Hej jestem Kim A to jest moja historia jak zostałam bioniczna.....
Dziś pierwszy dzień szkoły.- pomyślałam ze smutkiem. Poszłam zrobić kanapki. Niedługo potem ruszyłam do szkoły. Czułam się tak samotnie. Patrzyłam ze smutkiem na wszystkich bo widziałam jak każdy ma choć jednego przyjaciela A Ja ani jednego. Nagle zauważyłam, że ktoś biegnie w moją stronę. To był dobrze zbudowany i wysoki chłopak, który nagle mnie wywalił. Wszystkie moje książki które miałam w ręku leżały na ziemi. Nagle jakiś inny chłopak brunet nieco niższy do mnie pobiega i podał rękę.
-Nic Ci nie jest.- zapytał jak załapałam go za rękę. Chyba się zakochałam jest taki przystojny.
-Nie nic mi nie jest.- powiedziałam widząc, że pomaga mi podnieść ksiażki- dzięki.
-Niema za co.- rzekł podając mi książki.
Nagle patrzę A on zniknął. Myślałam sobie, że to był sen albo z nieba mi spadł. Po prostu zabujałam się w nim.
Szukałam przez dłuższą chwilę sali ale w końcu znalazłam.-Przepraszam za spuźnienie.- mówie z lekkim niepokojem pani profesorce.
-Nic się nie stało. Siadaj do ostatniej ławki. Tam jest wolne miejsce.
-Dobrze.- powiedziałam i ruszyłam.
Zauważyłam, że tam siedzi ten tajemniczy chłopak co mi pomugł.-Hej jestem Chejs. Idiota ze mnie, że nie spytałem się Ciebie gdzie masz lekcje.- powiedział ze spokojem w głosie.
-Jestem Kim. Miło Cię poznać i zabawny jesteś.
-Dzięki. Nikt mi nigdy nie powiedział, że jestem zabawny.
-Aż dziwne ale już możesz mówić, że ktoś Ci tak powiedział- powiedziałam śmiejąc się.
Przez całą lekcje gadaliśmy. Tyle rozmawialiśmy, że niezauważyliśmy kiedy koniec lekcji. Gdy zaczęłam się pakować zobaczyłam karteczkę z napisanym numerem telefonu. Spojrzałam na Chejsa i się uśmiechnęła. Chwilę potem musiałam wracać do domu.
-Co dziś działo się w szkole.- usłyszałam głos mamy, która gotuje obiad.
-Poznałam Chejsa. Jest miły i zabawny.
-Dobra dobra idź się przebieraj idziemy na kolację do Pana Dawenporta kolegi Twojego taty. Tasza ma syna Leo jest podobno fajny.
-Mamo! Przestań. Muszę isć.- spytałem znudzona. Nienawidze kiedy chodzimy na obiad do kolegów taty. Zawsze jest nudno.
-Tak!
-Dobra.
Gdy już byłam gotowa polecieliśmy helikopterem bo mój tata jest milionerem i naukowcem. Lecielismy z 10 minut. Gdy już byliśmy mama zapukała do drzwi. Otworzyła Tasza najlepsza przyjaciółka mojej mamy.
-Proszę wejcie.- miło powiedziała Tasza.
Nagle zobaczyłam Chejsa. Chyba on mnie też bo przez chwilę na siebie patrzyliśmy. Wkońcu weszłam.
-Siadajcie do stołu.- powiedziała Tasza.
Gdy podeszłam do stołu jedyne wolne miejscu było obok Chejsa. Postanowiłam usiąść.
-Kim- usłyszałam, że ktoś mnie woła- to jest Adam, Bree, Leo i Chejs.- powiedział pan Dawenport.
-Z Chejsem już się poznałam.- powiedziałam lekko poddenerwowana.
Gdy już zjedliśmy siedzieliśmy wszyscy na kanapie. Byłam wyjątkowo znudzona rozmową starszych.
-Szefuńciu Mogę iść z Kim do labu- powiedziała Bree, która podeszła do Dawenporta.
-No jasne.- odpowiedział Donald więc Bree do mnie podeszła.
-Choć Kim coś Ci pokaże.
Wstałam i poszłam za nią. Chłopcy też z nami poszli. Zaprowadzili mnie do jakiegoś korytarza gdzie nic nie było wisiał tylko tam jakiś pilot.
-Szefuńciu Ci pozwolił zaprowadzić Kim do labu- spytał się Chejs.
-Tak.- odpowiedziała Bree.
-Jaki szefuńcio.- spytałem zaciekawiona.
-Nasz ojciec.- powiedział szybko Leo.
-Na prawde.- powiedział ździwiony Adam.
Wszyscy walnęło się w głowę oprócz mnie i Adama. Bree podeszła do tego pilota na ścianie. Zaczęła coś na nim naciskać. Nagle pojawiły się metalowe duże drzwi.
-Wow.- powiedziałam.
Weszliśmy na ścianie było dużo guzików. Leo nacisną jeden z nich. Jak byliśmy już na dole metalowe drzwi się otworzyły. Gdy wyszliśmy z windy zobaczyłam ogromne białe i nowoczesne laboratorium.
-Wow. Ale tu ładnie. Moi rodzice też Maja laba ale nie tdurtakiegozego.
-A tak wogule skąd nasi rodzice i twoi sie znają.- powiedział Leo.
-Moja mama i wasza znają się od podstawówki A mój i wasza Tata razem pracują.- odrzekłam.
-aaaaa.- powiedziała całą czwórka na raz.
-A co to są za kapsóły.- spytałam się.
-To sąąąą.- mówił zawchwiany Adam.
-to są nasze pralki.- powiedziała Bree.
-Ta dokładnie.- powiedział Chejs.
Bardzo się zaprzyjaźniłam z Bree. Z Chejsem najwięcej rozmawiałam. Długo gadaliśmy. Parę godzin potem z windy wyszli moi rodzice i Donald Dawenport.
-Kim musimy już iść.- powiedział mój tata.
-Dobra już ide.- odpowiedziałam- pa- powiedziałam czwórce pozostałych i poszłam.
Weszliśmy do windy i pojechaliśmy w górę. Rodzice się pożegnali i poszliśmy do helikoptera. Polecieliśmy do domu.
Gdy miałam iść spać leżałem w łóżku i myślałam o Chejsie. Chyba mi się spodobał. Pół nocy nie przespałam ale w końcu zasnęłam.Oto pierwsza część opowiadania "bionicza" jeżeli podoba wam się opowiadanie dajcie komentarz. Od razu z góry mówię, że części będą pojawiać się nieregularnie.