🎄rozdział siódmy🎄

476 27 0
                                    


Wraz z nowym dniem,
powróciła stara Lili,
którą nie obciążał już żaden kac i złe wspomnienia.
Fakt faktem, nie miałam jeszcze czasu szczerze pogadać z mamą, ale mój stres nieco się zmniejszył. Niebezpieczne iskry w oczach mojej mamy stały się niemal niewidoczne, co wróżyło dalsze spokojne delektowanie się świętami. Dlatego ze spokojem w sercu, zeszłam na dół.

Po salonie unosił się zapach twardniejących już pierników i świeżej kawy, wraz z tym po mojej głowie  przeszła myśl.
Myśl, która zrobiła ze mnie eksplodującą mieszankę Świątecznej ekscytacji.

Za sześć dni Wigilia.

To właśnie wtedy usiądziemy wszyscy razem do stołu, wraz z Adamem i Calebem- który nie jest taki najgorszy.

W moim brzuchu pojawiły się motylki.

— Coś się stało?— Caleb uniósł brew, trzymając kanapkę z dżemem, tuż przy ustach.

Właśnie wtedy do mnie dotarło, że przez cały czas przyglądałam się chłopakowi.

Szybko pokręciłam głową, spuszczając wzrok na Świąteczne śniadanie i ruszyłam do stołu.
I wiedziałam, że wpadłam.

Babcia uśmiechnięta od ucha do ucha, przyglądała się zaistniałej sytuacji, tata z lekko uniesioną brwią przemierzał drogę między mną a chłopakiem.            Nie mówiąc o przerażonej minie mamy i zawadiackim uśmiechu Adama.          Caleb jedynie był lekko zmieszany.

— Dzień dobry— kaszlnęłam, siadając przy stole.

— Właśnie widać, że dobry— mruknęła babcia.

🎄

Przesiadując całe popołudnie na odpoczynku, miałam dość uczucia pustki i charakterystycznego niechcenia, dlatego ubrałam pierwszy lepszy sweter, sięgnęłam po słuchawki, puszczając w nich cichą Świąteczną muzyczkę robiąc się w pełni gotowa na małą wycieczkę.

Cóż, to był mój pierwszy raz w Malibu, a jedyne co na ten moment zwiedziłam to pełen złych wspomnień klub i choinki. A wiedza, że tuż obok jest plaża, a ja z tego nie korzystam to niemal mały grzech.

Wychodząc z domu, ciepła bryza ładnie opatulała moje ciało, ostatnie promienie słoneczne grzały moją twarz, a jasne chodniki bez grama śniegu, stały się węższe przez dużą ilość samochodów.

Zaśmiałam się.

Ironią było to, że z Nowojorskich Świąt pełnych chłodu i śniegu, doszłam do ciepłego Malibu, które było całkowicie odmienne. Brakowało tutaj świątecznej gorączki, czy pełnego gwaru, w Malibu powitała mnie jednak, idealna temperatura i korzyści z dodatkowej opalenizny.

Mimowolnie na moje usta wpełzł uśmiech. Zamknęłam oczy, delektując się dobrym humorem, pomieszanym z idealną atmosferą.

Rozkosz przerwał mi błysk.

— Musiałem zrobić to zdjęcie— zaczął Caleb, uśmiechając się do telefonu.
— Z resztą musisz się zobaczyć jak odpływasz— ostatni raz spojrzał na fotografię i schował urządzenie do kieszeni.

Pokręciłam głową, cicho chichocząc.

Zawsze rozbawiało mnie,
gdy chłopak określał mnie jako Świąteczny Świr, czy opowiadał o tym jak odpływam.
To nie było zwykłe wyśmiewanie się. Istniała w tym dobra intencja, nawet jeżeli nie chciał się do tego przyznać.

— Co tu robisz?— zapytałam, dorównując mu kroku.

Wzruszył ramionami.

— Widziałem, że wychodzisz— zaczął— Z resztą, Twoja koszulka jest tak jaskrawa, że nie dało się Ciebie nie zauważyć— zaśmiał się.

Mimowolnie spojrzałam na czerwony
t-shirt, z motywem małych elfów, pomagających w zapakowywaniu prezentów.

— Podoba mi się— powiedział, na co zmarszczyłam brwi— Koszulka. Liliana koszulka— wskazał na nią ręką.

W duchu strzeliłam sobie piątkę w twarz.                                                                                                               
Bo po mojej głowie, przeszła niechciana myśl.

Kaszlnęłam.

— W takim razie, co powiesz na świąteczne zimne kakao prosto z najlepszej kafejki, która nie wiem gdzie się znajduje w Malibu?— zapytałam, wskazując na elfa trzymającego kubek, na mojej koszulce.

— Czekałem, aż to zaproponujesz— powiedział rozbawiony.

Nie zastanawialiśmy się nad kafejką, dlatego w ten sposób weszliśmy do pierwszej lepszej, która okazała się strzałem w dziesiątkę.
Kilka choinek przed wejściem, oświeconych przez kolorowe lampki, pięknie kontrastowały się z zachodzącym słońcem, dlatego zwróciła moją uwagę. Kafelkowa czarno-biała podłoga, wraz ze ścianami wpasowywała się z czerwonym blatem i stołami. Mój zachwyt sięgnął zenitu, gdy przed Nami ukazało się wielkie kakao z talerzykiem pierniczków.

Ponownie w moją twarz błysnął flash.

— Odpłynęłaś— wyjaśnił.

— Pokaż to zdjęcie— wskazałam na jego telefon, gdy ten z cynicznym uśmiechem oglądał fotografię.

Pokręcił głową.

— Swoją drogą, nigdy nie wiedziałem, że kręcą Cię wąsy— zaśmiał się, chowając telefon do kieszeni. Po chwili dotknął mojej twarzy powolnym ruchem, zamazując brązowy ślad.

Znieruchomiałam, jednocześnie bojąc się nieznanych w ten sposób motylek w brzuchu.

Jest źle. Bardzo.

Gdy skończył oblizał palca i ignorując moje emocje, sięgnął po piernika,            śmiejąc się z mojej miny.

— W porządku?

Zirytowało mnie nowe uczucie, spowodowane przez Caleba. Porzuciłam dobry humor i lekki strach, pochłonął moją już racjonalnie myślącą głowę.

Nie mogłam Sobie pozwolić na coś takiego, a zdążyłam już zauważyć, że Caleb jest zbyt dobry.
Zbyt inny.
Co zaczynało mi się w niebezpieczny sposób podobać.
Musiałam temu zaprzestać.

— Nie— spoważniałam, na co chłopak lekko uniósł brew— Zastanawiam się nad tym, jakie musisz mieć wyrzuty sumienia, po tym jak zostawiłeś mnie samą sobie.

Lekko się spiął i odłożył piernika na talerz.

— Liliana...— obniżył głos.

— Nie. Teraz ja mówię— przerwałam— Bo widzisz, jakoś nie chce mi się wierzyć, że w jedną noc zdążyłeś się zmienić— spojrzałam w jego morskie, wypełnione emocjonalnie zawistnym odcieniem oczy— Nie mówiąc o tym, że obudziłeś się dopiero wtedy, gdy byłam naga i całowałam obcego chłopaka.

Z mojego brzucha zniknęły motyle i uczucie jego dotyku, w to miejsce pojawił się wyrzut.

— Jak zwykle, musisz wtrącić wszędzie swoje ego. Znęcaj się nade mną więcej, nie krępuj się— prychnął wstając od stołu.

Nim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, chłopaka już nie było, a po kafejce obił się głośny trzask drzwiami.

Świąteczne ZmartwienieWhere stories live. Discover now