoro pochwa z bronią znajduje się po prawej stronie to znaczy, że kusznik nie przywiązywał zbyt dużej wagi do walczenia mieczem. Ktoś musiał robić to za niego. Ktoś inny walczył mieczem podczas gdy on przeładowywał kuszę. A gdzie jest ten ktoś? Jedyną możliwą opcją jest to, że czeka przy koniach. Dlatego nie mamy dużo czasu. Trzeba jak najszybciej znaleźć i tego mężczyznę i zwierzęta. To jedyna opcja by z całą pewnością stwierdzić skąd pochodził zamachowiec. - po mojej długiej wypowiedzi zapadła cisza.

Czułam na sobie palące spojrzenia obu towarzyszy. Wydaje mi się, że po moim wywodzie ich zaufanie do mnie jednocześnie wzrosło i zmalało. No tak... Nie dziwię im się. Jaka normalna dziewczyna jest w stanie tak dokładnie czytać ślady?

Mimo wszystko i Gwaine i Merlin jak najszybciej podążyli w kierunku swoich koni. Co prawda w ciszy, ale zawsze coś.
- Melysa ma rację. - odezwał się nagle Merlin.
- Królestw na zachodzie jest zbyt wiele by mieć pewność skąd pochodzi ten człowiek. Jedyną opcją jest jak najszybsze znalezienie zwierząt i partnera tego delikwenta. - powiedział czarownik i popatrzył na mnie podejrzliwie.

- To w takim razie jedźmy. - odpowiedział, nagle i beztrosko rycerz.
- Nasza słodka Mel pojedzie ze mną.
- Nie mów tak do mnie - warknęłam cicho w stronę rycerza. Spojrzał na mnie z zaskoczeniem, ale nic więcej nie powiedział.

Za to Merlin postanowił się wtrącić.
- Nie. Melysa pojedzie ze mną. Będę jej pilnował, a nie z nią flirtował. - zarzucił czarownik i pociągnął mnie za nadgarstek w stronę koni.

Gdy wszyscy już siedzieliśmy na koniach, jak najszybciej ruszyliśmy na zachód. W pewnym momencie trzeba było się rozdzielić. Umówiliśmy się, na ponowne spotkanie, o zachodzie słońca przy rozstajach.

Tak jak ustaliliśmy ja pojechałam z Merlinem, a Gwaine wyruszył sam.
Jechaliśmy stępa już jakiś czas, gdy nagle Merlin zaczął rozmowę.
- Nie boisz się używać czarów przy rycerzu Camelotu? - zapytał, a ja nic nie zrozumiałam. Nie miałam bladego pojęcia o co mogło mu chodzić.

- Nie rozumiem. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Nie udawaj. Nie mogłaś wydedukować tylu szczegółów w tak krótkim czasie bez użycia magii. A dobrze wiem, że potrafisz jej używać. - zaczął czarownik, a ja zaśmiałam się cicho. Spojrzał na mnie zdziwiony, na co odpowiedziałam mu zadziornym uśmiechem.

- To jeden z moich talentów. Odziedziczyłam go po ojcu. Miał go również mój starszy brat. - powiedziałam i zasępiłam się.
Przed oczami ujrzałam uśmiechniętą twarz Rorana i naszego taty. Obok nich plątał się młody Rheon, a mama próbowała go pilnować. Byliśmy taką szczęśliwą rodziną...

Szybko otrząsnęłam się z przygnębiających myśli i wróciłam do rzeczywistości.
- To nie żadne czary. To po prostu spostrzegawczość i umiejętność łączenia faktów. - powiedziałam i uśmiechnęłam się. Odpowiedział tym samym i mam wrażenie, że usłyszałam westchnienie ulgi.

- Czyli to dlatego nie wyczułem żadnej magii - powiedział ze śmiechem, a ja odpowiedziałam tym samym. Przejechaliśmy już spory kawał drogi, a słońce zaczęło chylić cię ku zachodowi.

- Chyba powinniśmy już wracać by być na rozstajach na czas. - powiedziałam niepewnie, a Merlin skinął głową.
- Wiesz, cieszę się, że spotkałem kogoś takiego jak ty. Jesteś naprawdę niesamowita Melysa. - powiedział, a ja poczułam rumieńce na twarzy. W końcu powiedział mi to sam Emrys.

- To ja się cieszę, że mogłam cię poznać. Na serio jesteś szlachetny i wyjątkowy. Chciałabym zostać w Camelocie jeszcze dłużej, ale boje się, że złapią mnie i zamkną za używanie czarów... - powiedziałam coraz bardziej ściszając głos.

Merlin spojrzał na mnie ze współczuciem, ale zaraz potem uśmiechnął się ciepło.
- Nie martw się. Ja i Gajusz cię przypilnujemy. - powiedział, na co odpowiedziałam śmiechem.

Słońce było już nisko na niebie gdy dotarliśmy z czarownikiem do rozstajów. Gwaine czekał już na nas. Obok niego czekały dwa dodatkowe konie, oraz związany i zakneblowany, rosły mężczyzna z długimi włosami, sięgającymi za łopatki.

Gdy podjechaliśmy bliżej zobaczyłam niesamowite zielone oczy, w których dostrzegłam szok i przerażenie. Gdy zdałam sobie sprawę na kogo patrzę, sama o mało nie spadłam z konia.

Mój najlepszy przyjaciel i powiernik wszystkich sekretów.
Moje wsparcie i osoba, która zawsze we mnie wierzyła.

Kiedy zrozumiałam kto stoi związany tuż przede mną zabrakło mi słów.
A jednak byłam w stanie wypowiedzieć tylko jedno ciche, ledwie słyszalne słowo.
- Roran...

●●●●●●●●●●●●●●●●
Mam nadzieję, że rozdział się podobał. 😆❤
Pisałam go dosłownie zaraz po rozdziale trzecim i nie ukrywam, że jestem z niego w miarę zadowolona. 😘💕
Jeśli masz ochotę, możesz zostawić gwiazdkę i jakiś komentarz wyrażający twoją opinię ❤
Do zobaczenia! Mam nadzieję, że szybko 😊

Only Destiny ~ our secret  [Merlin series]Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang