,,Co wam odbija!?"

21.1K 740 98
                                    

*Luke*

Myślałem, że za chwilę oszaleje. Gdy Vici zaproponowała mi, abym się nią pożywił od tamtej chwili nie myślałem o niczym innym. Jej krew pachniała tak intensywnie, że prawie zwariowałem.

Czułem cholernie mocny głód, gdybym dziś się nie posilił jutro najprawdopodobniej rzucił bym się na nią. Nachyliłem się nad nią przejeżdżając nosem po jej szyi, tuż obok największej tętnicy. Sprawdzałem jak wiele jestem w stanie wytrzymać.

Miałem obawy, że stracę nad sobą kontrole, jednak nie chciałem o tym myśleć. Ona mi ufa, muszę jej udowodnić, że potrafię panować nad moją drugą stroną, chociaż ona nie jest świadoma tego, jak bardzo mroczne jest moje drugie oblicze.

Jednym szybkim ruchem wbiłem w nią zęby, a do moich ust wleciała słodka, czerwona ciecz. Smakowała lepiej niż ostatnim razem. Przymknąłem oczy próbując zachować świadomość. Czułem się jak zachipnotyzowany, miałem ochotę wypić jej krew do ostatniej kropli. Gdy zaczęła się szarpać otworzyłem oczy wybudzając się z transu. Wiedziałem, że teraz ją boli, jednak potrzebowałem chwili czasu, aby natrafić na odpowiednie nerwy. Wbiłem kły troszkę głębiej, znajdując to czego szukałem. Położyłem jej jeden palec na ustach, próbując ją uspokoić, następnie moją wolną rekę przeniosłem na jej brzuch i delikatnie go gładziłem.

Po kilku chwilach Victoria przestała się szarpać. Usłyszałem jak mruknęła cicho z zadowoleniem. Jej ciało rozluźniło się, a ja mogłem spokojnie rozkoszować się jej przepysznym smakiem. Z każdą kroplą czułem jak rosnę w siłę. W końcu odsunąłem się od niej. Chciałem jeszcze, ale wiedziałem, że nie mogę wypić zbyt dużo. To mogłoby wyrządzić jej krzywdę. Spojrzałem na nią z uśmiechem. Starłem resztki krwi z kącika ust i zawisłem nad dziewczyną opierając się na prostych rękach.

- W całym moim życiu, żadna krew nie dała mi tyle siły. - spojrzałem jej w oczy, a ona lekko się zarumieniła. - Jesteś wyjątkowa. - położyłem się obok niej mocno przytulając.

- Mocno bolało? - zapytałem cicho, czując się trochę winny, że sprawiłem jej ból.

- Na początku tak, ale potem było nawet przyjemnie. - uśmiechnęła się.

- Dziękuję. - pocałowałem ją w policzek. Czułem się naprawdę zajebiście. Miałem wrażenie, że jestem teraz w stanie zrobić wszystko. Spojrzałem na miejsce, w którym przed chwilą zatapiałem swoje kły. Nie było tam nawet najmniejszego śladu. Uśmiechnąłem się delikatnie. Właśnie tak miało być.

- Za chwilkę wrócę. - wstałem z zamiarem pójścia do kuchni po jakąś czekoladę dla dziewczyny. Straciła troche krwi, więc powinna zjeść coś słodkiego. Wyszedłem na korytarz i już z daleka słyszałem głośne kroki. Zza rogu wyłonił się Tay. Patrzył na mnie wściekły. Bez zawahania złapał mnie na koszulkę i przycisnął do ściany.

- Co ty sobie, kurwa, myślisz?! - warknął na mnie, będąc bardzo blisko.

- O co ci .chodzi, stary? - zapytałem, domyślając się przez co jest wściekły.

- O co?! Ty się jeszcze głupio pytasz?! Jak mogłeś ją ugryźć?! Jakim prawem się nią zywiłeś?! Ja ci chce pomóc zdobyć jej zaufanie, chcę ci pomóc zdobyć ją, a ty robisz z Vici chodzący worek na krew?! - zaczął krzyczeć i nawet lekko podniósł mnie nadal opierając o ścianę tak, że ledwo dotykałem stopami podłogi.

- Nie zrobiłem nic przeciwko jej woli. Ona sama to zaproponowała. - wyjaśniałem spokojnie. Nie chciałem się bronić, bo wiem, że jeśli bym go odepchnął to Tay mógłby się na mnie rzucić z pięściami, a nie chcę się z nim bić.

- A ty nie mogłeś odmówić?! Masz całą lodówkę krwi w piwnicy! Mało ci?! - wskazał reką w stronę, z której znajdują się drzwi od piwnicy, a drugą nadal mnie trzymał.

- Nie skrzywdziłem jej. Możesz iść do niej i zobaczyć, że jest wszystko dobrze. Nie ma nawet najmniejszego śladu. - jednak moje słowa chyba do niego nie docierały. Poczułem nagle ogromny ból. Tay przywalił mi z całej siły z pięści pod żebra. Skuliłem się przez co chłopak mnie puścił.

Muszę przyznać, że jest cholernie silny. W końcu wilkołak, więc nie ma się co dziwić. Położyłem dłoń w miejscu, w którym czułem największy ból i lekko rozmasowałem je. Powoli się wyprostowałem, podpierając się o ścianę.

- Tay? Luke? - na korytarzu pojawiła się Vici.

W jej oczach na początku mogłem dostrzec strach, a następnie gdy jej wzrok przeniósł się na mnie pojawiła się troska. Jednak Taylor nie zwrócił na nią uwagi. Położył rękę na moim ramieniu i wymierzył kolejny cios tym razem w lewy policzek. Aż zakręciło mi się przez chwilę w głowie.

- Tay! Co Ty wyprawiasz! - niemalże pisnęła dziewczyna i natychmiast znalazła się obok nas. Chciała odciągnąć go ode mnie, jednak on nawet nie spojrzał na nią, tak jakby jej tu nie było. Już zamierzał kolejny raz mnie uderzyć, ale Victoria szybko kopnęła go z tyłu w kolano przez co upadł na podłogę. Dziewczyna wykorzystała moment zaskoczenia i szybko przekręciła go na brzuch, wykręcając również rękę do tyłu.

- Co wam odbija!? - krzyknęła i chyba wtedy Taylor wybudził się z transu.

- Nic, tylko mała sprzeczka. - zaśmiałem się, a ona widząc, że chłopak trochę się uspokoił puściła go. - Odmienne zdania w temacie sportu. - przetarłem usta i zauważyłem, że mam na dłoni kilka kropel krwi. Tay wstał nadal zdenerwowany i bez słowa poszedł gdzieś szybkim krokiem. Vici chyba rozumiała, żeby dać mu czas na uspokojenie się.

- Chodź opatrze ci usta. Masz rozciętą wargę. - złapała mnie za rękę i pociągnęła do mojego pokoju, który znajdował się zaraz obok nas.

- Nie trzeba, mała. Za kilka sekund samo zniknie. - usiadłem na łóżku, ciągnąć ją za sobą, aby usiadła mi na kolanach.

- No tak, zapomniałam. O co cię kłóciliście? - zapytała z cichym westchniem. Widziałem, że martwiła się. Nie dało się tego nie zauważyć.

- O głupoty. Nie przejmuj się tym. Faceci czasem tak mają, że muszą się wyżyć, a akurat padło na mnie. - przytuliłem ją, widziałem, że naprawdę się tym przejęła. - Zobaczysz, że jeszcze dziś będziemy rozmawiać jak gdyby nigdy nic się nie stało. Jak chcesz mogę iść z nim porozmawiać. - zaproponowałem, a ona natychmiast wstała.

- Nie, ja pójdę. - kiwnąłem głową zgadzając się. Dziewczyna wyszła z pokoju, a ja położyłem się na łóżku.

Taylor musi być bardzo zżyty z Vici, skoro tak zareagował. Pewnie usłyszał moje myśli i wcale mu się nie dziwię. Byłem tak szczęśliwy, że pewnie z sąsiedniej ulicy by je usłyszał. Dobrze, że Victoria ma kogoś kto daje jej wsparcie i nieograniczoną pomoc. Ona tego potrzebuje, chociaż zauważyłem się trochę się zmieniła od przyjazdu tutaj.

Jest pewniejsza siebie, odważniejsza, już prawie przestała się kulić na każdy mój ruch. Chyba jestem na dobrej drodze.

***

Znów nie mogę wam powiedzieć ile słów miał poprzedni rozdział😂 jednak ten ma 1021 słów ❤

Ktoś się spodziewał kłótni?

A może ktoś domyśla się co będzie w następnym rozdziale? 💝

Jeżeli widzisz jakiś błąd napisz mi w komentarzu 💗😙

Adoptowana // L.H.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz