Rozdział 36

7.6K 331 21
                                    

- Nie rób nic głupiego. - stałam na środku wyjścia z łazienki, tym samym blokując muskularnemu mężczyźnie przejście. Oczywiście zdawałam sobie sprawę z tego, iż wystarczył jeden gest wilkołaka, który zmusiłby mnie do zejścia mu z drogi, nie poddawałam się jednak i stale okupywałam drzwi.

- Ta kurwa chciała mi cię odebrać. - wycharczał przez mocno zaciśnięte zęby

- To wciąż twoja matka Geoffrey. - upomniałam go, pomimo iż sama nie cierpiałam tej kobiety.

- W dupie to mam, chciała Cię skrzywdzić, odebrać, chciała Cię kurwa zabić, rozumiesz?! - mówił, a jego głos w niektórych momentach załamywał się niebezpiecznie, ukazując złość jaka w nim buzowała, próbując wydostać się w postaci przemiany.

- Czekaj, chwila.. Zabić? - popatrzyłam na niego zdezorientowana.

- Nie czujesz? - spojrzał na mnie z osądem oraz wściekłością.

- Nie jestem wilkołakiem Geoffrey nie miałam pojęcia. - wytłumaczyłam mu od razu.

- Więc co Ci powiedziała? Że to kurwa mikstura, która sprawi, że będziesz niewidzialna?! - naskoczył na mnie przez co ja też zaczęłam się powoli denerwować.

- Przestań! Nie miałam pojęcia do jasnej cholery! Chciała mi odebrać wszystko na czym mi zależy, nie myślałam co robię! - Czułam że powoli powraca mój atak paniki, nie mogłam bowiem złapać oddechu, a moje ciało zaczęło niebezpiecznie drgać. Mój mate widząc stan w jakim się znajduje podszedł do mnie natychmiast, tuląc mocno do swego gorącego ciała.

- Przepraszam najdroższa, to nie twoja wina, jestem tutaj z tobą, nie płacz proszę poradzimy sobie. - głaskał mnie po głowie, lekko kiwając na boki - A ta szmata za wszystko mi zapłaci, przysięgam Ci, zabije ją - znów zaczął warczeć, a jego dłonie niebezpiecznie zacisnęły się na moich biodrach. Zgadzałam się z jego słowami, ponieważ w pamięci ciągle miałam jej groźby skierowane w moją stronę, oraz ten paskudny dotyk wilkołaka, który mnie molestował. Na samą myśl przeszły mnie dreszcze obrzydzenia - Nie powiedziałaś mi wszystkiego. - on o to nie zapytał, on to stwierdził. Ja jednak nie mając już siły na żadną odpowiedź przyznałam mu rację poruszając głową z góry na dół - Zrobisz to? - domagał się natychmiastowej odpowiedzi.

- Jutro, proszę. - wyszeptałam mając nadzieje, że mnie zrozumie i w duchu ucieszyłam się kiedy pokiwał głową - Co zrobisz z matką? - ciekawa spojrzałam wprost w jego oczy.

- Ta kobieta nie ma już praw do tego by ją tak nazywać, więc proszę byś nie zwracała się w ten sposób, gdy o niej mówisz. - ze śmiertelną powagą kontynuował - Groziła Ci, co równoznaczne jest z grożeniem Alfie, śmierć będzie dla niej łaskawa. Każdy mnie poprze. Mate to świętość, którą ona próbowała zniszczyć. Dokonała rzeczy niewybaczalnej, za którą zapłaci najwyższą karę. - niczym posąg stał, a jego twarz nie została naruszona ani jedną emocją i gdyby nie oczy, które skrywały wszystkie uczucia, pomyślałabym, że ich nie ma.

- Kiedy to zrobisz? - włożyłam ręce pod jego koszule wiedząc, że ta czynność choć trochę go rozluźni i nie myliłam się, ponieważ Geo przymknął oczy z uznaniem.

- Jak tylko pozwolisz mi stąd wyjść – odparł, domagając się posłuszeństwa.

