Rozdział 40

7.9K 341 45
                                    

Zadowolona z siebie brnęłam korytarzem w towarzystwie dwóch osiłków. Nie sądziłam, że przekonanie ich do mojego opuszczenia pokoju będzie takie proste. Wystarczyło wspomnieć o moich prawach i o tym, że moje słowo jest tak samo święte jak Alfy i mogłam w spokoju rozkoszować się chwilową wolnością.

Znałam niestety tylko kilka korytarzu w tym monstrualnym budynku, dlatego poprosiłam swoich prywatnych osiłków by zaprowadzili mnie najpierw do kuchni a potem na zewnątrz, do pięknego ogrodu, którego widziałam z okna pokoju.

Nie spiesząc się zaparzyłam czarną herbatę i po dodaniu do niej cukru i cytryny, wraz z kubkiem w ręce ruszyłam do przeszklonych rozsuwanych drzwi. Wychodząc na zewnątrz automatycznie otuliłam się mocniej bluzą Geoffrey'a, którą pozwoliłam sobie od niego ukraść. Niewzruszona zimnymi powiewami wiatru weszłam w głąb roślin napawając się ich jesienną aurą. Kto by pomyślał, że jeszcze niedawno nie miałabym na to czasu, ponieważ moje myśli zaprzątałby jedynie problem coraz chłodniejszych dni, które niosły za sobą wiele chorób. A ja nie miałam chociażby gałązki drewna by ogrzać swoje stare mieszkanie.

Stale myśląc przechadzałam się równymi alejkami, aż w końcu natrafiłam na małą altankę schowaną gdzieś z boku całej tej kompozycji. Oczarowana jej widokiem postanowiłam pobyć w tym miejscu trochę dłużej. Rozsiadłam się wygodnie na leżącej w owym miejscu sofie. Podwinęłam nogi do swojego tułowia i tak zatopiłam się w swoich myślach, iż nie zauważyłam mężczyzny, który dosiadł się do mnie jakiś czas temu.

- Bujasz w obłokach Luno. – wzdrygnęłam się zaskoczona od razu kierując wzrok na osobnika, który zakłócił moją ciszę.

- Witaj Peter. – uśmiechnęłam się widząc brata mojego mate – co słychać? – zaczęłam rozmowę z wilkołakiem, uważnie przysłuchując się, co też ma mi do powiedzenia.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Widząc kobietę, przywiązaną grubym łańcuchem do ściany nie czułem żadnych wyrzutów sumienia. Wręcz przeciwnie, widok jej osoby doprowadzał mnie do wściekłości, nie pozwalając przy tym ustać w miejscu. Podszedłem bliżej jej ciała i sprawnym szarpnięciem włosów podniosłem jej głowę ku górze tak bym mógł patrzeć jej w oczy. Cichy syk wydostał się z jej ust, a ona sama po ujrzeniu mnie uśmiechnęła się perfidnie.

- No proszę, właśnie odwiedził mnie mój pierworodny syn. Jak dobrze, że pamiętałeś o swojej matce. – mówiła niezrozumiale przez chrypę, która spowodowana była ciągłymi krzykami w trakcie tortur.

- Nie jestem twoim synem, a ty straciłaś status matki kiedy zaatakowałaś moją przeznaczoną. Naprawdę byłaś tak głupia i myślałaś, że się nie domyślę? Najwidoczniej mnie nie doceniłaś – prychnąłem puszczając jej głowę tym samym odsuwając się. Zaraz po tym kiwnąłem na dwóch strażników by przenieśli ją na krzesło. Sam zaś zakładając grube rękawice wybierałem sprzęt, od którego zacznę swoją słodką zemstę – Będę ci zadawał pytania. Jeśli jakaś odpowiedź mi się nie spodoba odrobię ją sobie wsłuchując się w twoje krzyki. 

Widząc kobietę, przywiązaną grubym łańcuchem do ściany nie czułem żadnych wyrzutów sumienia. Wręcz przeciwnie, widok jej osoby doprowadzał mnie do wściekłości, nie pozwalając przy tym ustać w miejscu. Podszedłem bliżej jej ciała i sprawnym szarpnięciem włosów podniosłem jej głowę ku górze tak bym mógł patrzeć jej w oczy. Cichy syk wydostał się z jej ust, a ona sama po ujrzeniu mnie uśmiechnęła się perfidnie.

- No proszę, właśnie odwiedził mnie mój pierworodny syn. Jak dobrze, że pamiętałeś o swojej matce. – mówiła niezrozumiale przez chrypę, która spowodowana była ciągłymi krzykami w trakcie tortur.

- Nie jestem twoim synem, a ty straciłaś status matki kiedy zaatakowałaś moją przeznaczoną. Naprawdę byłaś tak głupia i myślałaś, że się nie domyślę? Najwidoczniej mnie nie doceniłaś – prychnąłem puszczając jej głowę tym samym odsuwając się. Zaraz po tym kiwnąłem na dwóch strażników by przenieśli ją na krzesło. Sam zaś zakładając grube rękawice wybierałem sprzęt, od którego zacznę swoją słodką zemstę – Będę ci zadawał pytania. Jeśli jakaś odpowiedź mi się nie spodoba odrobię ją sobie wsłuchując się w twoje krzyki. 

- Coś prostego na początek. – stanąłem przed nią napawając się strachem, który z niej emanował. Niestety kobieta nie chciała go pokazać, przez co zmuszony byłem wydobyć go samemu. – Dlaczego Evelyn Cię słuchała? Co takiego jej mówiłaś, że postępowała jak zamroczona wykonując twoje polecenia – warknąłem nie odrywając od niej wściekłego spojrzenia

- To chyba nie powinno Cię interesować. Skoro tak dobrze dogadujesz się ze swoją pożal się Boże mate, to chyba jej się powinieneś zapytać. – odpysknęła, co nie spodobało się ani mnie ani mojemu wilkowi.

- Zła odpowiedź. – dzierżąc w ręce kombinerki wyrwałem jednego z paznokci u jej dłoni – Dziewięć paznokci na dziewięć pytań. Ja tak mogę cały dzień, pytanie ile ty wytrzymasz – zaśmiałem się bez krzty humoru, napawając się cierpieniem kobiety. – Nie lubię się powtarzać więc lepiej dla ciebie jeśli zapamiętałaś moje wcześniejsze pytania.

- Każdy ma jakieś słabości. Ta dziewczyna jest za dobra. Zbyt uczynna i delikatna, nie nadająca się na Lunę, która byłaby w stanie dbać o całą watahę. Wystarczył mały szantaż, by ta robiła dokładnie to co mówię, nie pytając o nic. Co reprezentuje sobą i tym całym swoim cukierkowym nastawieniem. Ona nie jest dla ciebie. To jest człowiek do cholery, Synu opamiętaj się! – krzyknęła tak mocno, że kropelki jej śliny spoczęły na mojej twarzy. Jeśli chciała mnie wkurwić to się jej to kurwa udało.

- Ustalmy coś sobie teraz. – wycharczałem, licząc w głowie do stu, bo musiałem się jakoś uspokoić, inaczej rozszarpał bym ją tak jak tu siedzi - Evelyn jest idealnie dla mnie. Jest moim światłem w tym całym mroku. Przeznaczenie nigdy się nie myli. Ona jest moja, a ja jestem jej. Próbowałaś ingerować w harmonię bratnich dusz. Módl się by chociaż bogowie po drugiej stronie byli dla ciebie łaskawi. – bez ostrzeżenia pozbyłem się drugiego paznokcia.

Przy ósmym pytaniu kobieta, nie miała już siły krzyczeć, Jedynie co była w stanie robić to zaciskać mocno powieki i drgać pod wpływem silniejszych fal bólu. I pewnie nasza zabawa trwała by dłużej gdyby nie słowa, które wbiły mnie mocno w ziemię, na chwile odbierając oddech.

- Geoffrey... Jak mówiłam, każdy ma słabości. Ty masz jedną to jest pewne. Ale jak myślisz, gdzie podziewa się twoja mate. – zaśmiała się jakby opowiedziała najśmieszniejszy żart na ziemi. Cóż, mi nie było do śmiech.

- Co znowu odpierdolilaś?! – złapałem ją za kołnierz szmaty, którą miała na sobie – Mów, albo cię zajebie.

- Agnes... słodka dziewczyna. – spiąłem się na dźwięk mate mojego brata. – tak mało potrzeba by i on nie mógł mi się sprzeciwić. Mate sprawia, że jesteście tacy słabi i bezradni. – nie mogłem tego dłużej słuchać.

- Mów kurwa co zrobiłaś. – ponownie zacząłem widzieć otoczenie kolorach czerwieni.

- Zapytaj Petera. – zdegustowany odrzuciłem jej ciało. Przekazałem szybką informację do strażników, aby nie pozwolili odetchnąć jej za długo. 

Biegnąc z sercem obijającym się o żebra modliłem się by kobieta nie mówiła prawdy, a moje słońce znajduje się bezpiecznie w naszym pokoju. Otwarłem drzwi od pomieszczenia i zamarłem.

Wszedłem do środka próbując wyczuć jej obecność. Nie było jej.

Szybko wysłałem informację do dwóch wilkołaków, którzy mieli dbać o jej bezpieczeństwo i w szybkim tempie dostałem wiadomość zwrotną. Ogród...

Nie minęła chwila kiedy znalazłem się na zewnątrz. Widok jaki jednak tam zastałem wbił mnie w ziemię totalnie przy tym dezorientując...

Peter bowiem trząsł się podczas ataków płaczu, kuląc się mocno. Evelyn zaś tuliła go do swej piersi próbując uspokoić jego rozdygotane ciało.


Zachęcam dać like za ten zwrot akcji xD 

Dark and LovelyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz