🎄rozdział czwarty🎄

544 30 4
                                    


Został tydzień do Wigilii-najpiękniejszego wieczoru w roku.
W głowie wyobrażałam Sobie ozdobiony stół, pyszne potrawy,
ciepło kominka i świecącą choinę.

Co każdy poranek w moim domu, budząc się, do moich nozdrzy docierał zapach Świątecznego drzewka.

Jednak schodząc na śniadanie w moje oczy rzuciła się stara, sztuczna choinka.

Skrzywiłam się.

— Co taka mina?— tata podjechał do mnie, lekko hamując szarym wózkiem.

Wzruszyłam ramionami i wskazałam na drzewko.

Obił się o ściany salonu jego śmiech.

— Lili, chyba nie myślisz, że babcia pozwoliłaby na to paskudztwo, wiedząc, że w jej domu aktualnie zamieszkuje największy fan Świąt— wydukał, nadal się śmiejąc— Postawiliśmy to na moment, dopóki ty i Caleb nie kupicie prawdziwej— dodał.

Na moją twarz wpłynął grymas.

— Nie wsiądę z Nim do auta. Nie ma takiej opcji— odparłam poważnie, krzyżując ręce.

Zaśmiał się.

— Oczywiście, że nie. Idziecie piechotą— powiedział, na co wzięłam głęboki wdech.

Odwróciłam się w stronę rozbawionego taty.

— Rodzice sadyści, no pięknie!— uniosłam ręce w górę i wpatrywałam się w odjeżdżającego w stronę kominka mężczyznę. Parsknęłam śmiechem, gdy włączył świąteczną playlistę z Justinem Bieberem na czele.

Babcia Tessie, od kiedy pamiętam jest jego fanką.
Górna połowa korytarza, służy jako "ołtarzyk", wszelakich zdjęć z koncertów, czy z meet&greet, nie mówiąc o stercie płyt.

— Czy młoda dama, da zaprosić się do tańca?— wyciągnął rękę w moją stronę, chwytając mą dłoń i lekko całując.

Kiwnęłam głową i posłałam delikatny uśmiech.

Kochałam mojego tatę, najmocniej na świecie.
Ostatnie 3 lata, były udręką
na Nasze życia.
Wypadek był niespodziewany, a wiedząc, że właśnie on mógłby odebrać Nam Siebie, było jak cios w serce. Nie mogłabym tańczyć z tatą w ogromnym salonie z samego rana.     
Z tym człowiekiem, który zawsze wiedział jak mi poprawić humor, co powiedzieć w każdym momencie.

Dlatego wdałam się w świąteczną muzykę, każdą komórką.

Śmialiśmy się w niebo głosy, czasem klaszcząc rękoma.
W środku piosenki "Santa Claus Is Coming To Town", chwyciłam tatę za ręce i zamknęłam oczy, robiąc delikatny obrót, tak by nie przewrócić wózka.

Powracając do jego dłoni, nagle
nie musiałam się już garbić. Zmarszczyłam brwi, ale mimo tego
nadal z zamkniętymi oczami, dałam się prowadzić.
Jego dłonie spoczęły na moich biodrach, schodząc w dół.

Coś jest nie tak.

Dlaczego tata łapie mnie za pośladki i jakim prawem próbuje zbrzydzić mi Świąteczną piosenkę? Pachnąć przy tym jak NIE świąteczne wymioty.

Nie. Nie, nie, nie.

Natychmiast otworzyłam oczy, spoglądając na szczerzącego się Caleba. Cofnęłam się o krok w tył, burząc swój Świąteczny spokój, na co chłopak przewrócił oczami.

— Musisz wszystko psuć? To tylko taniec— powiedział zirytowany— ostatnio zachowywaliśmy się w stosunku do Siebie w porządku— dodał.

— Może dlatego, że się nie widywaliśmy? I niech tak pozostanie — ruszyłam w stronę drzwi— A co do tańca... Ruszasz się gorzej od mojego dziadka, a uwierz mi on potrafi być napięty jak struna— skłamałam, przyglądając się twarzy chłopaka.

Rozbawiony, uniósł brew.

— W takim razie, widać po kim to masz— mrugnął i wszedł do kuchni.

Zmieciona własną ripostą, wpatrywałam się w drzwi, za którymi zniknął chłopak.

1:1 Calebie.
Ale jeszcze wygram.

🎄

Cały dzień spędziłam na sprzątaniu domu.
Choć przyznam szczerze, babcia Tessie miała wszystko dopracowane co do ostatniego guzika.
Więc, jedyne co zrobiłyśmy to nieco się poruszałyśmy.

Robiąc kolacje każda z Nas odczuwała zmęczenie, co chwile rzucając o odczuciach mięśni, o których istnieniu nie mieliśmy zielonego pojęcia.

— Tato— zaczął Caleb, z pełną buzią, gdy usiadłam na krześle w jadalni.

Co za obrzydliwe stworzenie.

— Dzisiaj na mieście wszyscy huczą o imprezie świątecznej. Mógłbym iść?— dodał, biorąc kolejny kęs kanapki.

Adam wziął głęboki wdech i skołowany spojrzał na mnie.

Błagam nie.

— Liliana— wtrąciła się moja babcia— będziesz tak miła i pójdziesz z Calebem?

Poczułam na Sobie, wiercący mi dziurę w głowie, wzrok chłopaka.

Nie. Nie ma mowy.

— Jasne babciu— powiedziałam, wpatrując się w talerz.

I właśnie z tymi słowami pozwoliłam by staruszka mogła myśleć, że swatka idzie po jej myśli, a ja tylko nie umiałam odmawiać z moim Świątecznym miłosierdziem.

Świąteczne ZmartwienieWhere stories live. Discover now