- Nie zostawiaj mnie dziś samej. - odparłam, mając nadzieję że troskliwa natura wilkołaka przejmie kontrolę nad jego agresywną stroną - Boję się. -dopowiedziałam kiedy Geoffrey miał zadecydować. I albo mi się zdawało, albo to przeważyło szalę zwycięstwa na moją korzyść.

- Kocham Cię. - szepnął i podniósł mnie do góry tak bym mogła opleść go nogami w pasie.

-Gdzie idziemy? - spytałam zaciekawiona.

- Do sypialni, koniec wrażeń na dziś, przekażę bratu by zajął się wszystkim, jutro z rana chcę natomiast poznać resztę historii. Sprawiedliwość dosięga wszystkich, którzy Cię krzywdzą, rozumiesz? Jesteś dla mnie najważniejsza. - mówił podczas wchodzenia po schodach. A kiedy znaleźliśmy się w pokoju delikatnie położył mnie na wielkim łóżku. Poszedł na chwilę do innego pomieszczenia, by po chwili wrócić z białą koszulką w ręce - Proszę, to dla ciebie. - podał mi ją do ręki - Idź się przebierz ja tutaj poczekam, nigdzie się nie ruszam skarbie. - podziękowałam i szybko znalazłam się za drzwiami łazienki. Z łatwością odsunęłam zamek sukienki po czym ubrałam na siebie wygodną bluzkę wilkokriwstego.

Przemyłam zmęczoną twarz zimną wodą, by ta choć na chwilę otrzeźwiła mój umysł. Po wykonaniu wszystkich czynności lekko pchnęłam drzwi, które oddzielały mnie od mojego mate i zamarłam na moment.

-Geoffrey?!- wykrzyknęłam w głowie tworząc najgorsze scenariusze. Bałam się, że wilkołak nie wytrzymał i poszedł dorwać swoją matkę. Kiedy jednak z garderoby wyszedł zaniepokojony moim krzykiem mężczyzna, czułam jak moje ciało się rozluźnia.

- Obiecałem, że zostanę. Zaufaj mi. - westchnął podchodząc bliżej mnie.

- Ufam Ci. - odpowiedziałam bez zastanowienia, gdyż była to szczera prawda. Pomimo wybuchowej natury bruneta, wiedziałam, że nie zrobi mi krzywdy... Cóż... Z pewnością nie celowo. I zrobi wszystko bym była bezpieczna.

- Och słodziutka. - uśmiechnął się szeroko, słysząc wypowiedziane przeze mnie słowa - Nawet nie wiesz jaką radość sprawiłaś mi w tym momencie. - objął moją twarz swoimi dłońmi, składając na moim czole czuły pocałunek - Idziemy spać, wystarczy tego wszystkiego na dziś. - mruknął ledwo słyszalnie. Posłusznie wykonałam jego polecenie, wiedząc, że limit cierpliwości Geoffrey'a został na dziś wykorzystany.

Tuląc mnie do swojej piersi lekko nucił melodię, która znana była tylko jemu. Nie przeszkadzało mi to jednak, gdyż owa czynność była niezwykle kojąca i pozwoliła choć na chwilę zapomnieć o minionych wydarzeniach.

- Pamiętasz co mi obiecałaś? – zapytał kiedy moje ciało było już na granicy snu.

- Zaufaj mi. – odpowiedziałam cicho, składając przy tym niemą przysięgę.

- Ufam Ci. – jedną dłonią odgarnął kosmyk włosów, który zasłaniał mi widoczność – Bardzo mocno. – dodał po chwili milczenia.

- Geoffrey? - spytałam, czekając chwilę na reakcję z jego strony, którą okazało się jedynie ciche westchnienie – Przepraszam. – i albo mi się zdawało, albo wystarczyło to jedno słowo, by nasza relacja odbudowała się na nowo.

- Już jest dobrze malutka... Lepiej niż kiedykolwiek było. – zapewnił mnie, nie odrywając ode mnie swojego ciemnego wzroku. I tak usnęliśmy twarzą zwróceni ku sobie, jeden spoglądając na drugiego. Bez słów, bez zmartwień... razem.

Gotowi na piekło, które miało nastąpić...

Dam, dam, daaaaam  

Dark and LovelyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz