Rozdział Jedenasty cz. 2

Beginne am Anfang
                                    

Przeklęty druid, Mistrz Lairsen. Czy doniesie ojcu, że wymykam się na nocną eskapadę? Nie miał jednak czasu, by zastanawiać się nad konsekwencjami. Zniknął za rogiem korytarza, chwila moment i już był w holu, by po chwili znów skręcić w stronę kuchni, a tam już prosta droga do drzwi dla służby. Zamknął je za sobą z wyraźną ulgą.

Było już dawno po zmierzchu, placyk oświetlały wątło latarnie, których żywego ognia przez całą noc musiał pilnować latarnik. Najbogatsza dzielnica Brynn mogła sobie na to pozwolić. Było zimno, ale Roslin przyjął ziąb z wdzięcznością. Mężczyzna skierował kroki w stronę jednego z zaułków, gdzie był umówiony z Wynne. Czekał już na niego, a jakże, przestępując z nogi na nogę i pocierając zmarznięte ręce.

— Jesteś wreszcie — mruknął niezadowolony.

— Ojciec ma gości. Trudniej było wyjść — odparł kwaśno Roslin.

— Wierzyć się nie chce, że ojciec wciąż cię pilnuje — parsknął Wynne z szyderczym uśmiechem, gdy ruszyli ramię w ramię w sobie tylko znanym kierunku.

— Zawrzyj gębę. Nie pilnuje, a obserwuje.

— Dla mnie jedno i to samo. Mój już dawno dał mi wolną rękę — odparł lekko Wynne i odrzucił z twarzy złote loki. On również lekceważył modę na warkocz.

— Przypominając, twój ojciec jest bankierem — wycedził Roslin, będąc zmęczony przekomarzaniem. — I jego miasto nie gości obecnie królów.

Wynne puścił ostatnią uwagę mimo uszu. Szydził z przyjaciela, ale sam doskonale wiedział, że i jego ojciec nie byłby zadowolony wiedząc, że włóczy się nocami po Brynn. Nikt by nie był, bo tak duże miasto nie należy do bezpiecznych, szczególnie poza granicami Dzielnicy Północnej. A tam właśnie zmierzali, chociaż Roslin nadal dokładnie nie wiedział, gdzie. Wynne nie chciał mu zdradzić, jakby bojąc się, że stchórzy i doniesie komu nie trzeba.

Im bardziej oddalali się od dzielnicy możnych, tym większe podniecenie ogarnęło rudowłosego. Słuchał wielu opowieści Wynne i w wiele nie mógł uwierzyć. Był chory, gdy pierwszy raz spróbował Palucha Wisielczego. Na szczęście nikt się nie poznał, po jakim specyfiku dostał gorączki. Później miał obawy, zwłaszcza po ostrzeżeniach Lairsena, ale rzeczy, i przede wszystkim doznania, jakie niosło za sobą spożywanie tego kwaśnego miodu, były warte poświęceń. Wynne mówił, że specyfik z tego odwaru to dopiero początek, że można odkryć znacznie, znacznie więcej. Nie wiedział jednak, że Roslinowi przestała wystarczać odrobina...

— Ale ziąb — mruknął Wynne, gdy znaleźli się na opuszczonym placu targowym na łączniku dzielnic. Tutaj już nie było latarni, ale na szczęście księżyc świecił jasno.

— Uważaj! — szepnął nagle Roslin i pociągnął przyjaciela za kubrak. Ukryli się za jednym ze straganów. W ostatniej chwili, o mały włos przyuważyłby ich przechodzący patrol.

— Mało brakowało... — Pokręcił głową jasnowłosy. — Ale spokojnie, już niedaleko.

— Myślałem, że idziemy do Cesarki — powiedział Roslin, gdy przemknęli pod łukiem prowadzącym do Dzielnicy Zachodniej.

— Coś ty. To miejsce dobre dla zwykłych przygód, dla zwykłych ludzi. Ja chcę pokazać ci coś niezwykłego — odparł podekscytowany Wynne. Drżał – pytanie tylko czy z zimna, czy niecierpliwości. Co jakiś czas dotykał flaszki ukrytej za pazuchą. Ależ to będzie zabawa.

— Całe szczęście, że tak zimno... Ziemia się ściąga. Inaczej byłby tu straszny smród — powiedział Roslin, wiedząc, że zbliżają się do nekropolii.

Korona KrukaWo Geschichten leben. Entdecke jetzt